W listopadzie br. ruszyła współpraca firm z regionu, mająca na celu stworzenie floty nowoczesnych jednostek CTV i SOV, przeznaczonych do obsługi morskich farm wiatrowych, a także serwis i zarządzanie nimi. W projekcie biorą udział: PŻB Offshore, Stocznia Szczecińska „Wulkan”, Fundusz Rozwoju Spółek SA oraz Elektryka Morska.
Współpraca obejmuje kompleksowe podejście do zagadnienia od finansowania, przez budowę, po serwis, eksploatację i zarządzanie flotą.
– Planowana jest budowa zaawansowanych technologicznie jednostek dostosowanych do indywidualnych wymagań deweloperskich – podała spółka PŻB Offshore. – Prace projektowe już zostały rozpoczęte.
Współpraca jest odpowiedzią na potrzeby budowania polskiego tzw. local content (lokalnego łańcucha dostaw) w branży offshore wind.
Na wrześniowym spotkaniu w Business Club Szczecin członek zarządu Polskiej Żeglugi bałtyckiej Artur Krasiński przyznał, że firma ta zasygnalizowała chęć wejścia na rynek offshore wind dość późno, gdy deweloperzy odpowiedzialni za budowę farm wiatrowych, jak PGE czy Orlen, większość kompetencji z tym związanych oddali wyspecjalizowanym i mającym duże doświadczenie podmiotom zagranicznym. Spółka PŻB Offshore chce jednak zabezpieczyć część serwisową tych projektów i budować na bazie lokalnych stoczni małe statki do przewozu załóg typu CTV (Crew Transfer Vessel).
Kierownik Działu Handlowego spółki Finomar Arkadiusz Świech zauważył, że oddając kompetencje firmom obcym polska gospodarka transferuje do nich jednocześnie miliardy złotych. Podał przykład, jak to się odbywa w praktyce. Finomar zbuduje dla duńskiej firmy statek typu SOV (Service Operation Vessel), trochę większy niż jednostki typu CTV. Będzie on wyposażony przez firmę niemiecką, a obsługiwać ma polskie farmy wiatrowe.
Jacek Wiśniewski, dyrektor naczelny firmy Euroafrica Services – Oddział w Polsce oraz prezes Grupy Hass Holding, do której m.in. należy Euroafrica, stwierdził, że można dyskutować o budowie bardzo drogich statków typu jack-up, jednak obecnie nie ma w Polsce armatorów, którzy mogliby zaryzykować wydanie kilkuset milionów dolarów na wejście w ten zupełnie nowy rynek. Chyba że mieliby zagwarantowany długoletni kontrakt na pełne wykorzystanie tego statku. Dużo łatwiej deweloperom farm wiatrowych udać się do dużych firm, takich jak Van Oord czy Deme, od lat działających na tym rynku i oferujących kompleksowe usługi, niż podjąć ryzyko inwestowania w statek, który nie miałby szans pracować przez 365 dni w roku, bo zatrudniony byłby jedynie przy budowie jednej czy dwóch farm. Dlatego czarterowane są jednostki firm zachodnich, mających długoletnie doświadczenie i obsługujących jednocześnie przynajmniej kilka projektów. Dzięki temu te drogie statki są wykorzystywane przez większość roku i nie tylko mają możliwość spłaty podjętych na ich budowę kredytów, ale też wypracowują dla swoich właścicieli solidne zyski. ©℗
(ek)