Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Wojenny Gibraltar i jego okręty

Data publikacji: 28 grudnia 2016 r. 13:22
Ostatnia aktualizacja: 28 grudnia 2016 r. 13:22
Wojenny Gibraltar i jego okręty
 

Podczas II wojny światowej Gibraltar stanowił ogromną twierdzę i strategiczną bazę sił brytyjskiej marynarki. Tutaj zawijały wielkie pancerniki i lotniskowce. Zapraszamy naszych Czytelników do podróży w czasie. Gibraltar roku 1943 zobaczymy oczami Brunona Lorbieckiego, nieżyjącego już żołnierza dywizji generała Maczka, który zostawił po sobie bezcenne wspomnienia swojego bojowego szlaku.

Szlak bojowy wiódł przez całą Europę

Przez lata wspomnienia pochodzącego z Pomorza Brunona Lorbieckiego leżały spisane częściowo ręcznie, częściowo na maszynie do pisania w szafie u dzieci i wnuków żołnierza. Nigdy nie zostały wydane, ale fragmenty wspomnień i artykuły o żołnierzu ukazywały się w świnoujskiej prasie. Szlak bojowy Brunona Lorbieckiego, żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, żołnierza dywizji generała Maczka, wiódł przez 10 krajów Europy.

Brał udział w kampanii wrześniowej, później w kampanii francuskiej. Internowany w Szwajcarii, przedostał się do Hiszpanii, gdzie został ujęty i trafił do obozu Miranda de Ebro, skąd wypuszczono go po słynnej głodówce więźniów. W Gibraltarze jako plutonowy żandarmerii widział generała Władysława Sikorskiego niedługo przed tragiczną śmiercią. W 1943 roku trafił do Szkocji, do tworzonej dywizji pancernej. Tam rozpoczął szkolenie. W dywizji generała Maczka walczył w Belgii i Holandii. Ze swoją dywizją dotarł do Wilhelmshaven.

Został odznaczony dziewięcioma odznaczeniami bojowymi. Przyznano mu honorowe obywatelstwo miasta Breda. Po wojnie żołnierz zamieszkał w Świnoujściu, a jego potomkowie żyją tutaj nadal. My cofniemy się do końca kwietnia 1943 roku, gdy żołnierz po okresie tułaczki i poniewierki w kilku krajach Europy trafia do Gibraltaru. Tutaj znowu staje się żołnierzem.

Twierdza robi wrażenie!

B. Lorbiecki widział wcześniej Gibraltar w filmie „Gibraltar drży”, jeszcze przed wojną, w Bydgoszczy, w kinie „Apollo”. Teraz ma okazję obejrzeć to miejsce na własne oczy. Twierdza robi wrażenie. To naszpikowana działami, świetnie zabezpieczona baza. Oddajemy głos żołnierzowi:

– Z daleka już widać na szczycie góry w Gibraltarze olbrzymie, obracające się urządzenia radarowe. Na lotnisku znajduje się wielka ilość samolotów bojowych. Są olbrzymie bombowce, ale przeważają zwinne myśliwce Spitfire. W zatoce oraz przy nabrzeżach stoją statki i okręty wojenne pod różnymi banderami. Wszystkie rozmieszczone są w ten sposób, żeby w razie niespodziewanego ataku lotniczego uniknąć większych strat. To nauka, którą wyciągnięto po ataku na Pearl Harbor. Sam dostęp do bazy morskiej od strony cieśniny łączącej Atlantyk z Morzem Śródziemnym jest zamknięty stalową siatką. Dopiero po otwarciu przejścia statki mogą opuszczać lub zawijać do portu. Są nadto urządzenia wykrywające ewentualnego intruza. Liczne patrolowce dozorują dniem i nocą rozległy akwen. Z dala zarysowuje się brzeg północnej Afryki. Jest szary i ponury. Przypomina Korsykę – opisuje swoje pierwsze wrażenia żołnierz.

Okręty Gibraltaru

Brunon Lorbiecki miał okazję zobaczyć wielkie okręty sił sprzymierzonych. To wspomnienia po kolosach, które już nie istnieją. Jednym z nich był HMS „Nelson”. Chodzi o brytyjski pancernik, który wszedł do służby w drugiej połowie lat 20. XX wieku, a został z niej wycofany w 1948 roku. Rok później jednostka została złomowana.

– Przerażał swoim ogromem. Jego olbrzymich rozmiarów wieże pancerne miały działa o takiej średnicy, że mógłby prześliznąć się przez nie człowiek. Liczne stanowiska obrony przeciwlotniczej zapewniały również ostateczne bezpieczeństwo przed atakami nieprzyjaciela z powietrza – opisuje B. Lorbiecki.

W pobliżu stał ogromny jak boisko stadionu lotniskowiec „Formidable”. To brytyjski lotniskowiec, który został zwodowany 17 sierpnia 1939 roku jako drugi okręt typu Illustrious. Ze służby wycofano go w marcu 1947 roku. W 1953 roku kadłub jednostki sprzedano na złom.

– Na jego pokładzie można było grać w piłkę nożną. W odróżnieniu od pancernika, stanowiska dział znajdowały się nad burtą okrętu, dzięki czemu cały środek pokładu startowego był wolny. Coś około 80 samolotów myśliwskich bazowało w hangarach tego lotniskowca. Ilość marynarzy na obu olbrzymach wynosiła parę tysięcy – relacjonuje w swoich zapiskach żołnierz.

B. Lorbiecki opisuje również w swoim pamiętniku polski kontrtorpedowiec „Błyskawicę”. To polski niszczyciel ORP „Błyskawica”, który przetrwał wojnę i obecnie jest okrętem-muzeum w gdyńskim porcie. Tutejsi marynarze nie mogli wymówić polskiej nazwy, więc nazywali go „Polish Whiskey”.

– Naszych marynarzy lubili. Chociaż „Błyskawica” nie była dużych rozmiarów, to załoga była postawna i dumna, koleżeńska oraz skora do żartów. Na polskich matrosach można było polegać jak na Zawiszy – chwali marynarzy B. Lorbiecki.

Hans Jürgen von Arnim ujęty

15 maja 1943 roku żołnierz odwiedził „Błyskawicę”. Znalazł się nawet ktoś znajomy z Pomorza. Tego samego dnia B. Lorbiecki uczestniczył w eskorcie 14 generałów włoskich i niemieckich, którzy zostali wzięci do niewoli podczas Kampanii Afrykańskiej. Wśród nich był generał Hans Jürgen von Arnim, niemiecki dowódca Grupy Armii Afryka, który objął to stanowisko po generale Erwinie Rommlu odwołanym uprzednio do Reichu.

– Zdaje się, że było tylko czterech generałów niemieckich, którzy wyróżniali się wyglądem i postawą w stosunku do swoich włoskich towarzyszy broni. Było także wielu sztabowców nieprzyjaciela. Wszystkich ich pod eskortą odstawiono na lotnisko, wsadzono do czterosilnikowego bombowca, zdaje się Lancastera, a następnie drogą powietrzną, ponad Atlantykiem, odstawiono do Anglii. Pozostałych jeńców z Afryki załadowano na statki. Wielu już tutaj do Gibraltaru konwojem zostało przetransportowanych. W zatoce więc, jak w wielkim mieście, gęsto było od zakotwiczonych statków. Czekały, aż utworzy się w odpowiednim czasie wielki konwój, by drogą morską wyruszyć do Anglii lub Kanady; do obozów jenieckich – wspomina B. Lorbiecki.

Na łamach „Kuriera Szczecińskiego” jeszcze wrócimy do wspomnień, które zachowały się po Brunonie Lorbieckim. Zachęcamy do czytania!

Bartosz TURLEJSKI

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA