Wtorek, 16 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Sztuka w melonie

Data publikacji: 0001-01-01 00:00
Ostatnia aktualizacja: 2015-07-23 12:54
Sztuka w melonie
 

Na co dzień pływa na promach Unity Line. Uprawia rzadką sztukę carvingu. I jest prawdziwym mistrzem w swoim fachu. Jego dzieła podziwiają nie tylko Europejczycy, ale i Azjaci. Mowa o Mirosławie Bobrowskim, szefie kuchni na promie Polonia i najlepszym polskim carviniście.

Nie tylko smak się liczy
Pochodzi z Gdyni. Tam ukończył Technikum Gastronomiczne. Zanim rozpoczął swoją przygodę z morzem, pracował w kilku trójmiejskich restauracjach. Pod koniec lat 80. XX wieku wyjechał do Holandii, gdzie jako kucharz pracował w hotelu sieci Van der Valk, która wówczas była jedną z największych w krajach Beneluksu i do dzisiaj pozostaje uznaną marką. Pracę na promie Polonia rozpoczął 20 lat temu. Był ze statkiem od chwili, gdy sprowadzono go z Norwegii do Polski.
- Przez pierwszy rok pracowałem jako pierwszy kucharz. Później byłem zastępcą szefa kuchni, w końcu szefem kuchni. Można więc powiedzieć, że pracę na statku poznałem od podszewki - mówi „Kurierowi” Mirosław Bobrowski.
Bycie kucharzem na promie różni się od pracy na lądzie. Cały czas się praktycznie pracuje. Ale naszemu rozmówcy to nie przeszkadza. Lubi to, co robi. - Przynosi mi to satysfakcję. Gdybym tego nie lubił, to po prostu nie byłoby mnie tutaj przez te wszystkie lata - mówi z uśmiechem.
Kucharz na statku to odpowiedzialne zajęcie. Poświadczy to każdy, kto się parał tym fachem, ale i każdy marynarz. Pan Mirosław zyskał ogromny szacunek. W firmie wypowiadają się o nim w samych superlatywach. Ale nie chodzi tylko o świetne potrawy. M. Bobrowski poszedł o wielki krok dalej niż inni kucharze. Krótko mówiąc - został cenionym na świecie artystą.
- Gdy zaczynałem poznawać kucharski fach, wydawało mi się, że smak potrawy jest najważniejszy. To, jak wygląda, to była sprawa poboczna. Moja wychowawczyni w Technikum Gastronomicznym wyprowadziła mnie z błędu. I miała całkowitą rację. Ludzie najpierw zaczynają jeść danie… oczyma - mówi o genezie zainteresowania sztuką zdobienia potraw M. Bobrowski.

Pierwsze próby
Carving to sztuka rzeźbienia w owocach i warzywach. Wywodzi się z Tajlandii. Początkowo była zarezerwowana tylko dla dworów cesarskich. Na początku XX wieku weszła pod strzechy. Rozprzestrzeniła się - początkowo w Azji, a później dotarła również do Europy i Ameryki. Dzisiaj odbywają się kulinarne Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Europy.
- Inaczej wycinają w Azji, inaczej w Europie, a Amerykanie to już w ogóle mają swój własny styl. Ja nie chciałem się wzorować na jakimś konkretnym kierunku. Pracowałem nad własnym - mówi szef kuchni na promie Polonia.
Wszystko zaczęło się w 2006 roku. M. Bobrowski spotykał się z kolegami po fachu i zaczęli pierwsze próby. Wskazówki brali z zamówionej książki o carvingu. 3 lipca swojej mamie kupił na urodziny dwa arbuzy.
- Nie miałem jeszcze wtedy narzędzi. Posługiwałem się nożykiem do ziemniaków. Najpierw rzeźbiłem w jabłku, później w arbuzie. Moja małżonka Dorota, która ma wykształcenie plastyczne, była moim pierwszym krytykiem. Gdy obejrzała to, co zrobiłem, stwierdziła, że „będą ze mnie ludzie”. Sam byłem tak zadowolony z tego, co zrobiłem z arbuzem, że umieściłem zdjęcie swojego dzieła na wizytówce - śmieje się nasz rozmówca.
Pan Mirosław szybko się uczył i tworzył kolejne dzieła z owoców. W październiku na Polonii zorganizowano bufet dla ambasadorów. Traf chciał, że przybyli m.in. dyplomaci z Tajlandii. Kto jak kto, ale oni na carvingu musieli się znać.
- Czekałem na ich reakcję, ale oni przeszli obok, jak gdyby nigdy nic. Musiałem przełknąć gorzką pigułkę. Potem jednak menedżer mi powiedział, że ambasador i ambasadorowa chcą ze mną rozmawiać. Zapytali mnie, czy byłem w Tajlandii. Wyjaśniłem, że carvingiem zajmuję się na własną rękę od trzech miesięcy. Zrobili zdjęcia moim pracom, żeby pokazać kucharzowi, jak Polak potrafi wycinać - opowiada.
To był pierwszy, milowy krok Mirosława Bobrowskiego. Drugim - wyjazd na kulinarny puchar świata do Luksemburga. Tam miał możliwość poznania wielu doskonałych artystów carvingu, m.in. Ludka Prochazki, zdobywcy wielu mistrzowskich medali i pucharów oraz autora książek o tej sztuce. Do dzisiaj nasz artysta oraz Czech są przyjaciółmi i wymieniają się doświadczeniami.

Medale i uznanie
Na Olimpiadzie Kulinarnej IKA w 2008 roku w Erfurcie (Luksemburg) M. Bobrowski wywalczył srebrny medal. - Konkurencja była bardzo silna, a ja miałem trochę pecha. Musiałem jednak uznać wyższość reprezentanta Tajwanu. Po raz pierwszy w tych mistrzostwach udział wzięli przedstawiciele Azji - opowiada.
Dwa lata później pan Mirosław tryumfował na Kulinarnym Pucharze Świata w Luksemburgu. Jako pierwszy z Polaków zdobył na tak prestiżowych zawodach złoty i brązowy medal. Jest jedynym polskim carvinistą, który może się pochwalić takimi osiągnięciami. Przetarł szlak. Zainspirował swoich kolegów, żeby poszli w jego ślady i wzięli udział w międzynarodowych zawodach. Czy są dzieła, z których jest szczególnie dumny ?
- Trudno mi jest wybrać jakieś ulubione. To tysiące prac. Staram się nie powtarzać wzorów. Konkurenci mówią, że moje są „troszkę inne”. Cieszą mnie takie opinie. Staram się, żeby w moich rzeźbach była dynamika. Zawsze też zgłębiam temat, który mam oddać w swojej pracy - opowiada.
Cały czas się rozwija, nawiązuje znajomości z artystami z różnych stron świata i doskonali swój warsztat. Materiałem jego prac stały się również masa cukrowa i czekolada. Jego rzeźby stały się inspiracją dla innych, z czego jest bardzo zadowolony.

Bartosz TURLEJSKI