Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Stare krypy na początek

Data publikacji: 0001-01-01 00:00
Ostatnia aktualizacja: 2015-07-20 13:34
Stare krypy na początek
 

To był akt symboliczny. 10 lutego 1920 roku generał Józef Haller dokonał zaślubin Polski z Bałtykiem. Gdy wrzucał do morza platynowy pierścień przekazany przez Polonię gdańską, w sąsiedniej Rewie podniesiono na maszt biało-czerwone bandery na 10 szkutach - łodziach do transportu rzecznego. Zapewne tylko taką marynarkę handlową posiadał biedny kraj, który znów scalił się po zaborach.

W ten sposób zniewolony przez lata naród powracał nad morze. Ale powrót rozpoczął się trochę wcześniej. Choć z początku przez wiele lat państwo polskie nie mieszało się w tworzenie żeglugi towarowej. Pierwsze próby jej powołania miały miejsce już w 1919 r. na Morzu Czarnym. Pod biało-czerwoną banderą pływał tam krótko - bo do 1921 r. i należał do braci Rylskich statek "Polonia" o nośności 1500 DWT. Inną jednostką był "Emeryk". Jak pisze Wanda Czerwińska w pracy pt. "Polska żegluga morska w latach II Rzeczypospolitej", oba pierwotnie były własnością firm rosyjskich i były na nich rosyjskie załogi.

Polska flota powstawała też na... Bliskim Wschodzie, gdzie na krótko polską banderę wciągnęły niewielkie parowce "Ville de Nice" i "Ville de Tulon" (niecały tysiąc DWT).

Ale rodzimi biznesmeni przejawiali aktywność jeszcze dalej od odradzającej się ojczyzny. Na Dalekim Wschodzie pojawiły się frachtowce: "Albatros" firmy "Kryński", który jak pisze Czerwińska - "spalił się wkrótce w Szanghaju" oraz "Hanamet" należący do kompanii "Grunblatt". Pływał on między portami Chin a Władywostokiem i został sprzedany w 1924 r. "Oczywiście były to statki tylko formalnie polskie, z gospodarką kraju niczym nie powiązane" - podkreśla Czerwińska.

Można powiedzieć, że to epizody. Najpoważniejszą próbą powołania polskiej floty handlowej po zakończeniu I wojny światowej było przedsięwzięcie oparte na kapitale polskiej emigracji w USA. W 1919 roku utworzono tam Towarzystwo Polsko-Amerykańskiej Żeglugi Morskiej. 3,5 mln dolarów kapitału zakładowego należało do 30 tysięcy akcjonariuszy. Pierwszy statek zakupiono w Anglii. Potem kompania postanowiła skorzystać z wyprzedaży frachtowców zbudowanych do przewozów wojennych. Nabyła pięć kolejnych jednostek. Posiadała więc jednostki: "Wisła", "Kościuszko", "Poznań", "Warszawa", "Pułaski", "Kraków". Miały od około 6 tys. do ponad 11 tys. DWT. Ale jak to bywa w żegludze, rozpoczęła się bessa, stawki za przewozy poleciały na łeb na szyję. W efekcie drastyczne staniał także tonaż, czyli statki. Spadek był tak drastyczny, że wkrótce rata za spłatę tych frachtowców przewyższała ich łączną wartość. Tymczasem firma nie miała już pieniędzy na spłatę zobowiązań. W efekcie rząd USA nałożył areszt na trzy statki, czwarty sprzedano na pokrycie innych należności, zaś piąty spłonął. A ponieważ młode polskie państwo nie paliło się do pomocy, Towarzystwo ogłosiło upadłość. "Inicjatywy żeglugowe poza granicami kraju były szczególnie utrudnione ze względu na brak powiązania z rynkiem polskim, co w warunkach szybko zmieniającej się koniunktury stawiało je w bardzo niekorzystnej sytuacji" - podsumowuje autorka.

Przyszła wreszcie pora na shipping w sąsiedztwie Polski - na Bałtyku. Jaskółką była utworzona w 1920 roku "Sarmacja", towarzystwo z 60-proc. kapitałem polskim. Reszta była w rękach Norwegów. Kompania posiadała pięć bardzo niewielkich parowców o nośności od nieco ponad 400 do ponad 800 DWT. Były wiekowe i mocno wyeksploatowane. To powodowało ciągłe problemy finansowe i nieporozumienia ze stroną norweską, której zależało bardziej na doraźnych korzyściach. W efekcie "Warta" i "Bug" - dwa najstarsze frachtowce zostały przerobione „na żyletki". Potem zatonął "Kraków", a "Wisłę" unieruchomiła awaria i została sprzedana. Po 6 latach sprzedano ostatni - "Wawel" i firmę zlikwidowano. W tym czasie jeszcze szybciej zakończyło żywot towarzystwo "Lechia" (tylko jeden statek) z dużym udziałem Duńczyków.

Porażką okazało się także kapitałowo czysto polskie przedsiębiorstwo "Orzeł Biały", finansowane przez Bank Związku Spółek Zarobkowych w Poznaniu. Zakupiło ono statek z wadą techniczną, który z konieczności stał bezczynnie w Gdańsku i w końcu ze stratą został sprzedany do Włoch. 

Jak podsumowała początki polskiej floty handlowej Czerwińska, poczynania kapitału prywatnego "w dużej mierze obcego, cechował minimalizm i brak rozmachu wyrażające się w zaangażowaniu jedynie drobnych kapitałów, w nabywaniu małych jednostek. Cechowała je również niefachowość i nieudolność powodująca zakup statków przestarzałych już w momencie nabycia, a nawet wręcz niezdolnych do żeglugi".

Taka sytuacja ciągnęła się niemal przez całe dziesięciolecie i w końcu do żeglugi postanowiło wkroczyć państwo polskie. I tak w 1927 roku powstała Żegluga Polska a w rok potem Polbryt. 

Marek KLASA

Na zdjęciu: Parowiec "Wisła" należał do towarzystwa "Sarmacja"

Na zdjęciu: Parowiec "Jean", który pod polską banderą nosił nazwę "Kościuszko". Należał do Towarzystwa Polsko-Amerykańskiej Żeglugi Morskiej.

Na zdjęciu: Parowiec "Wilno" był jednostką Żeglugi Polskiej.