Środa, 30 lipca 2025 r. 
REKLAMA

Pożegnali pierwszą Polkę, która dowodziła statkami

Data publikacji: 24 lipca 2025 r. 13:40
Ostatnia aktualizacja: 24 lipca 2025 r. 13:40
Pożegnali pierwszą Polkę, która dowodziła statkami
Pogrzeb pani kapitan rozpoczął się w kościele p.w. św. Anny w Wilanowie Fot. SKKŻW  

Była nazywana kapitanem w spódnicy, Madame Commandante, Woman Sea Captain, Madame la Capitaine, Frau Kapitan… Pierwsza w Polsce kapitan żeglugi wielkiej Danuta Kobylińska-Walas 21 czerwca br. odeszła na wieczną wachtę. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 15 lipca w Warszawie, w kościele p.w. św. Anny w Wilanowie i na pobliskim cmentarzu. Wzięli w nich udział bliscy i przyjaciele zmarłej. Nie zabrakło delegacji ze Szczecina, były poczty sztandarowe Polskiej Żeglugi Morskiej i Szczecińskiego Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej.

Chciała być marynarzem

Urodziła się 27 listopada 1931 r. w Kozietułach, małej miejscowości na Mazowszu. Po II wojnie światowej wraz z rodziną trafiła do Kamienia Pomorskiego. Po ukończeniu kursu żeglarskiego w 1946 r. postanowiła zostać marynarzem. Zamieszkała w Szczecinie i tutaj od 1949 do 1951 r. kształciła się w Państwowej Szkole Morskiej. Było to możliwe dopiero po wielu wizytach w Warszawie, gdy urzędnicy wreszcie pozwolili jej na naukę w PSM. W pierwszych latach po jej ukończeniu nie miała jednak prawa pływania. Pracowała więc w Kapitanacie Portu Szczecin, Centralnym Urzędzie Marynarki Handlowej oraz w Bazach Zdawczych Stoczni w Gdańsku i Szczecinie.

Na pierwszy statek zamustrowała w 1956 r. Pływała jako asystent pokładowy na parowcu „Wrocław”, później jako III oficer na s/s „Szczecin”, następnie jako II oficer na s/s „Kalisz”, a w 1961 r. – jako I oficer na parowcach „Tczew” i „San”.

Kapitanem została 16 lutego 1962 r. Dowodziła takimi jednostkami jak: m/s „Kopalnia Wujek”, „Kołobrzeg II”, „Toruń”, „Bieszczady”, „Powstaniec Wielkopolski”, „Budowlany”, „Uniwersytet Toruński”, „Jarosław”, „Malbork”.

W grudniu 1970 r. będący pod jej dowództwem statek „Bieszczady” cumował w Stoczni Szczecińskiej i pomagał strajkującym robotnikom. W 1972 r. uratowała przed zatonięciem jednostkę „Kopalnia Miechowice” z załogą i ładunkiem.

W latach 1981-86 Kobylińska-Walas była przedstawicielką Biura Radcy Handlowego przy ambasadzie PRL w Tunisie. Polska Żegluga Bałtycka w Kołobrzegu wybrała ją także na matkę chrzestną statku „Nimfa II”.

W rodzinnych Kozietułach Niepubliczna Szkoła Podstawowa nosi jej imię. Została Szczecinianką Roku 1966. Ma swoją tablicę umieszczoną na skwerze Kapitanów obok Starej Rzeźni na szczecińskiej Łasztowni. Otrzymała Złotą Odznakę Honorową „Zasłużony Pracownik Morza” i Złotą Odznakę Honorową Gryfa Pomorskiego, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz szereg innych odznaczeń.

Znana na całym świecie

Była znana na całym świecie. Udzieliła wielu wywiadów. W Singapurze dostała 500 orchidei, a w Nowym Orleanie – symboliczne klucze do miasta.

Nazywano ją kapitanem w spódnicy, Madame Commandante, Woman Sea Captain, Madame la Capitaine, Frau Kapitan… Miała pseudonim „Żaba” ze względu na wybitne umiejętności pływackie. Słynęła z twardej ręki. Wyznawała zasadę: „mój statek świadczy o mnie”. Miała dużą wiedzę i znajomość języków obcych. Przez długie lata była jedyną Polką, która dowodziła statkami. Z żalem odeszła na emeryturę.

Jej bogate życie przedstawił w książce biograficznej pt. „Pierwsza po Bogu” pisarz marynista kpt. ż.w. Eugeniusz Daszkowski.

Pozostawiła w smutku najbliższą rodzinę: syna, wnuczkę i prawnuka, a także grono ludzi, dla których była opoką.

Była i jest legendą

Ksiądz prowadzący uroczystości pogrzebowe przypomniał życiorys pani kapitan.

– Wytrwała, dzielna, utarła drogę innym kobietom, które pragnęły uprawiać ten zawód – podkreślił. – Była wzorem dla marynarskiej braci, wspaniałym nauczycielem i opiekunem. Wielka patriotka, wiernie służyła ojczyźnie.

Pozostawiła w smutku najbliższą rodzinę: syna, wnuczkę i prawnuka, a także grono ludzi, dla których była opoką. Żegnali ją 15 lipca w kościele p.w. św. Anny w Wilanowie i na miejscowym cmentarzu.

– Danusia była niezwykła – mówiła nie kryjąc wzruszenia Magda Skrzyńska, wnuczka zmarłej. – Dla jednych była i jest legendą, wzorem do naśladowania, idolką, bohaterką z prasy, ikoną. Dla mnie była babcią i jako dziecko bardzo chciałam, żeby była zwykłą babcią, ale Danusia nie była zwyczajna i nie było w niej nic sztampowego. Była odważna, nietuzinkowa, barwna, miała wielką klasę, była bardzo czuła, kochała ludzi, zawsze gotowa pomagać, oddawała wszystko, co w danej chwili mogło być komuś potrzebne. Nie dbała o rzeczy, mówiła: lepiej być niż mieć, co często z tatą kwitowaliśmy ciężkim westchnieniem. Ludzie byli dla Danusi najważniejsi, uwielbiała spotkania z przyjaciółmi, rodziną, bardzo długie rozmowy przez telefon, w tamtym czasie stacjonarny, kiedy mieszkałyśmy razem, więc wiecznie prowadziłyśmy spory o dostęp do telefonu, bo moje przyjaciółki nie mogły się do mnie dodzwonić, co doprowadzało mnie do furii. Babcia okupowała telefon od rana do wieczora, ale to był jej sposób na kultywowanie wieloletnich przyjaźni z ludźmi z różnych zakątków świata, ale też w ten sposób dawała siebie innym, swoje rady, mądrość życiową, żarty, wsparcie i dobre słowo. Miała niesamowite poczucie humoru, zaskakiwała nim nawet moich rówieśników, do dziś jest wspominana przez naszych wspólnych przyjaciół. Miała też niespożytą energię i chęć do zabawy. Była mistrzynią w przyjęciach, uwielbiała gotować, wymyślać wykwintne potrawy. Będąc dzieckiem bardzo chciałam zjeść w domu mielonego, nigdy się go nie doczekałam, babcia wolała eksperymentować, była doskonałą kucharką, gotowała wspaniale. Jej siła i determinacja były magiczne, wręcz niekiedy trudne do zrozumienia. Nie ze wszystkimi wyborami życiowymi się zgadzałam, nie wszystkie rozumiałam i nikt tak szybko nie wyprowadzał mnie z równowagi jak ona, zresztą vice versa. Często podczas moich nastoletnich lat darłyśmy koty, ale Danusia nie umiała się długo gniewać. Mówiła: dawaj pyska, całowała mnie w policzek i szybko zapominałyśmy o wszystkich sporach. Wiem, że kochała mnie bezwarunkowo i za to jestem jej niezwykle wdzięczna, to największe bogactwo, jakie mi podarowała – dumę, szacunek i akceptację, bo akceptowała nas wszystkich. Miała ogromny wpływ na nasz światopogląd i wartości, również dzięki niej jestem dziś sobą. Żyła bardzo długo, intensywnie, jej życie to scenariusz na niejeden film. Tak dużo osiągnęła, tyle rąk uścisnęła na całym świecie, tyle mórz przepłynęła, ale myślę, że dla nas mogłaby jeszcze trochę pobyć tu z nami, na ziemi w dobrym zdrowiu, z tą zawadiacką miną i energicznym krokiem, kiedy wiadomo było, ze zaraz coś się wydarzy, że będzie śmiesznie i że najprawdopodobniej zrobi zamieszanie wokół siebie, co jak wiemy uwielbiała. Chciałabym, żeby spędziła więcej czasu z naszym synkiem Ksawerym i żeby on mógł w świadomy sposób, kiedy będzie starszy, też doświadczyć tej magii babci Żaby. Danusiu, zawsze już będziesz żyła w naszej pamięci i nigdy nie przestaniemy cię kochać. Dołączasz teraz do mojej pięknej mamy Grażynki, dołączasz do swoich mężów Edzia i Czesia, dołączasz do przyjaciół i na pewno macie tam teraz na górze wspaniałe przyjęcie, a właściwie, jak często mówiłaś, niezły jubel.

Panią kapitan żegnała też Anna Wypych-Namiotko, była wiceminister infrastruktury, a obecnie starszy oficer portu ds. nawigacyjnych i elektromobilności Urzędu Morskiego w Gdyni. Wspominała wspólne spotkania.

Załogi ją kochały

W imieniu Szczecińskiego Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej przemawiał jego przewodniczący kpt. Włodzimierz Grycner.

– Swoim odejściem na wieczną wachtę zostawiłaś głębokie blizny w sercach ludzkich, w sercach rodziny, przyjaciół i załóg – tych, którzy z tobą pływali i którymi dowodziłaś – zaznaczył. – Całe swoje życie poświęciłaś twojej pasji – pracy na morzach i oceanach. Załogi cię kochały, bo mimo twardości dowodzenia, byłaś dla nich jakoby opiekuńczą matką. Dbałaś o załogi nie tylko na statku, ale też na lądzie. Kiedyś powiedziałaś: „Potrafię wziąć za mordę, ale bardzo kocham ludzi i troszczę się o nich. Zawsze byłam z nimi, także wtedy, kiedy mieli problemy. Potrafiłam rozmawiać z mężczyznami na statku, jakoś nabrałam takiego sposobu: czasem ostro, czasem serdecznie”. Byłaś pierwszą kobietą kapitan żeglugi wielkiej w Polsce, a drugą na świecie. Jako świeżo awansowaną kapitan na s/s „Kopalnia Wujek”, witał cię armatnimi salwami z zamku Castillo del Morro w Hawanie Fidel Castro. Potem na całym świecie witali cię wszyscy z wielkimi honorami. Nawet potrafiłaś rządzić Arabami w Tunisie – jako Przedstawiciel Biura Radcy Handlowego przy ambasadzie PRL ratowałaś wtedy nasze promy. My kapitanowie, marynarze pamiętamy cię i sławimy! Na skwerze Kapitanów w Szczecinie stoi twoja tablica, którą odwiedzają wycieczki i czytają historię twojego życia. Twoja wnuczka 8 lat temu odsłoniła twoją tablicę i przeczytała list od ciebie, który kończył się słowami „Nie mogę przyjechać, bo sól zżarła mi stawy”. Byliśmy z tobą! W listopadzie zeszłego roku na twoje urodziny Szczeciński Klub Kapitanów Żeglugi Wielkiej przesłał ci najserdeczniejsze życzenia, a ja jak zwykle rozmawiałem z tobą telefonicznie. Byliśmy w ciągłym kontakcie. Legendy nigdy nie umierają, pozostaniesz wśród nas na zawsze. Osiągnęłaś wiele zaszczytów, odznaczeń, ale co najważniejsze – zdobyłaś serca marynarzy. Żegluj spokojnie po niebiańskich oceanach! Cześć twojej pamięci!

Przewodniczący SKKŻW odczytał także list od kpt. ż.w. Jerzego Niemca, który nie mógł uczestniczyć w uroczystości pogrzebowej.

– Z żalem żegnam naszą kapitankę – napisał kpt. Niemiec. – Piszę „naszą”, dlatego że należę do grupy tych marynarzy, którzy mieli zaszczyt być jej załogą na pierwszych statkach w jej karierze kapitańskiej. Były to statki Polskiej Żeglugi Morskiej: s/s „Kopalnia Wujek”, nowo wybudowany statek w Warnie, m/s „Kołobrzeg II „ oraz nowo wybudowany statek w Szczecinie m/s „Bieszczady”. Zaszczyt był dlatego, że była pierwszą na świecie kobietą, która zdobyła stanowisko kapitana statku w żegludze oceanicznej. Weszła do panteonu polskich kobiet, które osiągnęły szczyty w karierze, jak Skłodowska-Curie, Rutkiewicz, Kirszenstein-Szewińska. Osobiście poczuwam się do bycia jej wychowankiem morskiego rzemiosła. Byłem marynarzem, gdy została kapitanem. Potem III oficerem i II oficerem na dalszych statkach. Będąc w jej kadrze oficerskiej nauczyłem się od niej sporo, jak być dobrym kapitanem, jak pełnić na statku funkcje „pierwszego po Bogu”. Trudne to zadanie zapewnić bezpieczne wykonywanie zawodu marynarza, służenia statkowi, rozładowywania rodzących się konfliktów osobistych wśród załogi. Była przystępna, otwarta, sprawiedliwa dla każdego załoganta. Służyła radą i pomocą nie tylko dla załogi, lecz również dla ich rodzin. Czego można było się jeszcze nauczyć od kapitanki i powielać w przyszłości, już jako kapitan? Sumienności, bezpośredniości, dokładności, umiejętności wydawania poleceń i ich egzekwowania, oceniania ryzyka, lojalności wobec armatora. Obecność kobiety poprawiała naszą kulturę językową w marynarskich kontaktach. Ludzie lubili ją jako kapitana i chcieli u niej pracować, a w Polskiej Żegludze Morskiej była bardzo cenionym kapitanem. W imieniu załóg statkowych, wtedy z lat 70., st. oficerów Kuklicza i Raroga, II oficerów Choińskiego i Neugebauera, III oficera Klimaszewskiego, asystentów pokładowych: Pozarzyckiego i Andrzeja Piotrowskiego, st. mechanika Krawczuka, II mechaników: Jeżyny i Moronia, elektryków: Wita i Modranki, bosmana Matiasa, ochmistrza Czaińskiego, kucharza Mauricza, marynarzy: Szymczyka, Banuchy, Wysockiego, Grauzula, motorzysty Oziewicza oraz moim własnym żegnamy cię z bólem i składamy tobie kapitanko hołd i podziękowanie za nasze marynarskie wychowanie. Cześć dla jej pamięci i dla jej męża Czesława. Niech spoczywają
w spokoju!

Patronka

Wśród żegnających była liczna delegacja Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Kozietułach, która nosi imię pani kapitan: uczniowie i nauczyciele razem z dyrektor Agnieszką Klimek-Dudzińską. Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Kozietuły i Okolic reprezentowała jego prezes Ewa Mróz. Przybyli również przedstawiciele Ochotniczej Straży Pożarnej w Kozietułach oraz wielu mieszkańców Kozietuł i Kozietuł Nowych. Uczniowie ze sztandarem szkoły pełnili straż przy urnie z prochami pani kapitan podczas mszy św. i w drodze na cmentarz. Delegacja złożyła piękny wieniec z kotwicą, jako wyraz szacunku i pamięci o jej życiu tak silnie związanym z morzem. OSP z Kozietuł ze swoim sztandarem również oddała hołd patronce szkoły.

– Dziś spotykamy się tutaj, aby pożegnać panią kapitan żeglugi wielkiej Danutę Kobylińską-Walas, której imię nosi nasza Niepubliczna Szkoła Podstawowa w Kozietułach – mówiła dyrektor placówki. – To moment pełen smutku, ale także czas wyrażenia wielkiej dumy, że patronką szkoły jest tak znamienita osoba. Historia pani kapitan rozpoczęła się się właśnie u nas, w Kozietułach. To droga pełna determinacji w dążeniu do wyznaczonego celu, pokonywania trudności i łamania schematu. Najsilniejsze sztormy kształtują najlepszych żeglarzy – mówi się wśród marynarskiej braci. Kapitan Danuta Kobylińska-Walas, nasza ukochana Żaba, była nie tylko wybitnym żeglarzem, ale także osobą o wielkim sercu, która swoją pasją, odwagą i mądrością inspirowała nas wszystkich, nieustająco z wielkim zaangażowaniem i otwartym sercem przekazywała też swoją wiedzę i wartości młodym pokoleniom.

Na koniec uroczystości pogrzebowej syn zmarłej, kpt. ż.w. Konrad Walas umieścił w grobie urnę, kwiaty, list od jej przyjaciółki i podziękował wszystkim za obecność.

Modlitwa i wspomnienia w Szczecinie

Dodajmy, że 20 lipca w kościele Morskim w Szczecinie została odprawiona Msza św. ludzi morza, podczas której modlono się za kapitan Danutę Kobylińską-Walas.

Garść wspomnień o tej wyjątkowej kobiecie morza przedstawił kpt. ż.w. Józef Gawłowicz, przybliżając mniej znane szczegóły z jej życia.

– Swoim zachowaniem i sposobem prowadzenia statków rozsławiała naszą flotę – podkreślił.

Kapitan wspominał m.in. ich wspólne spotkania w Warszawie, gdy już była w stanie spoczynku.

Elżbieta KUBOWSKA

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA