Podobnie jak pół wieku temu, był okres okołowigilijny. Wtedy przygotowywali się do Pierwszej Polskiej Morskiej Wyprawy Antarktycznej. Składały się na nią dwa statki: badawczy – Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni „r/v Profesor Siedlecki” i trawler Przedsiębiorstwa Połowów i Usług Rybackich w Świnoujściu – „m/t Tazar”. Wyruszyły 22 grudnia 1975 r. Głównym zadaniem ekspedycji było rozpoznanie możliwości połowów kryla w atlantyckiej części Antarktyki. Wyprawa trwała pół roku i zakończyła się sukcesem nie tylko naukowym, rybackim, ale również propagandowym dla ówczesnych władz.
Rocznicowo-wspomnieniowe spotkanie odbyło się 21-22 listopada br. Gospodarzem pierwszego dnia był Morski Instytut Rybacki – Państwowy Instytut Badawczy. Jego dyrektor dr Piotr Margoński powitał uczestników, a następnie opowiadali oni o „Profesorze Siedleckim” (o jego możliwościach badawczych i krótkiej historii udziału w badaniach międzynarodowych, o antarktycznym pierwszym rejsie, badaniach na nim prowadzonych – hydroakustycznych, oceanograficznych, rybackich, skorupiaków morskich).
Współorganizatorem konferencji był Instytut Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Jego prelegenci kolejnego dnia, po powitaniu przez prof. Jana Marcina Węsławskiego, bardziej się skupili na współczesności i przyszłości polskich badań na Atlantyku.
Nie pominięto koncepcji budowy nowego oceanicznego statku badawczego.
Mówiono ponadto o perspektywach badań na obszarze polskiej koncesji na Grzbiecie Środkowoatlantyckimi i nowych polskich badań w obszarze Antarktyki.
Konferencja w Gdyni i Sopocie odbyła się w ramach projektu „HiPO” dofinansowanego z programu FEDR.04.01-IP.01-005/24.
Wspomnienia są nadal żywe
Był też czas na wspomnienia.
– Mija bowiem 50 lat od tego historycznego wydarzenia, które zapoczątkowało eksploatację morskich zasobów Antarktyki przez polską flotę rybacką, szeroki program badawczy realizowany przez ponad 20 polskich placówek naukowych i w końcu w kolejnym roku utworzenie Polskiej Stacji Antarktycznej PAN im. Arctowskiego na King Georg Island, która funkcjonuje do dziś – podkreśla dr Zbigniew Karnicki, ichtiolog, technolog przetwórstwa ryb.
Dodaje, że wspomnienia nadal są żywe i one doprowadziły do zorganizowania w MIR spotkania rocznicowo-wspomnieniowego wspólnie z Instytutem Oceanologii PAN w Sopocie, który walczy o środki na nowy statek badawczy i powinien zastąpić już leciwą „Oceanię”.
Wydarzenie zgromadziło licznych przedstawicieli środowiska naukowego, także uczestników pierwszych wypraw, tworząc przestrzeń do wymiany wiedzy i doświadczeń związanych z historią oraz przyszłością polskich badań morskich i polarnych. Podczas sesji tematycznych zaprezentowane zostały najnowsze wyniki badań oceanograficznych i rybackich, a także omówiono kluczowe wyzwania, takie jak zmiany klimatyczne, przełowienie i degradacja ekosystemów morskich.
Konferencja była także okazją do refleksji nad znaczeniem pierwszej wyprawy „r/v Profesor Siedlecki” i „m/t Tazar” dla rozwoju krajowej nauki oraz do sformułowania kierunków dalszej obecności badawczej Polski na Atlantyku i w regionach polarnych.
Dr Karnicki już na wstępie zwrócił uwagę, że konferencja nie jest konferencją naukową, a rocznicowo-wspomnieniową, w której będziemy wspominać statki, ryby, kryla, ale przecież najważniejszą rolę w ekspedycji odegrali ludzie. Ludzie, których wielu już nie ma. Wymienił prof. Daniela Dutkiewicza, kierownika pierwszej wyprawy, kapitana Mirona Babiaka i kilku innych, bo wszystkich wymienić się nie dało. Zebrani uczcili ich minutą ciszy.
Panel wspomnień zakończył się wspólnym zdjęciem uczestników konferencji z uczestnikami pierwszej ekspedycji – w pierwszym rzędzie. Co ciekawe, w tym pierwszym rzędzie spotkali się trzej szczecinianie: dr Maciej Krzeptowski, dr Marek Szulc i prof. Juliusz Chojnacki.
– Płynąłem tylko na jednym statku, na „Tazarze” – mówi Maciej Krzeptowski. – Byłem tam kierownikiem siedmioosobowej ekipy naukowej i prowadziłem badania ichtiologiczne.
Sporo miejsce poświęca tej wyprawie w swojej książce pt. „Pół wieku i trzy oceany”, poświęconej historii polskiego rybołówstwa.
Kryl sprawą narodową
– Wyprawie towarzyszyło duże zainteresowanie mediów, w których wypowiadano się na temat niewyczerpanych wprost zasobów białka, jakiego może dostarczyć kryl – pisał Maciej. – Natomiast nas, płynących na „Tazarze”, a sądzić można, że również załogę „Profesora Siedleckiego”, absorbowało ważne pytanie: czy przed trudnym rejsem w nieznane uda się się spędzić wigilię w gronie najbliższych? Dla wielu członków załóg rybackich była to okazja, takiej nie mieli od lat. Niestety, względy humanitarne musiały przegrać z wielkimi hasłami: „wyżywienie narodu” i „wyprawa po białko”. „Tazar” opuścił Świnoujście wieczorem w przeddzień wigilii…
„Profesor Siedlecki” rozpoczął rejs dwa dni wcześniej.
– Dla mnie bardzo ważna była świadomość uczestniczenia w wielkim historycznym wydarzeniu i nie był to tylko ładnie brzmiący slogan, ale najszczersza, zwykła prawda – wspomina Maciej Krzeptowski. – Wszystko, co robiliśmy, miało charakter pionierski. Bardzo prosto brzmi: znaleźć łowiska kryla i podjąć jego połowy. A przecież nikt nie był w stanie wskazać nam takiego miejsca, trzeba było je wyszukać kierując się intuicją i dostępną, choć bardzo skromną wiedzą. Pamiętam niekończące się dyskusje z kapitanem „Tazara” Józefem Muzią, z kolegami z ekipy naukowej, dnie i noce spędzane przy ekranach echosond, wielokrotne, próbne wydawanie sieci. I wiszącą nad nami wielką odpowiedzialność za jak najlepsze wykorzystanie wielkiego, pięknego, nowoczesnego statku. Wreszcie przyszedł dzień sukcesu, „Tazar” jako pierwszy polski statek złowił kryla! Oddzielną sprawą była dla nas przyroda Antarktyki: wszechobecne pingwiny, uchatki, czasami wieloryby, uboga flora odwiedzanych wysp. Wtedy to zakochałem się na zawsze w surowym polarnym pięknie.
Profesor Juliusz Chojnacki był w ekipie naukowej na „Profesorze Siedleckim”, zajmował się badaniami kryla.
Z kolei dr Marek Szulc był na „Tazarze” specjalistą od sprzętu połowowego. To jego zasługą i prototypowych sieci, które skonstruował, były obfite połowy kryla.
Warto wspomnieć o nieżyjącym już Bogdanie Czubasiewiczu, który w załodze „Tazara” pełnił szereg ról. Był członkiem ekipy naukowej, reporterem, dokumentalistą.
– Przygotowywał i wysyłał drogą radiową artykuły mówiące o naszej wyprawie, zbierał materiały do publikacji książkowej, o czym nie wiedzieliśmy – wspominają koledzy z załogi. – Niezwykle towarzyski, dowcipny, zawsze miał w zanadrzu jakąś ciekawą, przeważnie wesołą opowieść. W trudnym rejsie obecność takiej osoby na pokładzie jest nie do przecenienia.
Maciej Krzeptowski mieszkał w wygodnej kabinie kierownika rejsu.
– Bogdan często do mnie wpadał na popołudniową kawę – opowiada. – Pamiętam, gdy na pierwszego kwietnia wysłał do kraju informację pod tytułem: „Wieloryb w sieciach Tazara”. Napisał, że ogromny wieloryb, którego na prima aprilis złowiliśmy, został zamrożony w ładowni i przeznaczony dla Muzeum Narodowego w Szczecinie. Wywołało to prawdziwy popłoch w dyrekcji muzeum, niechętnej gromadzeniu jakichkolwiek morskich zbiorów. ©℗
Elżbieta KUBOWSKA