Kościół katolicki w województwie szczecińskim wobec wydarzeń z Grudnia 1970 i Stycznia 1971 r.
dr Zbigniew Stanuch, Oddziałowe Biuro Badań Historycznych IPN w Szczecinie
W ostatnim kwartale 1970 r., w okresie stopniowo narastającego w społeczeństwie napięcia, spowodowanego trudną sytuacją gospodarczą kraju, bp. Wilhelm Pluta – ordynariusz administracji apostolskiej w Gorzowie Wlkp. skierował do wiernych list pasterski. Pisał w nim o potrzebie tworzenia grup miłosierdzia, które wspierać będą najbardziej potrzebujących. W głównej mierze skupił się na tych, którym brakowało chleba, mieszkań, ubrań. Bp. Pluta napisał ten list 10 listopada 1970 r.
Odczytany w większości kościołów, zdaniem funkcjonariuszy SB nie wywołał istotnych komentarzy. Ze względu na treść korespondował jednak z innym listem pasterskim przygotowanym przez Episkopat Polski, który pierwotnie miał zostać odczytany z ambon 27 grudnia. Był to: „Głos biskupów polskich w obronie zagrożonego bytu narodu". Treść tego listu dotyczyła krytycznej oceny polityki demograficznej władz oraz sytuacji materialnej wielu polskich rodzin. Odnosiła się więc bezpośrednio do ówczesnej sytuacji gospodarczej w jakiej wówczas znajdowało się państwo. Treść listu nie była po myśli władz komunistycznych, które dążyły do jego zablokowania. Wśród duchownych nie brakowało opinii, że jego treść mogłaby przyczynić się do zaostrzenia aktualnej sytuacji w kraju.
W odniesieniu do grudniowej rewolty 1970 r. w Szczecinie, brakuje w źródłach historycznych szczegółowych informacji o zachowaniu się osób duchownych w trakcie i po zamieszkach w mieście. Funkcjonariusze Wydziału IV SB konstatują jedynie, że w trakcie owych wydarzeń księża wykazywali zrozumienie dla postulatów ekonomicznych wysuwanych przez społeczeństwo. Wyraźnie jednak odcinali się od działań związanych z rabunkiem i niszczeniem mienia. Na zwołanej przez ks. dziekana Zygmunta Szelążka naradzie z udziałem szczecińskich księży ustalono, że 20 grudnia duchowni wykorzystają ambony do apelu o spokój i rozwagę oraz otoczenie opieką dzieci i młodzieży, aby nie brały udziału w ulicznych zajściach. Jako przykład można podać kościół pw. św. Krzyża, gdzie jeden z kapłanów, prosił aby „wierzący mieszkańcy Szczecina zrozumieli, że dla wszystkich rodzin tego miasta i dla każdego indywidualnego człowieka potrzebny jest spokój, równowaga i wyzwalanie w sobie i wśród otoczenia – miłości bliźniego". W kazaniach szczecińskich księży, w tym trudnym dla szczecińskiego społeczeństwa okresie, dominowały więc głównie wezwania o poszanowanie życia własnego i innych ludzi oraz zachęta do zwalczania w sobie ducha anarchizmu i wandalizmu.
W niedzielę 24 stycznia 1971 r., w kościele pw. Świętej Rodziny do zachowania pokoju i unikania nieszczęść wzywał ks. dziekan Zygmunt Szelążek. Ks. proboszcz Franciszek Kotula w kościele pw. Świętego Krzyża, ks. Tadeusz Jaszkiewicz w kościele pw. św. Józefa na Pomorzanach oraz ks. Andrzej Majewicz w kościele w Szczecinie Dąbiu wygłosili kazania na podstawie listu św. Pawła do Koryntian. Zwrócili uwagę na to, że człowiek żyje nie tylko dla siebie, ale również dla innych, w związku z czym winni się nawzajem wszyscy tworzący społeczeństwo szanować (słowa ks. Kotuli); katolik nie może dbać tylko o siebie i sobie służyć, powinien myśleć o całym społeczeństwie (to wypowiedz ks. Jaszkiewicza); od prawidłowej postawy jednego człowieka zależy los innych ludzi (ks. Majewicz).
W podobnym, uspokajającym tonie, wypowiadali się również ks. Alojzy Graczyk w kościele p.w. św. Kazimierza, ks. Wiktor Szczęsny w kościele w Szczecinie Zdrojach, ks. płk Piotr Mazurek w kościele garnizonowym oraz ks. Jan Tomaszewicz w kościele w Golęcinie. Z kolei w kościele księży palotynów na wszystkich mszach, owego 24 stycznia 1971 r., odczytany został komunikat o następującej treści: „Wypadki, które w grudniu przed świętami Bożego Narodzenia rozegrały się w naszym mieście i w innych miastach naszej Ojczyzny, wielu polskim rodzinom przyniosły smutek i ból. Matki do dziś opłakują swoje pokaleczone, a nawet zabite dzieci, dzieci zostały osierocone straciwszy swoich ojców. Jesteśmy wdzięczni Bogu, że tragiczne dni się skończyły i że w spokoju mogliśmy zebrać się przy stole wigilijnym i spokojnie powitać Nowy Rok. Jednak dziś możemy z lękiem się pytać, co będzie dalej, bo każdy z nas chce żyć syty i przyodziany w sprawiedliwości i prawdzie. Każdy z nas chce dla siebie, dla swoich bliskich, dla Ojczyzny pokoju”.
W ocenie pracowników Wydziału do spraw Wyznań w Szczecinie w ogóle nie nawiązano do aktualnej wówczas sytuacji w mieście w kościele p.w. św. Andrzeja Boboli, gdzie posługujący tam ojcowie jezuici, w trakcie kazań skupili się na zagadnieniach ekumenicznych. Podobnie było w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa, gdzie księża chrystusowcy mieli za zadanie skoncentrować się na pracy duszpasterskiej. W wielu kościołach ponadto odmawiano po każdej mszy św. modlitwę „Ojcze nasz” w intencji Ojczyzny oraz śpiewano „Boże coś Polskę” lub „Rotę”. Analiza różnych wystąpień osób duchownych pozwala stwierdzić, że w wielu sytuacjach wypowiedzi miały charakter ogólny, bardziej napominający niż wspierający. Nie zawierały w sobie jakiegoś konkretnego programu pomocy rodzinom ofiar tragedii grudniowej.
Niemniej Kościół podejmował również inicjatywy związane z działalnością charytatywną. Podczas spotkania bp. Pluty z proboszczami miasta Szczecina, które odbyło się 4 lutego 1971 r., biskup poinformował, że „pewien człowiek” przekazał kurii kwotę 30 tys. zł. z prośbą o rozdysponowanie jej w gronie najbiedniejszych. Zastrzegł sobie jednocześnie prawo wglądu w listę osób, którym te pieniądze ofiarowano. Zadaniem proboszczów było ustalenie jakie rodziny najbardziej potrzebują wsparcia.
Z powodu zajść jakie miały miejsce na Wybrzeżu, dzień 14 lutego 1971 r., został ustanowiony dniem modlitw za Ojczyznę. Ordynariusze wszystkich diecezji w Polsce otrzymali szczegółowe wytyczne. W tej kwestii program przewidywał odbycie nabożeństw w godzinach wieczornych przy obrazie Matki Boskiej udekorowanym biało-czerwoną flagą, odczytanie, przygotowanego specjalnie na ten dzień, listu Episkopatu, w którym biskupi wzywają cały naród do modlitwy, zbiórkę pieniędzy z przeznaczeniem ich dla osieroconych rodzin Wybrzeża. Na podstawie tych wskazań, wikariusz generalny, bp. Ignacy Jeż rozesłał do wszystkich parafii instrukcję duszpasterską, która szczegółowo regulowała przebieg niedzielnych obchodów. Wydarzenia tamtego dnia były pilnie obserwowane przez funkcjonariuszy SB. Efektem ich działań był meldunek, w którym napisano, że: „spośród 46 zabezpieczonych kościołów na terenie Szczecina i województwa w 43 został odczytany list episkopatu polski w intencji ojczyzny; w trzech kościołach nabożeństwa odbyły się bez czytania listu i miały charakter jak w każdą inną niedzielę. Ponadto w 40 kościołach zapowiedziano zorganizowanie specjalnych, wieczornych nabożeństw. Oprócz zbiórki pieniędzy, zbierano również odzież dla najbiedniejszych rodzin ofiar wydarzeń grudniowych.
Reasumując, należy zgodzić się z tezami Jana Żaryna i Antoniego Dudka, że w obliczu tragedii grudniowej polscy biskupi zachowali się z rezerwą. Ta sama uwaga odnosi się również do kościoła szczecińskiego. Podobnie jak w roku 1968. Obie te symboliczne daty – rok 1968 i 1970/71 – w odniesieniu do działalności Kościoła katolickiego w województwie szczecińskim, cechuje dystans i powściągliwość. Koncentrowano się głównie na sprawach duszpasterskich i unikano wystąpień, które mogłyby doprowadzić do pogorszenia, i tak już wystarczająco złej, sytuacji w kraju. Być może większości szczecińskiego społeczeństwa trudno było przyjąć, zrozumieć i zaakceptować taką, a nie inną postawą księży. Stąd pewnie brały się zarzuty pod adresem niektórych kapłanów. W sytuacji, gdy matka traci syna, żona męża, trudno zadowolić się słowami o pokoju, rozsądku i miłości bliźniego. Społeczeństwo oczekuje wówczas bardziej zdecydowanej reakcji, np. potępienia strzelania do robotników. Tymczasem w dokumentach dominuje retoryka o charakterze duszpasterskim, pozbawiona akcentów, które przez ówczesne władze mogłyby zostać odczytana jako wrogie.