Niedziela, 22 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Od Polnische Wehrmacht do odrodzenia Wojska Polskiego jesienią 1918 r.

Data publikacji: 2024-11-08 14:04
Ostatnia aktualizacja: 2024-11-11 13:21
Przemówienie pułkownika Edwarda Rydza-Śmigłego na temat Aktu 5 listopada. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe / domena publiczna  

Jacek JĘDRYSIAK

Coroczne listopadowe obchody odzyskania przez Polskę niepodległości skrywają zwykle w swym cieniu nieco wcześniejsze znamiona powrotu Rzeczypospolitej na mapę Europy. Już 7 października 1918 r. urzędująca w Warszawie Rada Regencyjna ogłosiła „Deklarację niepodległości Królestwa Polskiego”. Choć to powstałe pod niemieckimi auspicjami gremium w składzie arcybiskup Aleksander Kakowski (metropolita warszawski), Zdzisław Lubomirski (prezydent stolicy) i Józef Ostrowski (prezes Stronnictwa Polityki Realnej) było przez wielu uważane za twór zgoła marionetkowy, to jednak w obliczu klęski niedawnych patronów, jego członkowie energicznie zabrali się za przygotowanie instytucjonalnych filarów odtwarzanego państwa. 

Jedna z najważniejszych grup decyzji dotyczyła rzecz jasna kwestii sił zbrojnych. Już 12 października wprowadzono nowy wzór przysięgi wojskowej, rotą zawierającą zdanie o „wierność Państwu Polskiemu i Radzie Regencyjnej, jako tymczasowej zastępczyni przyszłej Władzy Zwierzchniej Państwa Polskiego”. Był to początek repolonizacji stagnujących w Kongresówce oddziałów tzw. Polskiej Siły Zbrojnej (Polnische Wehrmacht). Sześć dni po zmianie przysięgi wojskowej Generał Gubernator Warszawski i dotychczasowy Naczelny Dowódca Polnische Wehrmacht Hans Hartwig von Beseler zadeklarował zwierzchnictwo regentów nad polskimi oddziałami. Nieco później, 24 października zrzekł się swojej funkcji. 

Otworzyło to drogę do utworzenia w kolejnych dwóch dniach dwóch kluczowych dla utrzymania i zabezpieczenia suwerenności instytucji: Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i Ministerstwa Spraw Wojskowych. Funkcje ich kierowników objęli odpowiednio generał Tadeusz Jordan-Rozwadowski oraz pułkownik Jan Wroczyński. Choć siły jakimi dysponowało wówczas Królestwo Polskie były niewielkie, a jego terytorium nadal było faktycznie pod kontrolą niemiecką, były to bez wątpienia pierwsze akordy nieodległej wolności. Droga do odrodzenia regularnej armii była jednak przed 1918 r. długa i wyboista, naznaczona zderzeniem dwóch rożnych filozofii tworzenia wojska: polskiej i niemieckiej.

Polskie tradycje…

Pamięć o rodowodzie Wojska Polskiego powstałego po I wojnie światowej w sposób oczywisty kieruje się w stronę Legionów Polskich i postaci Józefa Piłsudskiego. Czyn legionowy stanowił ukoronowanie specyficznie polskiego sposobu patrzenia na budowę armii. Wiek XIX w. był okresem instytucjonalizacji sił zbrojnych jako profesjonalnych agend państwa odpowiedzialnych za projekcję siły na zewnątrz i obronę terytorium własnego kraju. Tymczasem od 1831 r., a zatem zakończenia wojny polsko-rosyjskiej, Polacy byli pozbawieni regularnej armii. Spowodowało to pewną odrębność w postrzeganiu instytucji wojska. 

Polskie rozumienie sprawy coraz silniej zmierzało w kierunku koncepcji rewolucyjno-insurekcyjnych, w których główną rolę miał odegrać spontaniczny zryw patriotycznie motywowanych mas, których waleczność, oddanie i poświęcenie miało zrównoważyć braki w wyszkoleniu czy uzbrojeniu. Oczywiście wiara w morale i potęgę ducha na polu walki była podzielana także w armiach mocarstw Europy, od Francji po Rosję, co dziś uważa się często za przyczynę rzezi na polach bitew Wielkiej Wojny. Choć od drugiej połowy stulecia postęp techniczny wyraźnie wskazywał, że czas skutecznych „improwizacji” powoli dobiega końca, w Polsce nadal liczyć musiano na iskrę rzuconą przez „grupę inicjatywną”. Choć przesadą jest ograniczanie tradycji polskiej myśli wojskowej przed 1914 r. wyłącznie do teorii wojny partyzanckiej (jak było to klasowo pożądane w okresie PRL), to jednak Legiony można traktować jako przedłużenie koncepcji w myśl której „słowo ciałem się stało, a Wallenrod – Belwederem”. 

Legioniści zdecydowanie różnili się od regularnych armii Europy. Była to formacja inteligencka, przepełnione demokratycznym duchem, niechętna hierarchii, chyba że płynącej z autorytetu i przykładu własnego. Cnotami były tu pasja, ofiarność, kreatywność i poczucie braterstwa, jakże różne od nieraz wymuszanej przemocą dyscypliny w armiach zaborczych. Te zresztą traktowano z pogardą, jako zbrojne ramię opresyjnych reżimów zaborczych, z których okowów zamierzano Polaków wyzwolić.

… i niemiecki standard

Również w mitologii Cesarstwa Niemieckiego wojsko zajmowało szczególną rolę jako nośnik patriotycznej legendy i spoiwo zjednoczonego państwa. To na polach bitew wojen z Danią, Austrią i Francją z lat 1864–1871, „krwią i żelazem”, wkuto nowe europejskie mocarstwo. W nowej Rzeszy wspólna była w zasadzie tylko duma z niedawnych zwycięstw. Ton nadawały największe w tej konstelacji Prusy, od XVIII wieku uważane za „państwo posiadane przez armię”. Wojsko stanowiło filar pruskiego „patriotyzmu państwowego” co najmniej od czasów Fryderyka Wielkiego. Pozycja ta, zachwiana upokorzeniem klęski zadanej przez Napoleona pod Jeną i Auerstedt, została wzmocniona mitem patriotycznego zrywu przeciw Francuzom w latach 1813–1815. Landwehra, włączona w system powszechnej służby wojskowej, stała się częścią „patriotyzmu państwowego”. Niemieckiemu rozumienia wojny był nieobcy romantyczny kult ducha bojowego. To na koncepcji starcia woli opierał swoje rozumienie istoty wojny Carl von Clausewitz w swym monumentalnym dziele Vom Kriege. 

Mimo entuzjazmu i opanowania do perfekcji wykorzystania takich nowinek tchnących jak telegraf, kolej czy broń szybkostrzelna, do 1914 r. pruski i niemiecki korpus oficerski był przekonany, że tym co przyniesie Rzeszy tryumf w przyszłej wojnie jest przewaga moralna, której elementem była wzorcowa organizacja. Prusy nie bardziej niż we władaniu armii, były państwem spajanym przez potężny aparat urzędniczy. Ten kult biurokracji dotyczył także wojska, a dla wielu wzorcowy Wielki Sztab Generalny był obok choćby brytyjskiego Parlamentu czy Watykanu „filarem europejskiej cywilizacji”. Po wojnie francusko-pruskiej „il modello prussiano”, jak mawiali Włosi, zaczął być naśladowany w wielu krajach, w Japonii, Chile, Boliwii. Sami Niemcy byli dumni ze swojej organizacji wojskowej, uważając, że po Francji to oni przejęli laur nauczycieli sztuki wojennej. 

Leczenie w dużej mierze pruskich kompleksów oznaczało w praktyce wiarę w dyscyplinę i sztywny system szkolenia żołnierzy, podoficerów i oficerów, od którego nie powinno być odstępstw. Nieokiełznany geniusz wodzowski mógł się objawiać na wyższych szczeblach dowodzenia, wykonawcy jego woli musieli jednak zostać wytresowani wedle regulaminowego wzorca.

Niemieckie dylematy

Fiasko prób wywołania powstania w Królestwie Polskim, a następnie wymuszony rosyjską ofensywą odwrót w 1914 r. zniweczył pierwotne plany Piłsudskiego. Ten był wprawdzie gotów bić się do ostatka, ale byłby to tylko gest o znaczeniu moralnym. Mimo wszystko Legiony zostały rozbudowane, a ich postawa budziła uznanie. Problemem było przejęcie, zwłaszcza w lecie 1915 r., inicjatywy co do przyszłości Polski przez Niemcy. 

W pierwszym roku wojny samozwańczy „wyzwoliciele” Warszawy nie mieli w zasadzie żadnego realnego planu co zrobić ze zdobytymi terenami. Koncepcja taka nie została zresztą sformułowana przed wojną z prostego powodu – Niemcy były zainteresowane aneksjami na zachodzie, armia rosyjska miała zostać szybko rozbita i zmuszona do zawarcia pokoju. Z tego też względu Niemcy nie mieli kontaktów w zasadzie z żadną poważną polską frakcją polityczną. Związane z cesarsko-królewskim wywiadem i złożone w dużej mierze z „elementu socjalistycznego” Legiony nie budziły ich zaufania. Nie były też w oczach niemieckich oficerów prawdziwym wojskiem, a raczej rozpolitykowaną „cywil‑bandą”. 

Rosyjski odwrót i opanowanie Królestwa zmusiły jednak Niemców do sformułowania wobec Polaków jakiegoś sensownego programu. Ponieważ za sprawę w dużej mierze odpowiedzialni byli wojskowi, w tym wspomniany wcześniej Beseler, szybko dominować zaczęła sprawa wykorzystania Polaków jako żołnierzy walczących po stronie Państw Centralnych. Było to oczywiście sprzeczne z prawem międzynarodowym – ludności okupowanego terenu nie można było zmuszać do walki, ale Niemcy z lubością stawiali się w roli wskrzesicieli Polski. A zgodnie z ich optyką budowy państwowości, prócz aparatu urzędniczego, filarem każdego cywilizowanego kraju musiał być korpus oficerski i armia. Stąd liczne, formułowane w latach 1916–1917, koncepcje kształtu Polskich Sił Zbrojnych. 

Pozytywne oceny udziału Legionów w walkach pod Kostiuchnówką (4–6 lipca 1916 r.) i nad Stochodem (7–10 lipca 1916 r.) przełożyły się na propozycje wykorzystania ich do tego celu. Niechętni oddaniu podległej sobie formacji Niemcom byli Austriacy, także Beseler nie był zachwycony pomysłem wykorzystania skupionych wokół Józefa Piłsudskiego legionistów. Propozycje te były w dużej mierze efektem rozczarowania współpracą z austriackim aliantem. W tej sytuacji ówczesny szef OHL generał Erich von Falkenhayn zaproponował trzy warianty wykorzystania rezerwuaru rekrutacyjnego Polaków na okupowanych terenach. 

Pierwszy miał polegać na przekazaniu rekrutów z okupowanych ziem polskich jako uzupełnienia już istniejących „austriackich” Legionów. Drugi pomysł to utworzenie na tym samym obszarze nowej, „niemieckiej” formacji tego typu. Ostatnia propozycja zakładała utworzenie legionów pod niemieckimi auspicjami z wszelkich ziem polskich, z wchłonięciem istniejącej już formacji. Pierwsza opcja była wykluczona, druga była jak najbardziej wykonalna, stwarzała jednak ryzyko zadrażnień w relacjach z Polakami i Austrią. Ostatni wariant był niemożliwy bez porozumienia z Wiedniem. 

Bardzo podobną wizję tej problematyki reprezentował zapoznany z propozycjami kanclerz Theobald von Bethman-Hollweg, który za wszelką cenę chciał uniknąć wprowadzenia na terenach okupowanych przymusowego poboru. Gubernator Beseler uważał, że charakterowi, temperamentowi i wyobrażeniu o sobie Polaków odpowiadało w pełni posiadanie własnej armii. Miała mieć ona polską komendę, jednak zostać ukształtowana w całości wedle niemieckich wzorów organizacyjnych i szkoleniowych. W czasie pokoju jej zwierzchnikiem miał pozostawać król polski, w czasie wojny przechodziłaby ona pod komendę cesarza niemieckiego. Beseler postulował by tylko w wypadku wojny niezagrażającej terenom Polski do udziału w konflikcie niezbędna była zgoda władcy polskiego. 

Rozważając aktualne możliwości rozbudowy sił polskich, generał stwierdzał wyraźnie, że istniejące Legiony były zbyt nieliczne by móc spełnić rolę ich rdzenia. Dodatkowe problemy generowały ich ochotniczy charakter, złe wpływy austriackie, partyjniactwo, niedostateczna dyscyplina i faktyczny brak związku z ludnością Królestwa Polskiego. Wynikała z tego konieczność zupełnego przeorganizowania oddziałów przy wykorzystaniu pojedynczych, wypróbowanych i doświadczonych bojowo legionistów. Beseler był przy tym sceptyczny wobec pomysłów użycia sił polskich w aktualnie trwającym konflikcie – słabo wyszkolone siły polskie mogły mieć raczej ograniczone zastosowanie we współczesnej wojnie.

Wykuwanie koncepcji

Pod auspicjami Beselera latem i jesienią 1916 r. wypracowano plan budowy przyszłego Polnische Wehrmacht. Rezerwuar ludności w wieku 17–45 lat szacowano na milion mężczyzn. Powinno to pozwolić na wystawienie armii w sile do 100 tys. ludzi. Ponieważ nie można było powołać ich do służby przymusowo zamierzano rozpocząć od sformowania tzw. rdzenia, złożonego z ochotników. W pierwszym etapie miano wyszkolić 15–30 tys. ludzi, w tym zwłaszcza przyszłych oficerów i podoficerów. Potem miano przystąpić do szkolenia dalszych kadr. Łącznie miało to dać najpierw trzy, a finalnie dziewięć dywizji, gotowych do wykorzystania po ośmiu–dziewięciu miesiącach szkolenia. Artyleria miała zostać w dużej mierze przydzielona przez stronę niemiecką. Przezornie zakładano, że siły nie powinny przewyższać liczebnie oddziałów okupacyjnych. 

Optymistycznie nastawione do sprawy niemieckie OHL z Ludendorffem na czele oczekiwało wówczas na wiosnę 1917 r. czterech–pięciu polskich dywizji. Na tym etapie wszelki udział Legionów w całym procesie był wykluczony. Niespodziewaną dywersję względem tych planów wykonali Austriacy, powołując we wrześniu 1916 r. z Legionów tzw. Polski Korpus Posiłkowy, co było zapowiedzią konkurencyjnej wobec Niemców akcji werbunkowej. Bez porozumienia z sojusznikiem wykorzystanie pełnego potencjału ludnościowego Królestwa Polskiego było wykluczone, jego połowa znajdowała się bowiem pod kontrolą Austro‑Węgier. 

Pierwszy kompromis z sojusznikami zawarto w Pszczynie 18 października 1916 r. Werbunek miano przeprowadzić na terenie obu okupacji, a odpowiedzialność za organizację Polnische Wehrmacht przekazano w niemieckie ręce. Miały zostać utworzone cztery dywizje, w tym jedna na terenie okupacji austriackiej. Austriacy nie zgadzali się jednak na likwidację PKP, który z chęcią uznaliby za pierwszy korpus nowej armii. Co znamienne, w tym samym czasie w szeregach wycofanego z frontu PKP powołano komisję w sprawie organizacji piechoty, kawalerii i artylerii polskiej, zakładającą sformowanie właśnie takiej liczby wielkich jednostek. Wariant taki wykluczali jednak Niemcy, nieufni wobec legionistów.

Zderzenie dwóch światów

Efektem opisanych ustaleń był akt 5 listopada oraz zakończona fiaskiem odezwa werbunkowa. W związku z tym 11 listopada 1916 r. w Pszczynie zmieniono plan działania. PKP miało zostać przekazane do 10 kwietnia 1917 r. pod komendę Beselera, jednak nie jako zwarta i niepodzielna jednostka, lecz jako rdzeń tworzonej armii. Korpus miał jak najszybciej zostać wydzielony z armii cesarsko-królewskiej, jednak Beseler od razu otrzymywał prawo do prowadzenia korespondencji służbowej z jego dowództwem. 

W myśl porozumienia PKP przetransportowano na obszar Kongresówki, rozpoczynając w grudniu zaplanowany na trzy miesiące proces szklenia pod okiem niemieckich doradców. Kierował nim minowany Inspektorem Wyszkolenia saski generał Felix Barth. Całość od początku była ciągiem nieporozumień. Beseler nie był w stanie znaleźć wspólnego języka z Piłsudskim, który chciał oddania całej akcji tworzenia wojska stronie polskiej, co pozwoliłby na utworzenie realnie licznej armii. Gubernator nie rozumiał oporu Polaków przed oddaniem się w ręce „pierwszej armii świata”. Proponowany przez Komendanta entuzjazm patriotyczny miał być niczym wobec realiów nowoczesnej wojny. 

Podobnie negatywne zdanie o polskich kadrach mieli niemieccy „doradcy”, często wysłużeni służbiści, którzy nie potrafili urobić frontowych żołnierzy do „konsystencji regulaminowej”. W rezultacie wiosną stało się jasne, że kolejny eksperyment zakończył się fiaskiem, a w kwietniu Niemcy postanowili zwrócić sojusznikom PKP. Niemcy chcieli tworzyć rdzeń nowej armii od podstaw. Spowodowało to trwający kilka miesięcy ferment, którego finałem był kryzys przysięgowy z lipca 1917 r. Zbuntowanych Legionistów z Piłsudskim na czele internowano. Zgodnie z decyzją Ludendorffa z 21 września 1917 r. działania na polu organizacji polskiej armii miano ograniczyć do jednego–dwóch pułków piechoty z oddziałem karabinów maszynowych. Te symboliczne siły miały mieć charakter wzorcowej, apolitycznej kadry, nie było też mowy o wykorzystaniu w ich tworzeniu jeńców rosyjskich. Był to faktyczny koniec niemieckiego zainteresowania tematem. Polnische Wehrmacht pozostało jako fasada skrywająca niemieckie błędy w ocenie rzeczywistości.

W stronę odrodzenia

Realia funkcjonowania „Beseler Knechte” jak określano oddziały pozostałe na żołdzie niemieckim nie była godna pozazdroszczenia. Mimo szerokich planów rozbudowy formułowanych przez wciąż wierzące w projekt postacie tj. Rozwadowski, Władysław Sikorski czy Marian Januszajtis, Polnische Wehrmacht osiągnęło do jesieni 1918 r. liczebność ok 9 tys. ludzi. Wbrew staraniom polskich działaczy i oficerów, w tym Komisji Wojskowej, stanowiącej zaczątek resortu wojny, Niemcy blokowali rozwój organizacyjny i intelektualny polskiej armii. Odmawiano zgody na pogłębione szkolenie polskich oficerów, ingerowano w programy nauczania, blokowano tłumaczenia i wydawanie prac z dziedziny sztuki wojennej. Mimo to działania podjęte przez kadry pozostałe w Polnische Wehrmacht stanowiły wielki wkład intelektualny w stworzenie ram formalnych i instytucjonalnych tworzenia przyszłego Wojska Polskiego, które po dekadach niebytu nie posiadało nawet nowoczesnego rodzimego języka fachowego i regulaminów. 

Dzięki trudowi podejmowanemu przez cały rok 1918, w momentu złożenia urzędów przez Beselera i Bartha, Polacy byli gotowi do przejęcia ich obowiązków, a następnie przekazania odpowiedzialności za spawy wojskowe powracającemu z internowania Józefowi Piłsudskiemu.

• Autor jest historykiem, doktorem historii, pracownikiem Uniwersytetu Wrocławskiego i Wojskowego Biura Historycznego im. gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego.