Ryszard Stefan UKIELSKI
Lipiec 2025 r, telefon z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN, dzwoni pan dr Artur Kubaj. Mówi o przygotowywanym na 29 sierpnia spotkaniu uczestników wydarzeń sierpniowych z 1980 r. Padają znajome nazwiska: Ustasiak, Tarnowski, Wądołowski, Wiechowski nasuwają się nazwiska tych, z którymi już się nie spotkam: Słonecki, Milczanowski, Zimowski. Czas cofa się o kilkadziesiąt lat. Potem pada prośba o moje wspomnienia z okresu społecznego zrywu i narodzin „Solidarności”.
Mam wątpliwości czy chcę je spisać. Gdy patrzę co dzieje się w Polsce dziś. Co wyprawia obecnie ekipa Tuska… apologia Niemców, łamanie prawa, deptanie konstytucji, niszczenie kraju, nepotyzm, doktryna „my i nasza partia wiemy lepiej co wam potrzeba”. Nam nie o to chodziło 45 lat temu. Tak przecież już mieliśmy wtedy, nie walczyliśmy o to lecz z tym. Ale zaraz – trzeba było z tym walczyć, walczyliśmy i wygraliśmy. Teraz też trzeba i choć jest kiepsko sytuacja jest inna – mamy pewne instrumenty, narzędzia obrony demokracji, ochrony Ojczyzny i tożsamości narodowej, których wtedy nie mieliśmy, które dał nam tamten zryw. Musimy się tylko zjednoczyć jak w 1980 roku.
Protest sierpniowy
Sierpień 1980 r. spędzałem rodzinnie w maleńkiej wiosce Szczerbięcin kilkanaście kilometrów od Tczewa. Mieszkało tam kilkadziesiąt osób, był kiosk-sklepik i… piękny, choć zaniedbany, wpisany do rejestru zabytków park z XVIII wiecznego założenia. W walącej się byłej rządcówce w tym parku mieszkaliśmy wakacyjnie z teściową, żoną i synkiem. Było świetnie – mleko od krowy z jednej zagrody, świeże jajka z drugiej, ziemniaki wprost z pola a owoce z sadu przyległego do rządcówki. Feler był jeden, kiepski odbiór jakiejkolwiek stacji radiowej, o Wolnej Europie nie wspominając. A wiedzieliśmy od tygodni o rosnącym napięciu w kraju po strajkach w Świdniku i Lublinie.
W połowie sierpnia żonie skończył się urlop i wyjechała, ja miałem zostać z synkiem do końca miesiąca. A tu na drugi czy trzeci dzień nasz gospodarz musiał pojechać do Gdańska i po powrocie powiedział nam, że strajkuje Stocznia Gdańska i szereg innych zakładów. Ta wiadomość przywołała wspomnienia od miesięcy toczonych w Klubie Naukowca Politechniki Szczecińskiej dyskusji przy herbacie nad odzyskaniem suwerenności i podmiotowości Polski i Polaków w „poobiednim” gronie Jurek Słonecki (zawsze), Andrzej Milczanowski (często) Jurek Zimowski, Andrzej Wybranowski, Edmund Kitłowski, Janusz Pietrzykowski (znany operator TV). Postawy rozmówców były różne, od ostrożnych skłaniających się do reformowania istniejącego ustroju oraz naprawy kolejnych błędów i wypaczeń, po radykalne, pełne pasji „gryźć, gryźć paskudę” zawołanie Andrzeja Milczanowskiego. Wszyscy chcieli jednak zmian, ja też. A tymczasem kiedy się zaczęło siedziałem w maleńkiej kociewskiej wiosce z czteroletnim synkiem. Na szczęście teściowa rozumiała moje rozdrapy i powiedziała, że mogę wracać do Szczecina, a Pawełek zostanie z nią. Wskoczyłem więc w malucha i pognałem do Szczecina.
Przyjazd do Szczecina
25 sierpnia byłem w akademiku (mieszkania jeszcze nie mieliśmy, ale chyba w czerwcu dostaliśmy przydział i mglistą obietnicę, że klucze będą później, w którymś kwartale). Zastałem żonę wykończoną bieganiem pieszo do pracy, z pracy i w pracy. Komunikacja miejska stała, ona pracowała w „Kurierze Szczecińskim” i wypadało jej tak 10–15 km dziennie. Ale była przepełniona wiadomościami co się dzieje, kto strajkuje i czego można się spodziewać w najbliższych dniach. Wysłuchałem, a nazajutrz po podwiezieniu żony do redakcji pognałem na Politechnikę.
Na uczelni wszystko działało na pół gwizdka, bo wakacje, długie urlopy akademickie, brak studentów. Tym niemniej już wyraźnie wrzało. Tylko skomunikowanie międzywydziałowe było słabsze – budynki były rozsiane po Szczecinie, a komunikacja miejska nie działała. Na poszczególnych wydziałach byli jednak liderzy, choć brakowało Politechnice ciała koordynującego.
Z rozmów na moim Wydziale Chemii oraz w stołówce PS w Klubie Naukowca dowiedziałem się, że na niektórych wydziałach są osoby już działające na rzecz poparcia Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Skontaktowałem się z nimi telefonicznie, najpierw z doktorami Ryszardem Coufalem (Wydział Budownictwa) i Romanem Magierą (Wydział Elektryczny), a następnego dnia z Wojciechem Olejniczakiem (Wydział Ekonomiczny). Wiedziałem, że na Wydziale Budowy Maszyn takim działaczem jest Mieczysław Ustasiak, którego znałem i z którym spotykałem się już wcześniej na organizowanych w jego mieszkaniu spotkań sympatyków ROPCiO z Andrzejem Czumą.
W międzyczasie, 30 sierpnia podpisane zostało porozumienie szczecińskie, które ze strony władz podpisał wicepremier rządu PRL, członek Biura Politycznego KC PZPR Kazimierz Barcikowski. Pomyślałem: cholera, znowu nas podzielili. Pęknięta Polska jak nie raz w historii. Ale następnego dnia podpisane zostało porozumienie gdańskie co oddaliło te złe myśli.
Istnienie porozumień dało asumpt do zawiązania Uczelnianego Komitetu Nowych Związków Zawodowych. O ile dokładnie pamiętam, 2 września około godz. 11 spotkaliśmy się na Wydziale Budownictwa Lądowego we trójkę: Ryszard Coufal, Roman Magiera i ja, a nieco później dołączył do nas Wojciech Olejniczak. Omawialiśmy sposoby i zakres działalności Komitetu Uczelnianego, który należałoby powołać oraz jego kontaktów z Międzyzakładowym Komitetem Robotniczym (w który przekształcił się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy). Dzień później dołączyli koledzy Mieczysław Ustasiak i Jan Otto. W tym składzie spotykaliśmy się przez kilka kolejnych dni czyniąc plany i ustalenia. Te zebrania stały się zaczynem utworzenia Pracowniczego Komitetu Nowych Związków Zawodowych przy Politechnice Szczecińskiej. 8 września już w szerszym, kilkunastoosobowym składzie powstał Pracowniczy Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność” Politechniki Szczecińskiej. Przewodniczącym został Mieczysław Ustasiak, a mnie oddelegowano do kontaktów z Międzyzakładową Komisją Regionalną oraz do kontaktów z Ogólnopolską i Regionalną Komisją Porozumiewawczą Nauki NSZZ „Solidarność”. Od tego momentu uczestniczyłem owe wszystkich posiedzeniach otwartych MKR i byłem też delegatem na zjazdy związkowe nauki zarówno w październiku 1980 r. w Gdańsku (powstał wówczas Ogólnopolski Komitet PN) i w listopadzie 1980 r. w Warszawie. Biorąc udział w obradach tych gremiów optowałem wówczas m.in. za nową ustawą o Nauce i Szkolnictwie Wyższym oraz za powołaniem Uniwersytetu w Szczecinie. To ważne, że to właśnie środowisko solidarnościowe na szczecińskich uczelniach jako pierwszo od czasu zakończenia II wojny światowej powróciło do pomysłu powołania Uniwersytetu w Szczecinie.
Stan wojenny
Będąc internowany w stanie wojennym, często byłem przesłuchiwany. W trakcie przesłuchań, jeszcze w areszcie śledczym mieszczącym się przy ul. Małopolskiej w Szczecinie (przesłuchującym był kpt. Witkowski(?), por. Jagiełło i prokurator Beling) proponowali mi podjęcie współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, mówili wówczas: „Panie doktorze zasięgnęliśmy opinii, wiemy, że jest pan młodym, bardzo zdolnym naukowcem z dobrą dla ludzi przeszłością. Ten układ władzy potrwa jeszcze 5–10 lat potem nastąpią zmiany. Będziemy współpracować dyskretnie i spotykać się bardzo rzadko, a gdy nadejdzie czas naszych przemian zostanie pan ministrem, a może nawet premierem”. Nie zgodziłem się, nie zostałem, ale do dzisiaj zastanawiam się kto nami rządzi (rządził) i z czyjego nadania.
Po latach
Ale Sierpień ’80, był, jest i zawsze będzie dla mnie wspaniałym zrywem, w którym to Polacy zjednoczyli się w obronie Ojczyzny i tożsamości narodowej. I mimo późniejszych dramatów zwyciężyli. Przynajmniej do czasu gdy dawni władcy PRL-u i „życzliwi” sąsiedzi zaczęli mącić by wyrwać jak najwięcej fruktów władzy i innych korzyści dla siebie. I udało się im doprowadzić do takich podziałów poprzez politykę wstydu z polskości, przeciwstawiając jej europejskość. Wytykając nam biedę i zaściankowość wobec bogactwa i „światowości” Europy. Odbierając społeczeństwu polskiemu kolejne elementy suwerenności i podmiotowości.
Ale Polacy pamiętajcie, że zawsze byliście w Europie, a nie jak mówią niektórzy, weszliście do niej dopiero w 2004 roku. Nie zapominajcie, że jako naród nie macie czarnych kart historii!!! A na naszym kontynencie niewiele nacji przetrwałoby tyle burz i klęski jak Polska, naród położony między Rosją a Niemcami. My przetrwaliśmy i tylko od nas zależy czy zostaniemy suwerenni, czy nadal będziemy Polakami. Musimy chcieć tylko powrócić do ideałów i wartości z Sierpniu 1980 roku, które nas jednoczą. Powinniśmy wspólnie powalczyć o wolność Ojczyzny w Europie Ojczyzn, o jej suwerenność, tożsamość narodową, bogactwo i nowoczesność techniczno-technologiczną.