W wyniku przyłączenia do Polski ziem zachodnich i północnych kraj zyskał kilkanaście tysięcy dobrze wyposażonych, zadbanych i przygotowanych na przyjęcie turystów baz wypoczynkowych. Większość z nich była rozmieszczona w Sudetach.
Jak twierdził Paweł Sowiński, turystyka do lat 1945–1948 nie była kontrolowana przez władze, ale dodam, że dość skutecznie przez nie uniemożliwiana. Składało się na ten fakt kilka czynników, spośród których najważniejsze było położenie najbardziej atrakcyjnych miejscowości tuż przy granicy lub w bezpośredniej jej bliskości. W związku z tym „część terenów została wyłączona dla ruchu turystycznego, a w pozostałych wprowadzono bardzo surowe przepisy dotyczące poruszania się. Bardziej tolerancyjnie patrzono na grupowe wycieczki z przewodnikiem, surowiej oceniano turystykę indywidualną, jako że jeszcze często zdarzały się wypadki przekraczania granicy pod pozorem uprawiania turystyki. Wycieczki miały obowiązek zgłaszania się w placówkach Wojsk Ochrony Pogranicza i uzyskiwały zezwolenie wejścia na teren przygraniczny określonym szlakiem. Przewodnik prowadzący grupę wycieczkową obowiązany był posiadać przepustkę uprawniającą go do prowadzenia turystów. Wycieczki musiały przed zapadnięciem zmroku opuścić teren strefy przygranicznej. Turystom indywidualnym wydawano przepustkę, zabierając z reguły dowód osobisty. W określonych rejonach niedopuszczalne było uprawianie turystyki indywidualnej, na przykład w okolicach Przesieki. Natomiast nie napotykało się żadnych przeszkód w rejonie Karpacza i Szklarskiej Poręby” (P. Sowiński, Wakacje w Polsce Ludowej).
Pomimo przytoczonych wyżej utrudnień ludzie jednak podejmowali wysiłki zmierzające do aktywnego wypoczynku. Chęć pieszych wędrówek, odcięcia się od codziennych trosk była tak duża, że uciekano się do pomocy prasy w znalezieniu np. odpowiedniego partnera do takich wypraw. Ogłoszenie drobne z „Wiadomości Świdnickich” przynosiło kilka ciekawych, wartych zasygnalizowania informacji: „Szukam towarzysza dalszych wycieczek górskich, miłego powierzchownością, wykształconego i obytego towarzysko, znajomość języka francuskiego wymagana”.
Chęć znalezienia partnera na wspólne wyprawy była zapewne podyktowana nie tylko potrzebą wspólnej kontemplacji krajobrazu i miłej rozmowy podczas tej formy wypoczynku, na co wskazywała znajomość odpowiedniego języka oraz wykształcenie przyszłego towarzysza, ale niosła za sobą utylitarny cel zabezpieczenia się przed ewentualnym napadem, ograbieniem lub innym mało przyjemnym zdarzeniem, co było bardzo prawdopodobne wobec wielokrotnie wspomnianego fatalnego stanu bezpieczeństwa.
Należy nadmienić, że niewiele było ogłoszeń odnoszących się do wędrówek nadmorskich. W 1948 r. oceniano, że w górach spędziło urlop ponad 250 tys. klientów Funduszu Wczasów Pracowniczych. Na resztę kraju przypadało zaledwie 25 tys. osób wypoczywających na nizinach i mniej więcej tyle samo na Wybrzeżu. Przykładem zachęty do wyjazdów nad morze było ogłoszenie z „Życia Warszawy”, gdzie oferowano podziwianie we wrześniu polskiej złotej jesieni w jednym z pensjonatów w Ustce.
W prasie informowano nie tylko o tym, gdzie dany obiekt się znajduje, ale również o gruntownym odnowieniu budynków, remoncie, centralnym ogrzewaniu, ciepłej wodzie, komfortowych łazienkach oraz tarasach, balkonach: „ZAKOPANE, pensjonat »Borynia«, ul. Grunwaldzka, poleca słoneczne pokoje z bieżącą wodą i centralnym ogrzewaniem. Pianino, radio, kuchnia pierwszorzędna. Ceny umiarkowane”.
Zachęcano do przyjazdu z dziećmi poprzez dostosowanie dla nich jadłospisu: „PENSJONAT I kategorii »Riwiera« w Rabce‑Zdrój Nowy Świat, centralnie położony, idealne miejsce, uzdrowiskowe. Specjalna kuchnia dla dzieci, centralne ogrzewanie, ciepła woda, od 800 zł, przy rodzinach zniżki, przyjmuje zamówienia na sezon zimowy i święta”. Dzieci znajdowały się pod specjalną opieką: „RABKA »Pałacyk Babuni« na wysokim poziomie prowadzony pensjonat dla dzieci, opieka lekarska – Ceny przystępne”.
Podawano liczbę pokoi w danym pensjonacie, informowano o wyposażeniu, o garażach czy innych udogodnieniach: „ZAKOPANE ul. Grunwaldzka 1793 (droga do Białego) pensjonat I kategorii »LIPOWY DWÓR« poleca pokoje z utrzymaniem. Kuchnia smaczna i obfita – Woda bieżąca ciepła i zimna – Łazienki – garaże – Ceny reklamowe tel. 10–45. W lecie – kort tenisowy”.
A jak spędzano urlopy? Zadowoleni z warunków byli na ogół robotnicy po raz pierwszy przyjeżdżający na wakacje. To odczucie było wynikiem zauroczenia samym wyjazdem, a często również przebywaniem w lepszych warunkach niż w miejscu zamieszkania oraz programem zorganizowanego wypoczynku, np. dużą liczbą imprez świetlicowych, gier, zabaw i innych rozrywek.
Kto wyjeżdżał na wycieczki czy wakacje? W jednym z ogłoszeń pisano: „WYCIECZKI URZĘDNIKÓW! Wobec szeroko zakrojonej akcji organizowania 2–3‑dniowych wycieczek do Zakopanego przez liczne instytucje, zakłady etc. odnośne naczelne dyrekcje proszone są uprzejmie kontaktować się z zarządem »SAS« ZAKOPANE tel. 1273, który bezinteresownie wszelkich udziela informacji jak również dla uzgodnienia kolejności”. W inseratach wymieniano liczne atrakcje czekające na przyszłych uczestników wycieczek, jak wjazd koleją liniową na Kasprowy Wierch (z podaniem nawet wysokości szczytu celem orientacji –1980 m!) oraz kolejką terenową na Gubałówkę: „ZAKOPANE. Wycieczki zrzeszeń w ramach UNRRA, załóg fabrycznych etc. do Zakopanego z wyjazdem kolejką linową na Kasprowy Wierch (1980 m) i kolejką terenową na Gubałówkę lokuje Zarząd Pensjonatu »SAS« przy dworcu kolejowym w Zakopanem. Wskazane wysłanie delegata-kwatermistrza wycieczki na pół dnia naprzód”.
O tym, jak wyglądały takie wycieczki, pisał jeden z robotników z Sosnowca: „Byliśmy w górach zaraz po przyjeździe [do ośrodka wczasowego]. Chcieliśmy iść na Kasprowy Wierch, ale w tamtą stronę pojechaliśmy kolejką, z powrotem pieszo, to myśleliśmy, że żywi nie dojdziemy. Ja byłem źle ubrany, bo szedłem w półbutach – buty obtarły mi nogę, zelówkę oberwałem i musiałem wydać na reperację półtora tysiąca. Zgrzałem się, bo wziąłem marynarkę […]”. Inseraty wskazywały także na organizatorów wycieczek lub instytucje sprawcze: „Wycieczki zrzeszeń w ramach UNRRA załóg fabrycznych etc.”. Oferta kierowana była także do młodzieży: „Rabka. Pensjonat »Ol-ha« przyjmuje młodzież szkolną. Zapewniona opieka zdrowotna, wychowanie, języki; Przyjmę młodzież licealną na wspólny wyjazd”.
Organizacja turystyki w pierwszych latach po wojnie była dość chaotyczna i w większości bazowała na doświadczeniach przedwojennych. Wielkie przedwojenne kurorty, tj. Zakopane czy Sopot nadal miały kumulować największy ruch turystyczny. W 1946 r. wrocławski „Pionier” pisał o Zakopanem, że nawet zła propaganda nie zaszkodzi mu w napływie turystów, szczególnie tych spod znaku wczasów pracowniczych. Na ten właśnie sposób spędzania urlopów położono największy nacisk po wojnie.
Ale nie wszyscy chcieli i mogli jeździć. Pewna robotnica ze Śląska tłumaczyła, dlaczego pracownicy fizyczni nie jeździli na wczasy: „Mój ojciec, hutnik, też nie wyjeżdża, bo nie umie jeść z innymi. Nie ma tego obejścia. Może z matką by wyjechał. Wczasy są dobre, ale dla młodych. Nasi górnicy i hutnicy wyjeżdżają tylko do Szczyrku, Ustronia lub Wisły. Dalej nie. Powiadają, że w Krynicy sama arystokracja siedzi. Wszystko tam drogie. Nie potrafią tańczyć. Brak im odpowiedniego ubrania. Piżama kosztuje, trzeba mieć walizkę”. Inną z przyczyn było to, że wczasy pracownicze były nowością i korzystanie z nich nie było jeszcze rozpowszechnione wśród robotników. Mankamentem, często przywoływanym, był fakt, że z tej formy wypoczynku mogli korzystać jedynie pracownicy danych zakładów, bez rodzin, co było w wielu przypadkach powodem do rezygnacji z wyjazdów.
Sebastian Ligarski, pracownik OBBH IPN w Szczecinie