Port Morski należący do Grupy Azoty Police stał się tematem dla fotografików, którzy wzięli udział w plenerze pod hasłem „Szczecin postindustrialny” zorganizowanym już po raz siódmy przez Muzeum Narodowe w Szczecinie.
Policki port położony jest na zachodnim brzegu wąskiego nurtu Odry, naprzeciwko wyspy Długi Ostrów, na 47 kilometrze toru wodnego Szczecin – Świnoujście. Z jednej strony otoczony jest dziką przyrodą, z drugiej widać kominy zakładów chemicznych.
Z Katowic przyjechał na warsztaty Piotr Sworzeń. Na co dzień pracuje w Muzeum Śląskim przy konserwacji zabytków metalowych i zajmuje się pracownią przemysłu śląskiego. Jest m.in. kuratorem wystawy przemysłu śląskiego. Nic więc dziwnego, że równie inspirujący okazał się dla niego Port Morski w Policach.
– Dostrzegam tutaj charakterystyczny dla mojego regionu postindustrialny problem hałd i wielki przemysł. Natomiast wkomponowanie tego w przyrodę pełną ptactwa i ogromnych akwenów, tworzy niepowtarzalne obrazy, które aż proszą się o utrwalenie na zdjęciach – mówił podczas warsztatów Piotr Sworzeń.
Jerzy Baranowski, współorganizator pleneru i pracownik Muzeum, podkreślił, że celem spotkania fotografików jest udokumentowanie przemian, jakie zachodzą w pejzażu przemysłowym regionu.
– Efekty prac fotografików będzie można zobaczyć podczas wystawy którą przygotujemy w Muzeum Narodowym w Szczecinie w pierwszej połowie przyszłego roku – powiedział Baranowski.
Jeden z uczestników warsztatów prezentował swój dorobek w Szczecinie już w październiku. Wystawa nosiła tytuł „Nieważne, gdzie jestem”. To łodzianin Tymoteusz Lekler, który ma na koncie 34 indywidualne wystawy fotografii i kilkadziesiąt zbiorowych, także za granica. Jego zdjęcia są w kilkudziesięciu albumach, książkach, na plakatach, itd. Kadrując dostrzega szczegół, detal, którego my na ogół nie zauważamy.
Lekler chętnie przyjeżdża do Szczecina. A warsztaty są dla niego wakacjami od codziennych obowiązków. – Szczecin jest takim osobliwym miastem, pejzażem, co wynika z jego położenia. Pamiętam, że gdy przyjechałem tu po raz pierwszy przed czterema laty, zachwyciły mnie barki na Odrze i Łasztownia. Podczas kolejnego pobytu trafiłem do stoczni i zaplanowany jeden dzień zdjęciowy przedłużył się do tygodnia, a gdyby nie obowiązki, to siedziałbym tam jeszcze dłużej. W miejscach dla was normalnych, z którymi macie styczność na co dzień, ja dostrzegam szczegóły, które umykają uwadze. Dowiodła tego wystawa moich prac w Muzeum Narodowym w Szczecinie, podczas której szczecinianie na nowo odkrywali swoje miasto – tłumaczył Tymoteusz Lekler.
(k)