Słoneczne miejsce, a w jego tle rozłożyste korony wyniosłych drzew, jakie przetrwały - ku radości mieszkańców - w przestrzeni tego śródmiejskiego kwartału. I o dziwo wyjątkowo zaciszne, choć w niewielkiej odległości od ruchliwych ulic i wielkomiejskiego zgiełku, daje wytchnienie na co dzień swoim gospodarzom. Tu, wśród zabudowy nowszej daty przy ul. Mieczysława Niedziałkowskiego w Szczecinie, znaleźli azyl Jolanta Werner z mężem i od kilku lat ich współlokator na czterech łapach, przygarnięty początkowo tylko na chwilę, czyli labrador retriever, który wabi się intrygująco No Oui.
Pani Jolanta nie ma wątpliwości, że mieszkanie na parterze w budynku wielorodzinnym miewa niezaprzeczalne zalety. Atutem bywa choćby dodatkowa przestrzeń w postaci tarasu. Większy niż standardowy balkon pozwala puścić wodze fantazji i do aranżacji przydomowego miejsca odpoczynku. A przy okazji stać się ozdobą, na którą czasem z zazdrością spoglądają sąsiedzi.
– Kupiliśmy to mieszkanie w 2001 roku i ten taras to takie przedłużenie mojej przyjaźni z roślinami oraz ogrodniczej pasji, bo mamy również działkę. To świetne miejsce na wczesnoporanną kawę wśród zieleni krzewów, kwiatów i przy świergocie zlatujących się regularnie ptaków – opowiada pani Jolanta, już seniorka, jeszcze do niedawna aktywna zawodowo. Była współwłaścicielką biura doradztwa podatkowego, ale do poniechania profesji ostatecznie skłonił ją - czego nie ukrywa - przepisowy bałagan wraz z nastaniem tzw. Polskiego Ładu.
Za progiem drzwi balkonowych i za oknami pokoju gościnnego wyłania się ściana zieleni, stopniowo odsłaniając szczegóły. Różnorodność roślin. Z wygodnego krzesełka przy niewielkim stoliku oczom ukazują się raz róże, to znów milin amerykański i okalające parkany wraz z murkiem bluszcze.
– Nie trzeba pola za miastem. Choć to niemal centrum, to jest w miarę cicho. No i to otoczenie wiekowych rosnących wkoło drzew dodaje temu miejscu uroku. Nie odczuwa się zgiełku. U mnie na tarasie rośliny rosną sobie swobodnie, nie pod sznurek - dodaje pani Jolanta. - A sporo z tych roślin jest własnej uprawy. Bywa, że coś dokupię, albo wstawię to, co dostanę w prezencie, jak np. ostatnio krzew bugenwilli. Nie dorasta rozmiarami tym, których pełno w krajach śródziemnomorskich, ale w obecnych warunkach pogodowo-klimatycznych w naszej strefie może też mu się spodoba i stanie się ozdobą nie na jeden sezon.
Pośród kwiatów nie brak ziół: szałwii, mięty, rozmarynu, majeranku, tymianku. Jest też skrzynkowa rabatka naciowej pietruszki. Gdzie indziej uśmiecha się okazały ogórek, a nawet truskawka. W donicach pelargonie. W innym z zakątków lilie, kalie i gipsówka, astry, cynie, malwy, ślazy, maciejka, koleusy, dziwaczki, oleander, bieluń, dichondra srebrzysta, przetykane żółcącymi się dzielżanami. A w honorowym miejscu słoneczniczki. Te ostatnie jako wspomnienie z rodzinnego ogrodu z dzieciństwa z Wilna. ©℗
Tekst i fot. Mirosław WINCONEK