Gdy szukali domu, ich uwagę przykuł intrygujący anons: „Tu zimą jest jak w Karpaczu, a latem - jak na Mazurach". Tak dotarli na Skarbówek, gdzie wśród wysokich drzew urządzili ogród w leśnym stylu. Z płaczącą wierzbą i bukiem czerwonym, zielonymi poduchami karmnika ościstego, płożącą tojeścią rozesłaną, z pnącą wisterią i kokornakiem. Rodzinne ustronie, dające wytchnienie od zgiełku wielkiego miasta.
Dom stał dekady. Ostatnie lata zamknięty, opuszczony. Ale miał potencjał, jak zielony teren wokół niego. Dostrzegli go. Poczuli, że to może być ich miejsce na ziemi. Dlatego w nim właśnie - Katarzyna i Piotr Markowie - postanowili na dobre zapuścić korzenie.
- I dom i ogród wymagał sporo zmian. Dach i elewacja - do wymiany. Brakowało tarasu, więc dobudowaliśmy, zyskując na piętrze dodatkowy ogrodowy pokój, w którym teraz najchętniej czytamy i się opalamy - opowiada p. Katarzyna. - Balustrada z kutej stali nie pasowała do leśnego ustronia, więc teraz jest drewniana. Świetnie się na niej prezentują - od czasu mundialu - kwietniki z białymi i czerwonymi surfiniami. Mamy więc, co chcieliśmy: dom jak w Alpach, a przy nim ogród pośród skał, z każdą porą roku przybierający inne tony zieleni. Bardzo nam zależało, żeby miał jak najbardziej naturalny wygląd. Stąd te wszystkie pnącza na ogrodzeniu, pergolach, na ścianach domu. A pośród kamieni mchy, tojeść, rojniki i rozchodniki, a też poduchy zielone karmnika ościstego, rozkwitające białymi filigranowymi kwiatkami.
Przemiana domu i ogrodu w leśną ostoję rozpoczęła się dla pp. Marków przed pięcioma laty. W ogrodzie zachowali tarasową kompozycję przestrzeni, żywotniki osłaniające ogród od drogi. Ale po za tym… zmienili wszystko.
- Pierwszą zasadzoną przez nas rośliną była sosna. Po niej przyszły kamienie - wspomina p. Piotr. - Jeden transport, ale za to ciężarówka wypełniona po brzegi. Wielkie głazy ustawialiśmy za pomocą dźwigu. Tylko jeden, osobiście z sąsiadem, toczyliśmy nad wzgórze, aby ramię maszyny nie uszkodziło pięknych wysokich drzew, które tu były przed nami. Wyznaczyłem miejsce na trawnik i wziąłem się za murowanie warzywnika. Ale przyszła żona i powiedziała: „W tym domu ja muruję". Fakt, Kasia ma do tego talent!
W sąsiedztwie wysokich drzew warzywnik się nie sprawdził. Jego miejsce zajął więc wiejski zakątek z pastelowymi naparstnicami, przy których rozkwitają astry, szałwie, aksamitki i niecierpki. Jednak to nie ich barwami ten ogród jest bogaty. Tylko tonami stale zmieniającej się zieleni. Od cyprysów, magnolii, żywotników, świerków i jodły kaukaskiej, przez brzozy i wierzby, po buki i klony. Dominujące są rośliny ozdobne z liści i o oryginalnym pokroju: dziesiątki odmian host i żurawek, paproci, miodunek, także trzmieliny. Jednak pośród nich na pierwszy plan się wybija nadzwyczaj efektowny dereń pagodowy.
- Rośliny dobieramy do specyfiki ogrodu: południowej ekspozycji, sąsiedztwa wysokich drzew, nieco kwaśnej gleby. Pozwalamy im się rozrastać, choć w kontrolowany sposób. Dlatego pilnujemy, żeby niektóre z żywotników zachowały kolumnowy pokrój, a pozostałym nadajemy formę bonsai lub formujemy w kule - mówi Katarzyna Marek. - Mamy ledwie jedną maleńką azalię. Za to sporo hortensji w sąsiedztwie bluszczu, winobluszczu, paproci. Tojeść się płoży lub uzupełnia donice, choćby te z heliotropami.
W tym leśnym ustroniu obowiązuje jedna zasada: zero plastiku. Widać więc kamień, pojemniki niemal wyłącznie ceramiczne lub drewniane, choć zdarzają się również ze stali, ale wyłącznie pokrytej szlachetną patyną czasu. Wydobyte z pchlich targów, porzucone lub darowane starocie tu służą ekspozycji roślin: dyskretnie, z klasą.
- Tylko wiosenne kwiaty, jak krokusy, żonkile i tulipany, wylewają się w naszym ogrodzie szeroką falą. Poza tym rządzi zieleń, zmienna o różnych porach dniach i roku. To zamierzony wybór. Nie chcemy męczącej feerii barw, tylko naturalnie spokojne leśne zacisze - opowiadają pp. Markowie.
Słuchać plusk wody dobiegający z ukrytego wśród kamieni strumienia. Widać jak wiatr błądzi po źdźbłach ozdobnych traw i zabawia liśćmi drzew, krzewów i pnączy. Tu ptaki budzą gospodarzy o świcie, a szum robią skaczące po konarach wiewiórki. Jedyny hałas, to dęby na okoliczne dachy zrzucające żołędzie.
- Co więcej trzeba? Za wszystkie podróże i dalekie kraje to nam to wystarczy: leśne zacisze - dopowiada Katarzyna Marek.
To ich osobisty przepis na szczęśliwe życie.
Tekst i fot. Arleta NALEWAJKO