Pierzeje niszczejących kamienic. Rząd ponurych i ciemnych bram. Za jedną z nich - niespodzianka: szarość betonu przełamuje soczysta zieleń. Od pięciu lat coraz jej więcej, kwitnącej, jak Szczecina w kwiatach. To podwórko przy ul. Królowej Jadwigi - miejsce jakże nieoczywiste - powoli w ogród zmienia Lucyna Rybicka. Skutecznie zachęcając do takiej „zielonej partyzantki" także mieszkańców sąsiedniej kamienicy.
Pod „dziewiątką", ale z wejściem od ul. Małkowskiego, pani Lucyna mieszka z rodziną od 40 lat. Pokolenie czy dwa, a podwórko niemal się nie zmieniało. Od sąsiadów dzielił je wiekowy mur z niszami, których historię w ludzkiej pamięci zamazał czas. Siatka oddzieliła ich od oficyny. Stanął trzepak, a pod nim ułożono betonowe płyty. Zdążył tynk odpaść z sąsiednich domów, zanim w starej donicy pani Lucyna posadziła pierwsze bratki.
- Nie pamiętam, skąd się wzięła, ale dopiero pięć lat temu zaczęłam się jej uważnie przyglądać. Wielokątna, betonowa, ale donica. Brudna była tak, że musiałam ją dwa dni czyścić. Ale to był dobry impuls, który skłonił mnie do założenia tego podwórkowego ogrodu - wspomina, zataczając ręką krąg. - W nim teraz znajduję przyjemność: pielęgnując rośliny.
Kolejnym impulsem było ogłoszenie w gazecie. Zachodniopomorski Urząd Wojewódzki szykował się do renowacji. Jednym z jego założeń było usunięcie winobluszczu z elewacji. Nie chciano niszczyć zielonych ścian, w jakie porósł w minionym wieku. Zdecydowano, że zostanie podzielony na części i rozdany mieszkańcom.
- Przygarnęłam kilka patyków. Nie wszystkie wzeszły, ale z pozostałych i sadzonek bluszczu jest teraz sporo zieleni na murze dzielącym podwórko między nas i sąsiadów - opowiada p. Lucyna.
To przy nim zaczęła stopniowo odsłaniać ziemię z betonowych płyt, by na ich miejsce wprowadzać hortensje, smagliczki, goździki brodate, żarnowce, lilie, szałwie, rododendrony i różaneczniki. Po murze puścić też clematisy.
- Szybki efekt ogrodu mogłabym osiągnąć, gdybym mogła tu sadzić choćby wierzby płaczące czy równie szybko rosnące brzozy. Niestety, warstwa ziemi jest ograniczona ledwie do pół metra. Pod nią jest bunkier albo bitumiczną masą zabezpieczone piwnice, które dla rozwoju wysokich drzew czy krzewów stanowią istotną barierę - stwierdza p. Lucyna.
Jednak udało jej się nawet w tak surową przestrzeń wprowadzić efektowne wierzby - tyle że japońskie, o niewielkich kulistych koronach, ozdobne z liści. Są też krzewy - oprócz pierisów i perukowca, także zimozielone - azalie, różaneczniki, cyprysy oraz jałowce. Te ostatnie formowane w stożki. Te pierwsze - fantastycznie rozkwitające bielą i różem co wiosnę.
Jednak najwięcej tu kwiatów. Od krokusów przez niecierpki, mieczyki, portulaki, po aksamitki, żeniszki, żurawki. To w ziemi wydartej z betonu. Bo w donicach, koszach, amplach i kwietnikach kolor do podwórkowego ogrodu wprowadzają bardziej delikatne surfinie i petunie w odmianach.
- Z każdym rokiem apetyt na ogród mi rośnie. Choć kiedyś miałam działkę, ale była za daleko: pod Pilchowem. Teraz widzę go z okna mieszkania. Na wyciągnięcie ręki, więc zagarniam dla jego pięknych kwiatów i optymistycznej zieleni coraz więcej podwórkowej szarzyzny i nudy - opowiada Lucyna Rybicka.
Tym jest w owym zagarnianiu odważniejsza, im więcej przyjemności jej sprawia codzienne sadzenie, uszczykiwanie
podlewanie, nawożenie - czyli cała ogrodowa ciężka praca. A też im bardziej rodzina i sąsiedzi chwalą jej dzieło. Stąd w podwórkowym ogrodzie rosną teraz również magnolie, w muru niszach pojawił się półki, a na nich nawet wazony z kwiatami. Natomiast wśród kwietników urósł skalniak z dedykowanymi dla niego rojnikami i rozchodnikami, dąbrówką rozłogową, dzwonkami karpackimi, żagwinem ogrodowym i zawciągiem nadmorskim, skalnicą i płomykiem szydlastym. Do tego pojawiły się wielopoziomowe kwietniki, zarówno w centralnym punkcie podwórka, jak i przy trzepaku. On też służy teraz za wieszak dla ampli ze śnieżnymi surfiniami.
- Kamienie uzbierałam na polach, a cztery przytargałam aż ze Szklarskiej Poręby. Ledwie na kilka dni pojechałam, a do podwórkowego ogrodu wprowadziły się... ślimaki. Efekt? Konwalie amerykańskie w zaniku. Bez stałego podlewania mocno też ucierpiały surfinie. Dlatego w przyszłym roku nie będą główną ozdobą ogrodowych donic: ich miejsce zajmą bardziej wytrzymałe pelargonie - przyznaje p. Lucyna. - Wszystko to efekt prób i błędów, bardziej intuicyjny niż książkowej wiedzy.
Cieszy ją, że ogrodową pasję przejęli po niej sąsiedzi z sąsiedniej kamienicy. Teraz i u nich bergenie z perukowcami i aksamitkami wprowadzają trochę radości na przyległe podwórko. A Zuzia z trzeciego piętra może odwiedzać swój rododendron, jaki w głównym i najbardziej efektownym kwietniku Lucyna jej obsadziła niecierpkami.
- Wszystkim życzę takiego miejsca, gdzie można uciec od problemów, zapomnieć choć na chwilę o prozie niełatwej codzienności. Dla mnie taką bajką jest podwórkowa zieleń. Dla innych też może - przekonuje p. Lucyna.
I radzi: „zakładajcie ogrody, będziecie szczęśliwi!" ©℗
Arleta NALEWAJKO
Fot. Arleta NALEWAJKO