Aby dostać waszą gazetę, trzeba było stać w kolejce minimum około 2 godzin, gdyż nakład gazety był ograniczony, były też ograniczenia w ilości zakupu gazety przez jedną osobę. W latach 80. XX wieku byłem małolatem nieinteresującym się sprawami politycznymi.
Bez czytania waszej gazety można było, stojąc w kolejce, dowiedzieć się, co w trawie piszczało w polityce, jak i w innych dziedzinach życia. Jeden pożytek z tego, jaki można było uzyskać, to trzeba było mieć znajomości w środowisku osób pracujących w kiosku, aby dostać większą ilość gazet. Ta „większa ilość gazet”, jakiej potrzebowałem, kupując gazetę wtedy dla rodziców, wynikała z tego, że doszli do tego sąsiedzi z obszaru, w którym mieszkałem. Chcieli mieć gazetę, nie wychodząc z domu i stojąc po nią w kolejce. Prosili, abym i im kupował codziennie gazetę, a miałem takich ofert sporo. Trzeba było mieć znajomości w kiosku, ponieważ potrzebowałem dziennie około 50 gazet. Miałem przyjemność, że sąsiadom dostarczałem codziennie waszą gazetę, oczywiście nie za te same pieniądze, za które ją zakupiłem. Zawsze dostawałem więcej za tak zwaną fatygę, że oni mieli gazetę bez wychodzenia z domu.
„Kurier” od pierwszego numeru do końca lat 50. XX w. był gazetą poranną. Pierwszą grupę dziennikarzy tworzyli ludzie z Poznania. „Kurier Szczeciński” ponad ćwierć wieku temu miał pod logo napis „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”. „Kurier” w pewnym momencie z gazety porannej stał się dziennikiem popołudniowym. O ile pamięć mnie nie myli, miał znacznie większy format niż obecnie. „Kurier Szczeciński” w tamtych latach był drukowany na papierze gorszej jakości niż dziś.
Andrzej Machatschek