Grzegorz Witkowski ze Stargardu jest rzeźbiarzem, zbieraczem znaczków, monet i innych starych przedmiotów. Odnawia je i gromadzi w piwnicy bądź na działce. Jego pokaźna już kolekcja ciągle się rozrasta.
Pochodzący z Warnic Grzegorz Witkowski od ponad roku jest na emeryturze. Jego pasja zbierania i nadawania przedmiotom drugiego życia kiełkowała w nim od dzieciństwa. Po ukończeniu technikum budowlanego zaczął pracę w przedsiębiorstwie budowlanym SPBO, a później w Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej. Obowiązki zawodowe dawały mu możliwość bywania w terenie, gdzie zawsze wypatrzył coś ciekawego. A to moździerze na placu budowy szkoły w Suchaniu, zardzewiałe, ręcznie kute gwoździe w ogrodzie, zabytkowa porcelana w Puszczy Bukowej, kamienne koło do ostrzenia noży przy ul. Jugosłowiańskiej w Stargardzie. Pochodzenia niektórych rzeczy pan Grzegorz już nie pamięta, bo jest ich ponad 200. Różnorakie młynki do kawy, gliniane naczynia, butelki po piwie i na lekarstwa, dawne tary do prania, żeliwne klamki, stare maszyny do szycia, lampy naftowe, drewniane walizki, nożyce do strzyżenia owiec, a nawet kołowrotek – to tylko niektóre z jego skarbów.
– Mama na nim przędła, a ja podpatrywałem – opowiada Grzegorz Witkowski ze Stargardu. – Też przędłem wełnę, a nawet szyłem na maszynie. Lubiłem to.
– Szył naszym dzieciom ubrania do przedszkola czy szkoły – potwierdza pani Wiesława, jego żona. – Koszule, sukienki, piżamy. A nasza piękna (szczególnie latem) działka to jego zasługa. Ja na niej tylko pielę. Zwiózł na nią pamiątkowe kamienie i muszelki z całej Europy. Ciągle dokłada coś nowego.
Pan Grzegorz kilka swoich skarbów przekazał do Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Stargardzie. M.in.: kamienną kulę znalezioną w Goleniowie, garnek odkryty podczas budowy szkoły w Suchaniu, podkowę spod Lipnika, topór ze złomowiska, ołowianą plombę towarową czy zabytkowe monety. Pozostałe skarby ma w piwnicy i ogrodowej altanie.
W szkole lubił malować. Próbował również strugania w drewnie. Wrócił do tych dziecięcych pasji. Metodą prób i błędów wypracował własną technikę pracy w drewnie. Robi przeróżne figurki. Najbardziej lubi strugać żołnierzy.
– Rzeźbię żołnierzy z flagą Stargardu, postacie starych wojów i duszków, rycerzy zakonu krzyżackiego – opowiada. – Tworzę je na podstawie rysunków, które wyszukuję w internecie albo dostaję od znajomych. Jak pracownicy PEC-u odchodzili na emeryturę, to każdy z nich otrzymywał ode mnie w prezencie drewnianego ludka.
Drewniane żołnierzyki, pajacyki, rycerze stojący, siedzący, z mieczami, tarczami i bez, leśne ludki z czapkami i hełmami zrobionymi z pokrywek zniczy, poubierane w ręcznie uszyte ubranka, spozierają z piwnicznych i ogrodowych półek pana Grzegorza. Zaszczytne miejsce wśród nich zajmuje św. Florian, patron strażaków. Jednego podarował Zygmuntowi Kargowi, który pasjonuje się strażackimi pojazdami i robi ich modele. Drewnianych postaci nie brakuje też na działce, wśród roślin i drzew. Nie sprzedaje swoich prac. Rozdaje je znajomym. Latem i jesienią rzeźbi na działce, na której spędza niemal całe dnie.
– Mam też inne zainteresowania – opowiada. – Zbieram znaczki, monety, a jako członek PTTK uprawiam turystykę krajową i zagraniczną. Wszędzie zabieram stargardzką flagę, z którą fotografujemy się w różnych miejscach.
Na dowód tego pan Grzegorz wyciąga opasłe albumy ze zdjęciami, na których próżno szukać fotografii bez stargardzkiej czy polskiej flagi.
Pan Grzegorz na wypady w góry nie rusza się bez swojej, budzącej podziw innych turystów, laski. Zrobił ją z kija przywiezionego z Bieszczadów, ozdobił znaczkami turystycznymi z miejsc, w których bywał. Ludzie zaczepiają go, chcą sobie robić z nim zdjęcia.
– Na Ukrainie jeden z turystów chciał ją kupić – wspomina pani Wiesława. – Ale nie sprzedał. My z kijkami chodzimy, a on ze swoją laską.
Zawsze zabiera pocztówki, które na wyjazdach rozdaje. Jest ponadto autorem pieśni pielgrzyma, którą do dziś wyśpiewują uczestnicy pielgrzymek idących z Warnic. Wygrał konkurs ogłoszony przez tamtejszego księdza.
Grzegorz Witkowski miał kilka wystaw w Stargardzie. Ale chętnie oprowadza też gości po swoich małych muzeach, które z wielkim pietyzmem urządził w piwnicy i na swojej działce. ©℗
Tekst i fot. Wioletta MORDASIEWICZ