Środa, 17 lipca 2024 r. 
REKLAMA

Patron na plener nie dojechał

Data publikacji: 27 stycznia 2021 r. 09:12
Ostatnia aktualizacja: 27 września 2022 r. 16:14
Patron na plener nie dojechał
Fot. Roman Ciepliński  

Rozmowa ze Stanisławem Kokolusem, malarzem, nauczycielem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Szczecinie.

– Wiele cię łączy ze Szczecinem; tu od lat mieszkasz, pracujesz w Liceum Plastycznym jako nauczyciel malarstwa, no i prowadzisz od wielu już lat Grupę Julka. Nie pochodzisz jednak ze Szczecina.

– Rzeczywiście, pochodzę z Dobrzan. W Szczecinie na stałe mieszkam od 22 lat, to jest od momentu ukończenia Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Wcześniej jednak ukończyłem PLSP w Szczecinie.

– O Grupie Julka pisano już wiele razy, przed laty powstał nawet film dokumentalny zrealizowany przez szczeciński oddział TVP. Jak to się stało, że już trzecią dekadę działa grupa uczniów i absolwentów Liceum Plastycznego?

– Jak już wspomniałem – pochodzę z Dobrzan. Nieopodal znajduje się miejscowość o nazwie Szadzko. Są tam ruiny zamku i pozostałości ufundowanego przez rodzinę Wedlów kościoła z XVI wieku. Ruiny były sukcesywnie rozbierane przez mieszkańców. Wówczas, a były to lata 90. minionego stulecia, te historyczne obiekty nie były pod szczególną ochroną. Wówczas to sprawą zainteresowałem – co ciekawe – „Kurier”. Ukazał się tekst na ten temat. Po publikacji interweniowały służby Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Dobrze się stało, bo wówczas pojawiały się już pomysły, by ruiny po prostu wyburzyć. Wtedy też wpadłem na pomysł, by namówić uczniów Liceum Plastycznego, by prace namalowane w trakcie pleneru spróbować sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na ratowanie ruin.

– Pomysł wypalił. To mało powiedziane, bo chyba nawet przerósł oczekiwania jego twórcy…

– Tak się złożyło, że wspomógł nas burmistrz Dobrzan. Otrzymaliśmy od gminy dofinansowanie do organizacji plenerów, w tym na wyżywienie. Duży wkład mają też właściciele gospodarstwa agroturystycznego, gdzie mieliśmy i nadal mamy bazę noclegową.

– A skąd się wzięła nazwa Grupa Julka?

– Na początku grupę młodych malarzy, uczniów naszego liceum (członkowie grupy wymieniali się  – można by powiedzieć – pokoleniowo) nazywano Czarne Teczki. Taka nazwa wzięła się z tego, że uczestnicy plenerów przyjeżdżali do Szadzka zazwyczaj z czarnymi plastikowymi teczkami. Dopiero po kilku latach uznałem, że grupa powinna nosić nazwę od imienia nieżyjącego już znakomitego malarza i wagabundy Juliusza Wierzbickiego, którego żywiołem – rzec by można – było malarstwo plenerowe. Kiedyś nawet zaprosiłem Juliusza do udziału w jednym z naszych plenerów. Pamiętam, że z niecierpliwością czekałem na niego na dworcu, ale się nie pojawił. Szkoda; osobiście bardzo cenię jego twórczość.

– Grupa Julka jest więc swego rodzaju plenerową grupą edukacyjną…

– W plenerach biorą udział przede wszystkim uczniowie, ale również absolwenci liceum. Co najmniej trzy plenery odbyły się z udziałem absolwentów. W sumie przez Grupę Julka przewinęło się około 400 osób.

– Czy pandemia koronawirusa przeszkodziła wam w organizacji plenerów?

– Dotychczas bywało i tak, że w ciągu roku mieliśmy po kilka, a nawet więcej plenerów. Odbywają się one o każdej porze roku, także zimą. W ubiegłym roku mimo pandemii zorganizowaliśmy dwa plenery.

– Skoro Grupa Julka działa już trzecią dekadę, to na pewno jest tym młodym artystom potrzebna…

– Plenery dużo dają tym młodym ludziom. Uczą się nie tylko dzięki korektom profesora i na własnych błędach, ale przede wszystkim od siebie nawzajem.

– A czy sam włączasz się w te artystyczne poszukiwania w trakcie plenerów?

– Muszę przyznać, że czasem tak. Ale nie jest to zasadą; zazwyczaj mam dla siebie mało czasu. Na plenerach absorbuje mnie przede wszystkim praca z uczniami.

– Twoje malarstwo trudno skojarzyć z plenerem…

– To prawda. Maluję przede wszystkim w pracowni. Zajmuję się głównie sztuką sakralną.

– Którą ja osobiście bardzo cenię. Dziękuję za rozmowę. ©℗

Roman CIEPLIŃSKI

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA