Na posesji przy ul. Kwiatkowskiego 3 w Trzebieży znajdował się przed prawie trzema dekadami warsztat rzemieślniczy, w którym produkowano elektryczne urządzenia dla budownictwa. Jednak gdy na początku lat dziewięćdziesiątych w budownictwie nastąpił krach, właściciel zakładu Grzegorz Dobosz doszedł do wniosku, że najwyższy czas zmienić profil. Mimo że gospodarka centralnie planowana odeszła już do historii, a w kraju rozkwitał nasz jarmarczny kapitalizm, na rynku ciągle odkrywano jakieś nisze; brakowało wówczas na przykład słodyczy. Właściciel postanowił rozpocząć produkcję cukierków.
Sytuacja zaczęła się jednak szybko zmieniać na lepsze, bowiem rósł import z zachodu, a także jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się nowe krajowe firmy produkujące słodycze. Motorem rozwoju firm tej branży był wówczas eksport do krajów WNP. Jednak po krachu finansowym w Rosji w 1998 roku eksport na wschód zmalał, wiele też firm upadło. „Dobosz” przetrwał ten trudny czas. Jak się później okazało – nie był to jedyny trudny moment dla ich przedsiębiorstwa.
Technologię i maszyny właściciel kupił od małej firmy z Pleszewa. To właśnie pracownicy tej firmy zaczęli produkcję pierwszych cukierków w Trzebieży. Dopiero później wprowadzili własne rozwiązania, w czym główną zasługę miała – jak podkreślał Grzegorz Dobosz – jego żona Grażyna. Wzrastała produkcja i zatrudnienie. Jeszcze w 1992 roku pracowało u Dobosza około 20 osób. Kilka lat później firma zatrudniała już ponad 300. Niemal połowa to osoby niepełnosprawne. Przedsiębiorstwo ma status zakładu pracy chronionej.
Na początku rynek był wąski, właściwie tylko region. Od 1995 roku firma nieśmiało zaczęła produkować dla odbiorców w Rosji. W międzyczasie otworzyły się inne zagraniczne rynki. Niespodziewanie przedsiębiorstwo z Trzebieży otrzymało ofertę współpracy z Izraela. Okazało się wówczas, że warto brać udział w targach. W połowie lat 90. Dobosz wystawiał się na targach Polagra, wówczas jeszcze jako firma mała i zupełnie nieznana. Na tym rynku i takie były jednak potrzebne. Niebawem Dobosz uzyskał certyfikat koszerności i rozpoczął eksport do Izraela. Później pojawiły się umowy z partnerami z Niemiec, Austrii, Szwecji. Później zakład wysyłał swoje cukierki nawet do Stanów Zjednoczonych i Kanady.
Dobosz próbował też zdobyć inne, niekiedy egzotyczne rynki. Słodycze z Trzebieży można było kupić na przykład w Afganistanie, a nawet w Chinach.
W 2006 roku zakład w Trzebieży znalazł się w trudnej sytuacji za sprawą decyzji Urzędu Kontroli Skarbowej w Szczecinie, który domagał się uiszczenia od firmy zaległego podatku w wysokości 2,5 mln złotych. Przez ponad dwa lata firma próbowała wybronić się przed niesłusznie – zdaniem właścicieli – naliczonym podatkiem. Po odwołaniu do Izby Skarbowej sprawa wróciła do UKS do ponownego rozpatrzenia… na biurko tej samej kontrolerki, która wydała zaskarżoną decyzję. Izba Skarbowa otrzymała kolejne odwołanie. Z nowej kolejnej decyzji wydanej przez UKS w Szczecinie wynikało, że małżeństwo Doboszów powinno jednak zapłacić ponad 820 tys. złotych w ramach rozliczenia podatkowego za 2003 r. W takiej sytuacji właściciele ponownie złożyli odwołanie w Izbie Skarbowej. Pod siedzibą UKS w Szczecinie odbyły się wówczas – głośne w całym kraju – protesty pracowników. Pracę straciło wówczas około 200 osób.
Firma przetrwała mimo to ten trudny czas. Właściciel – mimo iż otrzymał bardzo atrakcyjną ofertę przeniesienia produkcji do pobliskich Niemiec (oferowano mu między innymi dofinansowanie do każdego zatrudnionego w wysokości 10 tys. euro) – pozostał w Trzebieży. Dobosz zatrudnia dziś około 300 pracowników. ©℗
(r.c.)