W tamtych latach reklam w Szczecinie nie było za wiele, bo i za wiele nie było w sklepach. Rzadko porozrzucane niewielkie placówki Miejskiego Handlu Detalicznego, Handlowej Spółdzielni Inwalidów czy Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem”, w których czasami – zwłaszcza przed świętami – ustawiały się dość długie kolejki do lady, gdzie towar podawała pani sprzedawczyni zwana też ekspedientką. Zimą po oczach „waliły” rarytasy – szklarniowe pomidory i ogórki. Towar w cenie trufli. Banany i pomarańcze tylko na święta.
O samoobsłudze można było pomarzyć. Społemowskie supersamy z koszykami pojawiły się za Gierka.
Działały tez większe sklepy WPHW – Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego, w których na wieszakach wisiały rzędy tych samych kurtek, płaszczy czy garniturów.
Telewizory i radia kupowało się w ZURiT (lub ZURT – Zakład Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych), np. na al. Niepodległości. Pod tą peerelowską marką działali także prywatni technicy naprawiający kineskopowe telewizory w domach klientów.
Raty na sprzęt RTV czy AGD brało się w ORS-ie, czyli Obsłudze Ratalnej Sprzedaży, która była – chyba – przedsiębiorstwem państwowym, bo jakby inaczej, i – o ile pamięć nie zawodzi – podlegała pod PKO.
Jak podczas zakupów dokuczył głód, można było spałaszować rybkę. Na smakoszy czekały w kilku sklepach Centrali Rybnej. W takiej placówce należało przysiąść przy stoliku nakrytym ceratą i poczekać, aż sprzedawczyni usmaży nam porcję dorsza czy śledzia do konsumpcji na miejscu z bułką lub kromką chleba i ewentualnie surówką.
Poza Szczecinem zakupy robiło się w GS-ach, sklepach Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”, gdzie było „wszystko” – spożywka i sprzęt gospodarstwa domowego, a także rolniczy (oczywiście nie kombajny czy traktory, ale kosy czy gumiaki to już chyba tak).
Latem na miasto wyjeżdżały saturatory – wózki na dwóch kołach ze szprychami – w których spragniony szczecinianin mógł zamówić szklankę wody „czystej” za 30 groszy lub „z sokiem” za złotówkę. W drugim przypadku były na ogół dwa rodzaje smaków – pomarańczowy i malinowy.
Jeżeli coś pomyliłem w tych wyliczankach, to oczywiście przepraszam.
(kl)
Fot. Marek Czasnojć