Nie ma co ciągnąć trawy w górę, szybciej nie urośnie – mówi Ewa Poddig, kierowniczka Biblioteki Miejskiej w Pasewalku. Pochodzi z Polski, mieszka w Pasewalku od 30 lat.
W połowie listopada, na tegoroczny Federalny Dzień Czytania (Der Bundesweite Vorlesetag) Klub Książki, działający przy bibliotece, zaprosił Sandrę Nachtweih, burmistrz Pasewalku, i wiceprezydenta Szczecina Krzysztofa Soskę, którzy po niemiecku i polsku czytali fragmenty książki Marcina Szczygielskiego „Za niebieskimi drzwiami”. W Polsce ukazała się ona kilka lat temu, a w Niemczech, pod tytułem „Hinter der blauen Türen” (przekład Thomasa Weilera), kilka miesięcy temu.
– To fantastyczna książka dla dzieci – z entuzjazmem mówi Katarzyna Werth, która z mężem i dwoma synami mieszka w Löcknitz, a pracuje w Pasewalku. Z Ewą Poddig widują się dość często, m.in. na spotkaniach organizowanych przez Niemiecko-Polskie Stowarzyszenie na rzecz Kultury i Integracji, do którego należą.
* * *
Niewielka sala Klubu Książki jest kolorowa: kilka stolików, krzesła, wielkie poduchy, na których można się wyłożyć, regały, a na nich książki – niemieckie, na kilku półkach polskie.
Na specjalnej półce obok „Akademii pana Kleksa” stoi „Akademie des Meisters Klex”, a obok „Lokomotywy” – „Die Lokomotive”. Ogrzewa się przy nich kilka tomów „Legend sianowskich”, polsko-niemiecki zbiór baśni, pięknie wygląda polskie tłumaczenie popularnej w Niemczech, przełożonej na różne języki, bogato ilustrowanej opowieści „Śnieżek, kim jestem?”, napisanej przez znanych w Niemczech turecko-niemieckich autorów İbrahima Çayıra i Mustafę Cabe (ilustracje: Esin Sahin). Stoją tu też polskie książki i albumy, podarowane przez miasto Police, od wielu lat współpracujące z Pasewalkiem. Obok „Cudów Polski” jest kolorowy słownik niemiecko-arabski.
Książka „Za niebieskimi drzwiami” – „Hinter der blauen Türen” opowiada o trudnych sprawach 12-letniego Łukasza, dlatego na jej czytanie biblioteka zaprosiła równolatków chłopca z pobliskiej szkoły podstawowej. Słuchali. Książka się podobała, samo czytanie też.
* * *
Ewa Poddig, Katarzyna Werth i całe działające w Pasewalku Niemiecko-Polskie Stowarzyszenie na rzecz Kultury i Integracji zachęcają do nauki języka polskiego. Nie idzie to łatwo. Formą oswajania z nim dzieci jest m.in. czytanie książek po niemiecku i polsku.
‒ Ogłosiliśmy, że będziemy czytać „Ptasie radio” i „Lokomotywę” Tuwima. Na „Lokomotywę” nikt nie przyszedł, na „Ptasie radio” – troje dzieci. Z frekwencją na innych spotkaniach też bywa różnie. Jednak na siłę niczego nie wolno robić. Nie chcemy przesadzać z jakąś specjalną promocją języka polskiego. Gdy organizujemy normalne czytanie, nie po polsku, czy niemiecku, lecz po prostu czytanie, bywa, że przychodzi kilkanaście osób – mówi Ewa Poddig.
Z językiem polskim próbują więc delikatnie. Gdy w klubie czytane są książki po niemiecku, lektor wtrąca pojedyncze słowa po polsku. Chodzi bowiem o to, żeby słuchaczy zaciekawić językiem, żeby usłyszeli jego brzmienie, inną melodię, akcent, żeby też zauważyli, jeśli nadarzy się okazja, wspólnotę języków. Przecież Pfeffer i pieprz brzmią podobnie, die Gurke i ogórek też, również plac i der Platz, auto i das Auto, wreszcie kartofel i die Kartoffel: po polsku – to on, po niemiecku – ona.
* * *
Biblioteka organizowała najpierw Międzykulturowe Godziny Bajki. Na pierwszym spotkaniu czytali je ówczesny burmistrz Pasewalku Rainer Dambach i burmistrz Polic Władysław Diakun.
Klub Czytelnika otwarto wiosną tego roku. Jego wyposażenie zostało kupione przy pomocy federalnego programu „Kultur macht stark – Bündnisse für Bildung”(„Kultura wzmacnia – Sojusze na rzecz oświaty”). Na inaugurację przyjechała grupa z Polic, przywożąc książki. Czytane były fragmenty opowieści Krisa Tuszyńskiego „Naprawdę dzikie historie z Mazur”; po polsku czytał autor, a po niemiecku – Peter Ostendorf, wydawca niemieckiego tłumaczenia.
– Do nauki polskiego próbujemy zachęcać łagodnie – mówi Katarzyna Werth. – Jednak ostatnio jest nam chyba trudniej. Atmosfera polityczna nie sprzyja temu, co robimy.
* * *
W Pasewalku rodzice wybierają dla dzieci przede wszystkim język angielski. W Szczecinie też, gdzie niemieckiego uczy się coraz mniej dzieci.
– A przecież na pograniczu jest tyle okazji do praktycznego wykorzystywania znajomości języka! Tylu Polaków jeździ do Niemiec, tylu Niemców do sklepów, filharmonii w Szczecinie, na wczasy do Polski! – unosi się Ewa Poddig. – Łatwiej by im było, gdyby znali choć kilka słów.
Staramy się uświadomić mieszkańcom Pasewalku korzyści, jakie może przynieść choćby pobieżna znajomość polskiego. Otwieramy ludziom oczy, ale nie chcemy przedobrzyć, wejść w rolę jakiegoś misjonarza. Trzeba delikatnie, na długi dystans. Naszą działalność kierujemy głównie do dzieci – dodaje Katarzyna Werth.
Nagle Ewa Poddig mówi stanowczo, że w 2018 roku będzie konsekwentnie organizowała spotkania z językiem polskim, niezależnie od tego, ile osób przyjdzie na początku. Może wytworzy się zwyczaj przychodzenia na nie? Może upór spowoduje, że kiedyś będą owoce?
Bo jeśli nie warto ciągnąć trawy w górę, to opiekować się nią warto.
Bogdan TWARDOCHLEB