Sobota, 23 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Wołanie o światło nad złem

Data publikacji: 16 marca 2022 r. 08:23
Ostatnia aktualizacja: 23 marca 2022 r. 08:43
Wołanie o światło nad złem
Manifestacja na placu Augusta Bebla w Berlinie Fot. archiwum  

Trwa wojna. Codziennie rano nasłuchujemy informacji. Świat potępia Rosję Putina. Rośnie liczba uchodźców. Znawcy konfliktów twierdzą, że może dojść do 10 milionów. Ukraina nie powitała okupantów kwiatami. „Rosyjska inwazja sprawiła, że Ukraina stała się wielką jednością. Pokonanie Ukraińców jest niemożliwe” – mówił na początku lutego Stanisław Szyrokoradiuk, rzymskokatolicki biskup Odessy i Symferopola.

6 lutego na pl. Augusta Bebla w Berlinie, gdzie znajduje się symboliczny pomnik książek spalonych tam w czasach nazistowskich, berliński Festiwal Literatury zorganizował dwugodzinny wiec. Pomogła Fundacja Jana Michalskiego ze Szwajcarii. W dojmującym chłodzie uczestniczyło w nim około tysiąca osób. Ktoś powie: niewiele. Mówili do nich pisarze, publicyści, naukowcy, w tym nobliści. Padały mocne słowa.

Wiec zaczął się hymnem Ukrainy. Na placu Augusta Bebla, który znajduje się blisko ambasady Rosji, otoczonej teraz barierami, śpiewał zespół z Jurijem Gurznym, Ukraińcem z Berlina, przyjacielem Sierhija Żadana, poety z maltretowanego przez Rosję Charkowa.

Po chwili na scenę wszedł prof. Karl Schlögel, legenda polsko-niemieckiego pogranicza, autor niezastąpionych książek i opracowań o współczesnej historii i kulturze Nadodrza, Rosji, Ukrainy, Białorusi, twórca nauki i praktyki, zwanej historią stosowaną.

Mówił: „Przyszliśmy wyrazić nasz gniew, bezradność, solidarność. Jesteśmy wstrząśnięci. Jesteśmy widzami, którymi być nie chcemy, którymi jednak długo byliśmy”. Przypominał Czeczenię, Gruzję, Krym i Aleppo, „zmienione w pył i popiół”, Charków, który podczas drugiej wojny światowej był zajmowany i niszczony przez Niemców, a teraz jest niszczony przez rakiety rosyjskie. „Nigdy nie mogliśmy sobie wyobrazić – mówił dobitnie – że kiedyś szczątki kijowskiej wieży telewizyjnej zostaną strącone na Babi Jar, gdzie we wrześniu 1941 roku zostało zamordowanych ponad 33 tysiące Żydów z Kijowa. W imperium Putina panuje totalitaryzm, Putin zaprowadził swój kraj w ślepy zaułek. Wojna doprowadzi reżim do upadku, lecz zapłaci za to Ukraina. Zapłaci za to, za co długo Zachód nie był gotów płacić. Słuchajmy oddechu Ukrainek i Ukraińców, pomagajmy, ile tylko możemy…”.

Gdy prof. Schlögel, uwielbiany przez roczniki studentów i asystentów, kończył swą mowę słowami: „Sława Ukrainie”, głos mu się nagle załamał. Schodził ze sceny łkając, przygięty, przybity, z niebiesko-żółtą flagą na ramionach…

Większość mówców pojawiała się na pl. Augusta Bebla na wielkim monitorze. Łączyli się z Berlinem ze swoich miast. Jurij Prochaśko, prozaik i tłumacz związany z Lwowem, charakteryzował putinizm. Mówił, że jest to ustrój przestępczy, dyktatura totalna, korupcjogenna, nienawidząca wolności i praworządności, że to imperialny szowinizm, ufundowany na moskiewskim prawosławiu i wielkoruskim mesjanizmie. Dodawał, że jest to również pielęgnowana nienawiść do Ukrainy i Ukraińców.

Jako że w Rosji Putina władza państwowa i Cerkiew prawosławna, której zwierzchnikiem jest patriarcha Moskwy Cyryl I, to jedność, trzeba by tu opisać Cerkiew. Przypomnijmy tylko, że konflikt rosyjsko-ukraiński zaostrzył się, gdy kilka lat temu ukraińskie prawosławie uniezależniło się od patriarchatu moskiewskiego i gdy niezależność Cerkwi prawosławnej Ukrainy uznał patriarcha Konstantynopola. Działa też na Ukrainie druga Cerkiew, podległa patriarsze Moskwy. Po rosyjskim napadzie 24 lutego zmienia się ona rewolucyjnie. Patriarcha lwowski i halicki Filaret odciął się od Cyryla, chce oderwać swą Cerkiew od Moskwy, ma coraz większe poparcie.

Tymczasem Cyryl obarcza Zachód winą za wojnę. W kazaniu, które wygłosił w niedzielę po „interwencji”, sugerował, że była konieczna, by obronić wiernych przed zachodnimi paradami homoseksualistów. Siłami zła nazwał tych, którzy przeciwstawiają się armii rosyjskiej, „prowadzącej metafizyczną walkę ze złem”. Podkreślał: „Nie możemy pozwolić, aby szydziły z nas ciemne i wrogie zewnętrzne siły”. 23 lutego, dzień przed agresją, wypadało w Rosji święto – Dzień Obrońców Ojczyzny. Cyryl I wysłał wtedy list gratulacyjny do Putina. Dziękował mu za wspieranie moskiewskiego patriarchatu, za „owocnie rozwijającą się współpracę między Kościołem i państwem, dzięki czemu ochraniana jest pamięć narodu i umacniane są pryncypia tradycyjnej moralności”.

Nazajutrz zaczęła się agresja.

Szokujące były kazania Cyryla I. „Ohydnymi i nikczemnymi” nazywał w nich działania państw Zachodu, które „uzbroiły Ukrainę, aby walczyła przeciw swoim rosyjskim braciom”. Powtarzał za Putinem, że są one „wrogami zarówno Rosji, jak i Ukrainy”, że są „przeciw woli Boga”, mówił „o diabelskich kłamstwach i chęci osłabienia Rosji”.

Wróćmy na plac Augusta Bebla. Wiec prowadziła znana publicystka Gesine Dornblüth i popularny prezenter telewizji ARD Thomas Roth, znawcy Rosji. Dornblüth mówiła w pewnym momencie, że Niemcy za mało wiedzą o Ukrainie i swoich sąsiadach. 

Co my wiemy o naszych sąsiadach? Ileż utartych stereotypów powtarzamy? Teraz zmienia się stosunek do Ukrainy i Ukraińców. Czy będzie to trwałe? Jeszcze niedawno sprawy Wołynia zagłuszyły wojnę o Donbas i Krym.

„Dziś wszyscy jesteśmy Ukraińcami” – mówił z ekranu Martin Pollack, austriacki pisarz, dobrze znający Polskę i Ukrainę, cytując wypowiedź swego przyjaciela, Adama Michnika. Pollack ma szczególne prawo do publicznego mówienia o wojnie i moralności. Na placu Augusta Bebla przypomniał: „Mój ojciec był nazistą, zbrodniarzem”. Pollack napisał o tym książkę. W Berlinie mówił teraz, jak ważne jest czuwanie nad tym, aby rzeczy nazywać po imieniu: dobro jest dobrem, zło – złem, białe to białe, czarne to czarne. Mówił, że Putin i putinizm odwracają znaczenia słów: tych, którzy się bronią, nazywają agresorami, a zło nazywają dobrem. Tak robili naziści. Martin Pollack podkreślał więc, że skutkiem nienazywania rzeczy po imieniu wielu polityków tolerowało Putina i robili z nim interesy nawet wtedy, gdy było wiadomo, kim jest. „A my za słabo protestowaliśmy – dodawał – musimy to przyznać, jesteśmy to winni ukraińskim przyjaciołom, bo na nich spadły skutki naszych błędów”.

Na scenę weszła Marieluise Beck, posłanka Zielonych, od lat mocno zaangażowana w sprawy ukraińskie. Już w 2014 r. mówiła, że „przyszłość Europy jest na szali”. W 2016 roku ostrzegała, że nie wolno normalizować relacji z Moskwą, dopóki prowadzi wojnę w Ukrainie. Beck mówiła też, że wojna uderza również w Rosjan, że coraz więcej jest tam aresztowanych i prześladowanych. „Ci ludzie to nie jest Rosja Putina, oni nie chcą wojny. Niech wstydzą się ci, którzy tak długo dawali głos Putinowi” – wołała. Podkreślała: „To jest część naszej odpowiedzialności, my finansujemy tę wojnę, kupując codziennie gaz i ropę. Trzeba zamknąć Nord Stream 1 na tak długo, jak długo Putin będzie prowadził wojnę”.

Andrij Lubka, poeta, prozaik z Użhorodu (Zakarpacie), mówił: „Nie jesteśmy sami, potrzebujemy wsparcia, nadziei. Wierzyłem, że po drugiej wojnie światowej już nie będzie wojen. A teraz jest wojna, terror, eksterminacja Ukrainy. Jestem celem rosyjskich bomb”.

Potem mówiła Svetlana Alexijewitsch, białoruska pisarka, noblistka, siwowłosa, opanowana. Jej mama była Ukrainką, ojciec – Białorusinem. Ona ma więc dwie ojczyzny i dwa domy. W żadnym nie może teraz mieszkać, mieszka w Berlinie. Mówiła, że wraz z Putinem zaczął się rosyjski faszyzm. Przypomniała ponad dwa miliony ofiar wielkiego głodu na Ukrainie, którym Stalin chciał zabić Ukrainę, a teraz chce ją zamordować Putin. Mówiła o zniewolonej Białorusi, która nie mogła przewidzieć rosyjskiego faszyzmu, mesjanizmu, idei Wielkiej Rosji. „Wielka Rosja – wyjaśniała – to wielki rozlew krwi. My jesteśmy po stronie wielkości światła i dobra. Jest nas wielu, ludzi światła, proszę, łączmy się, razem zwyciężymy. Niech żyje wolna Białoruś, wolna Ukraina, wolny świat”.

„Co dzień, co godzinę, co minutę nasz kraj umiera…” – mówił z ekranu Jurij Andruchowych, pisarz z Iwano-Frankiwska. Apelował: „Dajcie nam nie tylko słowa, dajcie nam brak lęku, nieustraszoność, odwagę. Zamknijcie przestrzeń powietrzną nad Ukrainą, nie czekajcie, aż zostanie całkiem zniszczona. Europo, nie bój się!”.

Jurij Durkot ze Lwowa, dziennikarz, publicysta, tłumacz, opowiadał, że nad Ukrainą zestrzelono rosyjski samolot, którego pilot dostał się do niewoli. Miał przy sobie zdjęcie z uśmiechniętym i gratulującym mu syryjskim prezydentem Assadem. Pilot bombardował Aleppo. Domy w mieście nie były dla niego mieszkaniami ludzi, lecz celem, w który miał trafić. Jak to nazwać? „Musimy znaleźć nowe słowa – mówił Durkot – bo dziś nawet „dzień dobry” znaczy co innego niż wczoraj”.

Rolf Biermann, legendarny pieśniarz, wydalony kiedyś z NRD, nazywany w Polsce niemieckim Jackiem Kaczmarskim, zaczął tak: „Putin ma rację, w Ukrainie są faszyści. Ci faszyści, to rosyjska armia okupacyjna”. A potem: „Putin, mały oficer KGB z Drezna, idzie śladem swojego kolegi Adolfa Hitlera: kłamie, grozi Europie wojną atomową. Ile pociągnęłaby ofiar? Miliard? Wszyscy dyktatorzy, jacy byli na ziemi, przegrali. Ilu ludzi zginie, zanim przegra Putin? Musimy mądrze walczyć o nasze sprawy, mądrze się bronić.

Timothy Garton Ash, wybitny historyk, autor m.in. „Polskiej rewolucji Solidarności” i książek o demokratycznych przemianach po 1989 r. w Europie Wschodniej, nazwał prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego Winstonem Churchillem Ukrainy, bowiem gdy Churchill ratował Wielką Brytanię przed klęską, to on ratuje Ukrainę. Timothy Garton Ash mówił, że „Europa musi dać Ukrainie perspektywę nadziei”, a jest nią przyszłe członkostwo w Unii Europejskiej. Stwierdził też, że walka o wolność Ukrainy to dalszy ciąg przemian, zaczętych przez polską „Solidarność”. Zakończył słowami z Byrona: „Walka o wolność raz zaczęta (…), jest zawsze zwycięska”.

Katja Petrovskaja, pisarka ukraińska, mieszkająca w Berlinie, weszła na scenę z dorosłą córką. Trzymały się za ręce, gdy mówiła: „Będziemy walczyć dalej wszystkimi środkami. Zamknijcie przestrzeń powietrzną nad Ukrainą, jestem pewna, że zwyciężymy, za jaką cenę, kiedy? Nie może nas paraliżować strach, że Putin grozi wojną atomową. On i tak zrobi, co zechce. Musimy pracować i walczyć”.

Oleksandra Bienert, ukraińska etnolożka i aktywistka, mieszkająca w  Berlinie, weszła na scenę z flagą ukraińską na ramionach. Nie mogła pohamować łez, gdy opowiadała o swojej mamie, która przez dwa i pół dnia uciekała z Kijowa, zanim dotarła w bezpieczne miejsce. Apelowała do każdego: „Nie bój się Putina, rób wszystko, by go zatrzymać”.

Christian Tomuschat, znany w Niemczech emerytowany profesor prawa międzynarodowego, wyliczał możliwości postawienia Putina przed sądem za zbrodnie przeciwko ludzkości. Mario Vargas Llosa, latynoski pisarz, noblista, łączył się z Peru. Mówił o imperializmie Rosji, wołał: „Niech wygra Ukraina!”. Żenia Biełorusiec opowiadała z Kijowa o swoim wojennym dzienniku i ostrzeliwaniu Mariupola, a Navid Kermani, wysoko ceniony w Niemczech pisarz niemiecko-irański – o zawodności polityków, kupowaniu ropy i gazu od Rosji, a więc finansowaniu wojny, z czym trzeba skończyć. Pytał jednak: „Czy jesteśmy gotowi ograniczyć ciepło w naszych domach, wyjazdy samochodami? Ludzie w Kijowie śpią w tunelach metra, są zagrożeni bombardowaniami”. Dziś nie jest jeszcze za późno, by obronić Ukrainę, zatrzymać katastrofę”.

Gerd Koenen, historyk Rosji i ZSRR, badacz komunizmu, przypomniał list polskiej „Solidarności” do narodów ZSRR. Mówił: „Putin chce budować wielki rosyjski Reich, tworzy orwellowski reżim, reżim kłamstwa w północnokoreańskim mroku”.

Na ekranie pojawił się prezydent Wołodymyr Zełenski w charakterystycznym T-shircie. Miał trzy minuty czasu. Pierwszą przeznaczył na upamiętnienie poległych żołnierzy. Mówił: „Milcząc, uszanujmy ich pamięć”. Milczał i ludzie na placu milczeli. Drugą poświęcił pamięci zabitych dzieci i cywilów. Mówił: „Uszanujmy ich pamięć”. Milczał i ludzie na placu milczeli…. W trzeciej powiedział: „Narody Europy, nie milczcie, wyjdźcie na ulice, wesprzyjcie Ukrainę, wołajcie o światło nad złem. Jestem pewien, że te minuty milczenia zmienią się w kwitnącą przyszłość, że zwyciężymy, że Ukraina rozkwitnie, Europa rozkwitnie. Chwała Ukrainie”.

Na początku wiecu Kateryna Miszczenko, pisarka z IwanoFrankiwska, opowiadała, że przez wojnę wiele straciła. Ale mówiła też: „Mam przyjaciół, siłę, wiarę w przyszłość i tyle miłości. Nie patrzcie na nas tylko jak na ofiary i uchodźców. My jesteśmy, przeciwstawiamy się, walczymy. Tak wielu nas wspiera: cała Europa”.

Gdy kończył się literacki wiec, chórzyści z Białorusi mieli w dłoniach flagi Ukrainy i Białorusi. Zaśpiewali hymn Ukrainy: „Szcze ne umerła Ukraina…”.

Polski zaczyna się analogicznie.

Bogdan TWARDOCHLEB

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA