Ukraina liczy 44 mln mieszkańców. Według danych ONZ prawie 3,9 mln z nich opuściło kraj, co najmniej drugie tyle schroniło się w jego bezpieczniejszych regionach. Uciekają przed wojną, śmiercią, bezwzględnością rosyjskiego agresora. W Polsce jest ponad 2 mln uchodźców z Ukrainy, w Niemczech do końca ubiegłego tygodnia zarejestrowało się 271 338. Faktycznie przybyło ich do RFN znacznie więcej.
Poniedziałkowy „Nordkurier” informował, że na dworzec w Pasewalku przyjeżdża codziennie około 600 uchodźców, głównie kobiety, dzieci i osoby w wieku starszym, większość pociągami ze Szczecina. Nie zostają w Pasewalku. Jadą do Berlina i innych dużych miast. Na dworcu pomagają im wolontariusze.
Agresor rujnuje Ukrainę. Atakuje także inne państwa, w tym Niemcy i Polskę, prowadząc przeciw nim wojnę informacyjną, grożąc nawet atakiem nuklearnym. Europa i świat muszą się bronić. W poniedziałek wysoki przedstawiciel władz USA zapowiedział przerzucenie do amerykańskiej bazy Spandhalem w niemieckiej Nadrenii-Palatynacie sześciu samolotów EA-18 Growler z załogami. Są przeznaczone do prowadzenia wojny elektronicznej. Wzmocnią wschodnią flankę NATO. Mają odstraszać Rosję.
W ostatnich tygodniach polityka RFN wobec Rosji zmieniła się zasadniczo. Wyrazem tego były m.in. ogłoszone 17 marca wspólne decyzje kanclerza i premierów landów, reprezentujących różne koalicje rządowe. Rośnie uznanie dla socjaldemokratycznego kanclerza Olafa Scholza. Mogą o tym świadczyć wyniki niedzielnych wyborów do landtagu Nadrenii-Palatynatu, wygrane przez jego partię.
17 marca kanclerz i premierzy w najostrzejszych słowach potępili Rosję za napad na Ukrainę. Podkreślili, że za śmierć ludzi, cierpienia i zniszczenia osobiście odpowiada Władimir Putin. Wspólnie zażądali natychmiastowego zaprzestania działań wojennych i wycofania wojsk Rosji z Ukrainy.
Potępili rosyjską dezinformację. Zapewnili, że federacja i landy nadal będą pomagać uchodźcom i Ukrainie. Oświadczyli, że Niemcy muszą jak najszybciej uniezależnić się od importu gazu, ropy i węgla z Rosji, zdywersyfikować dostawy surowców, szybciej prowadzić transformację energetyczną, budować terminale LNG i magazyny energii. Bawaria chciałaby już teraz sprowadzać LNG poprzez terminale chorwackie i włoskie. Na jej wniosek ma być zrewidowany terminarz wyłączania elektrowni węglowych. Czasowo, na co najmniej trzy lata, mają być uruchomione elektrownie atomowe, wyłączane do 31 grudnia 2021 r. zgodnie z wcześniejszą umową społeczną.
Bundestag zatwierdził budżet. Niemcy będą przeznaczały na potrzeby armii 2 proc. swego PKB. Procentowo to mniej więcej tyle co w Polsce, lecz w wymiarze finansowym znacznie więcej. Chcą też skuteczniej bronić cyberprzestrzeni. Rosja prowadzi w niej wojnę dezinformacyjną na całym świecie. Wszyscy jesteśmy w nią włączeni.
Tak jak na Polskę, nasilają się rosyjskie ataki propagandowe na Niemcy. Podajmy przykłady z ostatnich dni. W weekend 19-20 marca masowo krążył w internecie sugestywny filmik, w którym około 30-letnia Rosjanka opowiadała ze łzami w oczach, że w ośrodku dla azylantów w Euskirchen (Nadrenia-Północna Westfalia) grupa Ukraińców śmiertelnie pobiła 16-letniego Daniela, Rosjanina, za to – jak twierdziła – że mówił po rosyjsku. Już tego samego dnia wieczorem policja w Bonn oświadczyła, że to kłamstwo, fake news, bo tego dnia w Euskirchen nie było żadnego napadu. Rzecznik policji zaapelował o nieudostępnianie filmiku, którego celem jest podsycanie nienawiści do Ukraińców. Skojarzono go z rosyjską propagandą dlatego, że filmik podobnie zmanipulowany był rozsyłany przez internet w 2016 roku, gdy do Niemiec napływali uchodźcy z Syrii. Oskarżał dwóch mężczyzn „o południowym wyglądzie” o gwałt na 13-latce z rodziny niemiecko-rosyjskiej. Historia była zmyślona, lecz spreparowana wiarygodnie, oparta na wybranych faktach i niedopowiedzeniach. Tym razem portal t-online i opiniotwórczy dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” podały, że fake news z Euskirchen ukazał się najpierw na stronie rosyjskiej Federacyjnej Agencji Nowości (Federalnoje Agenstwo Nowostiej, FAN), po czym – podpisany przez Alinę Lipp, znaną nie tylko w internecie „zagorzałą propagandystkę Putina” i rzeczniczkę antyszczepionkowców – był masowo rozsyłany przez platformę Telegraf. Nie minęło wiele czasu, a na platformie TikTok kobieta, która filmik nagrała, zamieściła przeprosiny i oświadczenie, że zawiera on nieprawdę. Policja zwraca jednak uwagę, że nie jest to w stanie naprawić szkód, jakie jej fake news wyrządził. Rozprzestrzenianie fake newsów jest w RFN karalne.
11 marca na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ, zwołanym na wniosek Rosji, jej ambasador Wasilij Nabenzia oskarżył Ukrainę o współpracę z niemieckimi naukowcami z Instytutu Friedricha Loefflera w Greifswaldzie nad bronią biologiczną. Podobne oskarżenia pojawiały się w mediach rosyjskich już w roku 2020. Tym razem sprawę opisał magazyn „Science”, jedno z najpoważniejszych na świecie czasopism naukowych, a za nim media niemieckie, zwłaszcza ukazujące się w sąsiadującej z nami Meklemburgii-Pomorzu Przednim.
Instytut Friedricha Loefflera jest federalną placówką badań nad zdrowiem zwierząt. Już sama jego lokalizacja sprzyja domysłom co do charakteru prowadzonych tam prac. Znajduje się na niewielkiej bałtyckiej wyspie Riems między Rugią a Greifswaldem. Nie każdy ma tam wstęp, bo placówka zajmuje się chorobami zakaźnymi, m.in. badaniami nad afrykańskim pomorem świń. Współpracuje z naukowcami także z Polski i Ukrainy. Jej prezydent, prof. Thomas Ch. Mettenleiter, biolog i wirusolog, jest członkiem Polskiej Akademii Nauk.
Badaniami, o których mówił amb. Nabenzia, kieruje prof. Cornelia Silaghi, specjalistka weterynarii i nauki o pasożytach. Według magazynu „Science” była zszokowana twierdzeniami Moskwy, że jej prace mają być częścią programu badań nad bronią biologiczną.
„Science” podaje, że 10 marca, dzień przed posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa ONZ, fake news o badaniach w Riems zamieściło na swoich stronach internetowych Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej, twierdząc, że chodzi o tajne, finansowane przez Zachód prace nad bronią biologiczną. Powtórzyła to państwowa telewizja rosyjska, powołując się na ministerstwo obrony i dodając, że chodzi o ukraiński spisek, dotowany przez USA, którego celem ma być zainfekowanie zakaźnymi bakteriami ptaków, nietoperzy i gadów oraz przerzucenie ich przez granicę do Rosji. Nie minęło wiele czasu, a Władimir Putin mówił już o „tuzinach laboratoriów w Ukrainie, które eksperymentują z koronawirusem, wąglikiem i cholerą pod kierunkiem Pentagonu i przy jego finansowym wsparciu”. Wybrane fakty, dopełnione zmyśleniami, powtórzyła amerykańska telewizja Fox News oraz internetowe forum dyskusyjne QAnon, będące – jak twierdzą znawcy – siecią teorii spiskowych. Niektórzy uważają, że QAnon jest powiązane z Donaldem Trumpem.
Normalna współpraca naukowa została więc użyta do kampanii dezinformacyjnej. Naukowcy z Riems przypuszczają, że rosyjscy hakerzy wykradli z ich skrzynek e-mailowych korespondencję na temat współpracy z Ukrainą, co pozwoliło zmanipulować informacje. Na ich podstawie amb. Nabenzia stwierdził w ONZ, że w Ukrainie działa sieć przynajmniej 30 laboratoriów biologicznych, które prowadzą „niebezpieczne eksperymenty”, m.in. z zarazkami wąglika, tularemii, cholery. Ma to być część tajnego ukraińskiego programu prac nad bronią biologiczną. Opierając się na wykradzionych i zniekształconych faktach, podał, że 140 pojemników z pasożytami nietoperzy wysłano z Charkowa za granicę. Mówił o zaniepokojeniu „nieznanym przeznaczeniem niebezpiecznego materiału”, o ryzyku, że może być skradziony i wykorzystany do celów terrorystycznych bądź sprzedany na czarnym rynku.
O podobne działania Rosja oskarżyła też Instytut Medycyny Tropikalnej im. Bernharda Nochta w Hamburgu.
Na prośbę magazynu ‚Science” prof. Cornelia Silaghi wyjaśniła, że współpraca Instytutu Friedricha Loefflera z Instytutem Weterynarii Eksperymentalnej i Klinicznej w Charkowie zaczęła się w 2020 r. Naukowcy z Charkowa zebrali we wschodniej Ukrainie około 140 pasożytów nietoperzy, głównie pchły, kleszcze i komary, zatopili je w etanolu i wysłali do Riems w celu badań DNA nastawionych na szukanie bakterii mogących stanowić potencjalne zagrożenie dla człowieka. Próbki takie – mówiła prof. Silaghi – nie są groźne dla człowieka, bowiem etanol zabija pasożyty i zarazki. Dla naukowców ważny jest tylko ich materiał genetyczny. Rosyjskie oskarżenia prof. Silaghi nazwała totalnym szaleństwem. Poinformowała, że w wyniku badań zidentyfikowano u pasożytów DNA bakterii z grupy riketsje. Rezultaty badań nie są tajne. W 2021 r. zostały zaprezentowane na konferencji Niemieckiego Towarzystwa Weterynaryjnego.
Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa twierdzeniom amb. Nabenzii, zaprzeczyły Izumi Nakamistu, zastępczyni sekretarza generalnego ONZ ds. rozbrojenia, i Linda Thomas-Greenfield, ambasador USA.
Cyberprzestrzeń jest jednak okrutna. Co człowiek w niej umieści, zostaje tam długo. Od czasu rosyjskich fake newsów prof. Cornelia Silaghi dostaje e-maile, w których nazywana jest naukowcem bez skrupułów, działającym podobnie jak w III Rzeszy. Magazynowi „Science” powiedziała: „Rosjanie muszą dowiedzieć się, że to wszystko jest kłamstwo”.
Jak to zrobić, skoro kłamstwo stało się oficjalną informacją najwyższych władz Rosji?
Siergiej Sumlenny, Rosjanin, politolog, od 25 lat mieszkający w Niemczech, twierdzi na podstawie badań, że 70 proc. obywateli Rosji wierzy państwowym źródłom informacji. Według niego Niemcy nie zdają sobie sprawy z tego, jak arogancko w Moskwie przedstawiany jest Zachód. Nie domyślają się nawet, że drwiny z innych państw to w Rosji „sport narodowy”. Według większości Rosjan Zachód jest dekadencki, schyłkowy, zły i w końcu trzeba będzie go „siłą przywrócić do rozumu”. „Operacja” w Ukrainie jest właśnie takim działaniem. Twierdzi tak także Cyryl I, prawosławny patriarcha Moskwy. „W końcu Rosja pokazuje swoją prawdziwą twarz” – pisze Matthias Koch, komentator sieci Redaktionsnetzwerk Deutschland (RND), którą tworzy ponad pięćdziesiąt codziennych gazet regionalnych w RFN.
Według Sumlennego większość Rosjan jest przekonana, że władzę nie tylko w Ukrainie, lecz także w USA i Europie Zachodniej sprawują naziści. Nic dziwnego więc, że gdy w Ukrainie trwa wojna, w Rosji odradza się retoryka z końca drugiej wojny światowej. Media niemieckie podają, że rosyjscy żołnierze znów malują na pojazdach, helikopterach i rakietach napisy cyrylicą: „Na Berlin”. Umieszczane są nawet na prywatnych samochodach. Przed ich lekceważeniem przestrzegał Niemców 21 marca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski: „Piszą «Na Berlin» (…), ponieważ chcą iść dalej niż na Ukrainę, chcą być wszędzie. Chcą iść do was”.
Przedwczoraj prezydent Zełenski rozmawiał z kanclerzem Scholzem. Poinformował go o stanie rozmów z Rosją, odpieraniu rosyjskiej agresji i przestępstwach Rosji, podziękował za pomoc Niemiec dla Ukrainy i ponowił apel o wzmocnienie sankcji wymierzonych w agresora. W ubiegłą sobotę o kolejnych transportach broni dla Ukrainy informowała Annalena Baerbock, minister spraw zagranicznych RFN. Nancy Faeser, niemiecka minister spraw wewnętrznych, mówiła o solidarności w sprawie uchodźców, dobrej współpracy z Polską i Francją, podkreśliła, że zwłaszcza sąsiedzi Ukrainy muszą dostać większe wsparcie UE na pomoc dla uchodźców.
Jednak sprawy rozgrywają się nie tylko w świecie Zachodu. Zgrzytem jest stanowisko Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które są zdecydowanie przeciwne wykluczeniu Rosji z grona krajów OPEC, największego na świecie gracza w wydobyciu i handlu ropą. Minister energetyki Emiratów podkreślił, że nie można Rosji wykluczyć, bo jest ważnym członkiem OPEC. Dziennie produkuje 10 mln baryłek ropy.
Już najpoważniejsi politycy niemieccy żądają całkowitego wstrzymania importu gazu, węgla i ropy naftowej z Rosji. „Niemcy nie mogą być hamulcowym zachodniego sojuszu” – stwierdził niedawno Wolfgang Schäuble (CDU), cieszący się wielkim autorytetem b. minister finansów w rządzie Angeli Merkel i b. przewodniczący Bundestagu. Kanclerz Olaf Scholz mówił, że nad Niemcami powinien być zapewniony parasol obrony antyrakietowej.
Wojna trwa, coraz więcej Ukraińców przyjeżdża do Polski, innych państw, do Niemiec. Na dworcu w Pasewalku pomagają im wolontariusze. Wśród najaktywniejszych są Patrycja i Heinz-Werner Jacubi, polsko-niemieckie małżeństwo. Cala ich grupa chce pracować dopóty, dopóki nie skończy się wojna.
Nie skończy się w cyberprzestrzeni. Poprzez nią wchłania nas wszystkich.
Bogdan TWARDOCHLEB