Codziennie rano znów słuchamy wiadomości. Zło ponownie wylało się z Kremla. Świat, Polskę, polsko-niemieckie pogranicze łączy solidarność z Ukrainą. Winę i wstyd za tę wojnę Rosjanie będą czuć długo.
„Putin chce nas zniszczyć” – mówi Jurij Andruchowycz, czołowy pisarz ukraiński, w wywiadzie opublikowanym w pierwszych dniach marca przez „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Rozmawiała z nim Sandra Kegel, publicystka i krytyczka literatury. Myślę, że wywiad ten przejdzie do historii. Nie dlatego, że Andruchowycz od lat jest uważany za kandydata do literackiego Nobla, lecz ze względu na postawę, jaką manifestuje.
Jest poetą, powieściopisarzem, dramaturgiem, eseistą, tłumaczem, muzykiem, piosenkarzem. W Polsce jego książki publikuje Wydawnictwo Czarne, założone przez Andrzeja Stasiuka. Obaj wspólnie zrealizowali niejedno literackie przedsięwzięcie. Dołącza do nich Olaf Kühl, berlińczyk, który ich utwory (nie tylko ich oczywiście) przekłada na niemiecki.
Andruchowycz bywał w Szczecinie, czego ślady można znaleźć w dawnych „Kurierach…”. Przyjeżdżał na pogranicze, co organizował mu Andrzej Kotula, niezastąpiony wówczas w tych sprawach, jeździł między Szczecinem, Gdańskiem, Wrocławiem, Berlinem, uczestniczył w literackich rejsach Odrą, którym – trzeba przyznać – mocno się dziwił. Jadąc w 2008 roku z Gdańska do Berlina, miał w Szczecinie przesiadkę i na dworcu głównym, ponurym wtedy, czekał na pociąg do Angermünde. Opisał to w „Leksykonie miast intymnych”, w którym zamieścił refleksje o 111 miastach głównie Europy.
Jest laureatem literackich nagród ukraińskich, niemieckich, słoweńskich, polskich, m.in. za zasługi na rzecz porozumienia europejskiego, za wkład do dialogu środkowoeuropejskiego, Pokojowej Nagrody im. Ericha Marii Reamarque’a i wrocławskiego Angelusa.
* * *
Pochodzi z Iwano-Frankiwska, dawnego Stanisławowa. W Polsce i Niemczech wydano sporo jego książek, są płyty z jego nagraniami. Na polski zostały przełożone tomiki wierszy, powieści: „Rekreacje”, „Moscoviada”, „Perwersja”, „Dwanaście kręgów”, „Kochankowie Justycji”, wspomniany już „Leksykon miast intymnych”, zbiory esejów. Z Andrzejem Stasiukiem napisał książkę „Moja Europa”, zredagował tom esejów o kijowskim Majdanie „Zwrotnik Ukraina”, opublikował „Tajemnicę” (podtytuł: „Zamiast powieści”), obszerny wywiad, który prowadzi z nim niemiecki dziennikarz Egon Alt, nie wiadomo, czy kiedykolwiek istniejący. Prawdziwy wywiad rzekę „Szcze ne umerła i nie umrze” przeprowadził z nim Paweł Smoleński.
Andruchowycz zaskakuje literackimi pomysłami, językiem bogatym, jędrnym, słownictwem mocnym i wrażliwym, wartkością literackiego dziania się. Uwagę swoją i czytelników koncentruje na spostrzeżeniach charakterystycznych, a bohaterów prowadzi tak, że mogą doświadczać wyrazistości życia, jego różnorodności. Nie trzeba więc dodawać, że wiele jest u niego wątków autobiograficznych. Jest szalona ciekawość przeżyć, ludzi, kolorów.
Andruchowycz to wybitny pisarz. Niezrównany. Gdy pisze o miłości, nie boi się pisać o nienawiści. Różnie pisał o swoim kraju Ukrainie, z zachwytem i cierpko (książka „Ostatnie terytorium”). Ale to jest jego kraj, jedyny, więc to normalne, bo dla lepszej Ukrainy.
* * *
Dużo jeździł do Niemiec, zwłaszcza do Berlina. Napisał kiedyś: „Przecież Berlin już od dawna nie jest dla mnie obcy. Lubię go przede wszystkim za szczególne wrażenie lekkości i otwartości”.
W tamtym eseju pisał też o mieszkających w Berlinie Rosjanach, w takich dzielnicach, jak Dahlem, Grunewald czy Charlottenburg, zwany zresztą „Szarlotengorodok”. Pisał, że są miesiące, gdy Rosjanie zapełniają najdroższe restauracje, „żądając od życia wciąż więcej i więcej”, że berlińskie posiadłości kupili „okazyjnie za niekontrolowane i kompletnie pozbawione zapachu pieniądze”.
Cytujmy jeszcze: „Rosjanie w Berlinie są nawet nie jak u siebie w domu – oni są w domu. Języka rosyjskiego jest wokół znacznie więcej niż we Frankiwsku (…). I jeszcze zauważyłem, że pasażerowie w S-Bahnie i metrze sypią groszem tylko za rosyjską muzykę. Wystarczy zagrać «Podmoskiewskie wieczory» albo «Katiuszę» – i już czapka pełna. Historia o zdobyciu i kapitulacji nie ma końca. Czasem aż oczy bolą od białych flag w całym mieście”.
Gdy dziś mówi się o relacjach niemiecko-rosyjskich, warto pamiętać o tej obrazowej metaforze białych flag, wywieszanych przez Niemców w kontaktach z Rosjanami. Teraz gwałtownie się to zmienia. To zasługa Putina, że Niemcy, choć ociągając się, schowali te białe flagi, wprowadzili sankcje przeciw Rosji, wysyłają broń na Ukrainę, ostro potępiają ekskanclerza Schrödera za braterstwo z Putinem, a w Hanowerze mówi się o tym, żeby odebrać mu honorowe obywatelstwo miasta. Zdarzyłoby się to po raz drugi w historii. Pierwszy, któremu takie obywatelstwo odebrano, był Hitler. Agresja Rosji na Ukrainę chyba wyzwoliła Niemcy z wojennej traumy wobec Rosji.
* * *
Andruchowycz patrzy na świat przenikliwie, a literatura jest dla niego głosem w ważnych sprawach społecznych, politycznych, historycznych, ludzkich. Wiosną 2020 roku opublikował szkic o 30. rocznicy porozumienia w Puszczy Białowieskiej, na mocy którego przestał istnieć Związek Radziecki, a powstała Wspólnota Niepodległych Państw.
Zauważmy: gdy wiosną 2020 roku do rocznicy były jeszcze prawie dwa lata (porozumienie podpisano 8 grudnia 1991 roku), Andruchowycz pisał: „Dzisiaj (…) rosyjska agresja na wschodzie Ukrainy, rosyjska okupacja na Krymie, rosyjska «łagodna presja braterska» na Białoruś nie pozostawiają żadnych wątpliwości: imperium, które na pozór tak lekko i bezboleśnie zostało rozwiązane wtedy w Puszczy Białowieskiej, faktycznie się zachowało i restaurując swoją potęgę w ostatnich dekadach, wzięło sobie za cel własne odrodzenie. Nie chcę robić za złego wieszcza, jednak warto wyraźnie widzieć to zagrożenie: do 30. rocznicy Porozumienia (grudzień 2021) Białoruś ma wielkie szanse całkowitego pozbycia się niepodległości, a Ukraina – części niepodległości i części terytoriów. Chociaż istnieją i czarniejsze scenariusze”.
Niestety, te słowa okazały się wieszczeniem zła. Niecałe trzy miesiące po 30. rocznicy Rosja Putina ponownie napadła na Ukrainę. Wolna Białoruś nie istnieje.
* * *
„Albo ugniemy się i uznamy, że razem z Rosjanami jesteśmy jednym narodem, albo Putin nas zniszczy” – mówi Andruchowycz na początku wywiadu we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Podkreśla: „Putin chce nas zniszczyć. Prowadzi wojnę przeciw cywilom, pokojowemu narodowi, rosyjscy żołnierze strzelają do dzieci, do kobiet”.
Już podczas rewolty na kijowskim Majdanie w 2014 roku Andruchowycz mówił, że „Putin potrzebuje Ukrainy, ponieważ bez niej nie urzeczywistni swego imperialnego snu”. Uważa, że podporządkowałby ją Moskwie wcześniej, lecz wiedział, że struktury jego armii i państwa są na to za słabe. Na przygotowania do wojny potrzebował 22 lata, więc pewno myślał, że Ukraina skapituluje szybko.
Andruchowycz zaznacza, że owe przygotowania można było obserwować, dlatego zdumiewało go, że w tym czasie „praktycznie nikt nie brał pod uwagę ciężkiego położenia Ukrainy”. Mówi, że gdy wówczas ostrzegał, często słyszał, że „jest pisarzem, że to jego fantazje”.
Gdy w 2006 roku, już po pomarańczowej rewolucji, otrzymał w Lipsku nagrodę „za pracę na rzecz porozumienia europejskiego”, wygłosił mowę, w której dał wyraz swemu rozgoryczeniu faktem, że choć „agresywna polityka Putina pchnęła Ukrainę w ramiona Zachodu, Europa (…) nie przyjęła Ukrainy”. Zareagował tak na wystąpienie Güntera Verheugena, komisarza ds. rozszerzenia Unii Europejskiej, który opisując przyszłość Unii, stwierdził, że już żadne dawne republiki sowieckie nie będą do niej przyjęte. Takie stanowisko „obrabowało nas z nadziei” – wypalił Andruchowycz w szacownym Gewandhausie. Publiczność zareagowała owacjami. Potem była jeszcze szansa na członkostwo Ukrainy w Unii. Umowa stowarzyszeniowa została przygotowana. W 2013 roku jej podpisanie zablokował Wiktor Janukowycz. W proteście zaczął się kijowski Majdan Niepodległości.
Gdy Andruchowycz dawniej jeździł na spotkania autorskie w Niemczech, przychodzili na nie także zwolennicy Putina. Opowiada: „Chcieli dyskutować ze mną o swoim rozumieniu Rosji, przychodzili bronić Putina, często wiedzieli przy tym lepiej ode mnie, czego Ukraina potrzebuje i że Putin stoi po właściwej stronie”.
Tłumaczył takie stanowisko kompleksem niemieckiej winy za cierpienia, jakie w czasie drugiej wojny światowej Niemcy wyrządzili Rosjanom. Ale przecież – mówi – Ukraina tak samo, jeśli nie bardziej, cierpiała pod okupacją nazistów, dlatego twierdzenie o niemieckiej winie tylko wobec Rosjan wprowadza w błąd. Wybuch wojny 24 lutego zmienił opinie i polityczne układy. Nawet niemiecka Lewica i AfD krytykują Rosję.
* * *
Putin zaczął tę wojnę, bo „nienawidzi Ukrainy, zawsze jej nienawidził, a w miarę upływu lat stała się jego manią, idée fixe” – zdecydowanie twierdzi Andruchowycz.
Podkreśla: „Dla nas oznacza to, że musimy nieprzerwanie walczyć i bronić się przed nim. Teraz wspiera nas cały świat, nie zostaliśmy sami. Dlatego zarówno w armii, jak i społeczeństwie, motywacja do walki jest maksymalnie wysoka. Jesteśmy przekonani, że Putin ponownie przegra”.
Andruchowycz charakteryzuje w rozmowie ukraińską armię, która ze względu na groźby Moskwy rozbudowywała się przez ostatnie lata, dbała o społeczne zaufanie, szkoliła na froncie, bo od 2014 roku Ukraina jest w stanie małej wojny z Rosją. Teraz bardzo wielu Ukraińców wstępuje do obrony terytorialnej.
Dziennikarka pyta: – A pan? Co pan zrobi?
– Jeśli będzie trzeba, przyłączę się do partyzantki. Będę bronił siebie i tego, co moje.
– Czy weźmie pan broń do ręki i zejdzie do podziemia?
– Tak.
13 marca Jurij Andruchowycz kończy 62 lata. Mógł opuścić Ukrainę z uciekinierami, z rodziną. Nie zrobił tego.
– Wyobraziłem sobie – mówi – jak by to było spędzić resztę życia gdzieś na wygnaniu jako nieszczęśliwy emigrant. Byłoby to dla mnie nie do zniesienia. Byłoby to gorsze od strachu, który stopniowo opuszczał mnie w miarę narastania rosyjskiej agresji.
Gdy pada pytanie o transporty rosyjskiego wojska, jadące na Kijów, odpowiada: – Wierzę, że obrona zniszczy je.
* * *
W miesięczniku „Wszystko co najważniejsze” Jurij Andruchowycz pisał niedawno o solidarności z Ukrainą. Krótki szkic zakończył tak: „Świat może być pewny, że w żadnym wypadku nie zamierzamy kapitulować. Ważne, by zrozumiał i podkreślał, że wojna wywołana przez Władimira Putina na Ukrainie to problem globalny, a nie tylko lokalny konflikt na wschodzie Europy. Rosja dokonała zamachu na porządek, prawo, stosunki międzynarodowe, a pogróżki Putina bronią nuklearną pokazują, że nadszedł czas, w którym świat musi się opowiedzieć po którejś ze stron. Pomoc Ukrainie jest w interesie świata, a nasza wdzięczność dla Polski i Polaków za wsparcie jest nie do wypowiedzenia”.
Jurij Andruchowycz, o którym mówią, że jest kandydatem do literackiego Nobla, chce przystąpić do partyzantki, bronić swojego kraju przed agresorem. Przecież to samo robiliby Rosjanie, gdyby ktoś napadł na ich kraj. Wielu Ukraińców myśli podobnie. Niedawno drukowaliśmy w „Kurierze” rozmowę z Yaryną Szumską, artystką ze Lwowa, która teraz nie ma głowy, żeby myśleć o sztuce, bo teraz trzeba walczyć z wrogiem. Niemiecki „Der Spiegel” drukuje dziennik Yevgeni Belorusets, ukraińskiej artystki, członkini dobrze znanej także w Polsce kijowskiej grupy artystycznej „Hudrada”, która mieszka w Berlinie i Kijowie, a teraz jest w Kijowie. Jeden z artystów Hudrady, Nikita Kadan, zorganizował w piwnicy-schronie wystawę, którą zatytułował „Tryvoha”, co – jak pisze Belorusets – znaczy jednocześnie „strach” i „alarm”.
* * *
Moskwa? Andruchowycz napisał o niej dużo, chciałby, żeby nie była dla niego obca. Studiował tam, przeżył – jak wyliczył – czterysta osiemdziesiąt dni.
Pisał: „Przecież Moskwa jest niesamowicie warta tego, żeby ją lubić. Tylko właśnie w żadnym razie nie z tej skulonej i zgiętej wpół pozycji jej (…) odwiecznego małorosyjskiego kapusia. Bardzo chciałbym swobodnie korzystać z Wielkiej Kultury Rosyjskiej (…), a nie odgryzać się co krok za jej (…) permanentny imperialny grymas w naszą małorosyjską stronę. A na Kreml bardzo chciałbym wreszcie spojrzeć jak na jakiś Tadż Mahal, to znaczy jak na wspaniały zespół zabytków XV-XVII wieku (bo przecież naprawdę nim jest!), a nie jak na rezydencję światowego zła. (…) Ale w tym celu najpierw trzeba przespać jakieś pięćset lat…”.
Jak często w tym czasie ludzie będą co rano nasłuchiwać wiadomości?
Bogdan TWARDOCHLEB