Dwa dni temu rozeszła się wiadomość, że z powodu gwałtownie rosnącej liczby uciekinierów, którzy dostają się do Unii Europejskiej z terenu Białorusi i nielegalnie przekraczają granicę polsko-niemiecką, federalny minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer (CSU) przedstawi dziś (środa) rządowi Niemiec propozycję uregulowania sytuacji. Jeden z policyjnych związków zawodowych domaga się bowiem przywrócenia na niej stałych kontroli. Oponuje związek drugi, równie wpływowy.
Oficjalne źródła informują, że jeśli od wiosny do lata tego roku policja federalna zatrzymywała na granicy z Polską około 300 uciekinierów miesięcznie, to tylko w ciągu dwóch tygodni października zatrzymała ich 1400. To dużo, lecz nie są to liczby tak wielkie, jak w roku 2015. Od sierpnia przez granicę z Polską przeszło nielegalnie do Niemiec ponad 4300 osób. Media niemieckie, a zwłaszcza obejmujące tereny przygraniczne Brandenburgii, Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Saksonii, na bieżąco o tym informują.
W ubiegłym tygodniu zamieściły m.in. relację z konferencji prasowej Olafa Jansena, kierownika jednego z Ośrodków Recepcyjnych dla Uciekinierów, który znajduje się w dawnych koszarach w Eisenhüttenstadt (Brandenburgia). Zainteresowanie dziennikarzy było tak duże, że zostali podzieleni na kilka grup. Mieszkańcy ośrodka mogą z niego wychodzić. To nie jest więzienie.
Jansen podkreślał, że złości się na tych, którzy twierdzą, że sytuacja w ośrodku staje się coraz bardziej dramatyczna. „Nie ma dramatu – mówił – i choć uciekinierów będzie przybywać, zostaną godnie obsłużeni. Miejsc wystarczy”. Mówił, że martwi się o to, że uciekinierzy są wykorzystywani przez przemytników. Przypominał, że akcję przerzutu do Unii Europejskiej organizuje Aleksander Łukaszenka, mszcząc się za unijne sankcje. Niemcy wszczęły przeciwko niemu śledztwo.
Miejsc w ośrodku w Eisenhüttenstadt było do niedawna 3500, jest – 5000. Zajętych jest mniej więcej połowa. Stawiane są namioty i sanitariaty. Uciekinierzy przebywają w ośrodku średnio dwa tygodnie, poczym są kierowani do innych gmin i landów. Do niedawna przybywali głównie z Iraku, teraz są też z Syrii, Jemenu, Erytrei, gdzie trwa wojna. Jeszcze w sierpniu przeważali samotni mężczyźni, wycieńczeni, obdarci, nawet bez butów. Ostatnio stan uciekinierów się polepszył, problemem może jednak stać się pandemia. Jansen spodziewa się, że do końca roku miesięcznie będzie przybywać do Brandenburgii 3-4 tysiące osób. Jego zdaniem kwestii uciekinierów nie rozwiążą służby graniczne, zasieki i mury, a jedynie dyplomacja. Jansen nie widzi jednak jej wysiłków. Tymczasem przemytnicy doskonalą metody przerzutu. Na Białorusi trwa walka między ich konkurującymi grupami.
* * *
W ośrodku w Eisenhüttenstadt są mężczyźni, kobiety, dzieci w różnym wieku. Haman, inżynier telekomunikacji, i Khaled, student, uciekli z Saany, stolicy Jemenu, pogrążonego w wojnie domowej, której końca nie widać. O drodze przez Białoruś dowiedzieli się przez internet. Do Niemiec podróżowali dwa tygodnie, płacąc po 6 tys. dolarów, zebranych przez rodziny i znajomych. Grupę, w której byli, białoruska milicja dowiozła w pobliże granicy z Polską, potem szli około 10 km. Jakiś przewoźnik zabrał ich do Niemiec. Tu zatrzymała ich policja i dowiozła do ośrodka. „Większość funkcjonariuszy w Polsce i Białorusi to całkiem mili ludzie” – mówił dziennikarzowi Khaled. Ale białoruscy milicjanci ukradli mu 600 euro, a gdy pierwszy raz był wypychany z Polski, mimo że prosił Polaków o azyl, został poturbowany. Zna ludzi, którzy byli przepychani po 6-7 razy. Po dwóch tygodniach pobytu w Eisenhüttenstadt Haman i Khaled pojechali do Monachium, gdzie liczą na pracę.
30-letni Pawel, Kurd z Iraku, formalności i opłaty załatwił przez internet. Za wizę białoruską i hotel w Mińsku zapłacił 3 tys. dolarów. Grupę, w której był, jacyś ludzie dowieźli do granicy z Polską i jakiś mężczyzna powiedział im przez telefon, gdzie spotkają się w Polsce. Trzy-cztery dni czekali „w jakiejś dżungli w Polsce”. Potem jakiś samochód dowiózł ich do Brandenburgii.
Mohamad al Kadri i jego dwaj przyjaciele uciekli z miasta Dara na południu Syrii. Chcą żyć jak normalni ludzie. Sądzili, że droga do Unii Europejskiej przez Białoruś nie będzie tak ryzykowna jak łodziami przez morze. W Darze bunt przeciw Assadowi zaczął się w 2011 roku. Walki trwały siedem lat i ponownie wybuchły latem tego roku. Zrujnowane miasto znów było bombardowane. Prezydenta Assada wspierają Rosjanie.
Hussein i Saravan, 30-latki z Iraku, mówią, że uciekli, by wydostać się z biedy i żyć lepiej. Na Białoruś przylecieli samolotem ze Stambułu. Już z Mińska kontaktowali się telefonicznie z kimś w Iraku, kto organizował przerzut do granicy z Polską. Potem szli pieszo. Wyrzuceni przez polskich funkcjonariuszy, dziesięć dni żyli w lesie, zanim znów przeszli do Polski. Znaleźli jakiegoś busa, który zawiózł ich do Niemiec. Nabil i Hassan, Syryjczycy, podróżowali piętnaście dni przez Liban, Dubaj, Mińsk, Polskę.
Hovek, 29-letni Syryjczyk, jest fryzjerem. W Eisenhüttenstadt jest szczęśliwy, bo w końcu ma dach nad głową, ciepłe łóżko, jedzenie, spokój. Nikt na niego nie krzyczy, nie wypędza. Hovek opowiada, że grupę, w której był, Białorusini strasząc bronią przeganiali do Polski, a Polacy blokowali drogę i krzyczeli: „Go back to Belarus”. „Baliśmy się, że umrzemy” – mówi. To trwało osiem dni i nocy. Nie mieli co jeść, było zimno, wilgoć, widzieli przebiegające wilki, pili wodę z liści i błotnistych strumieni. Hovek w końcu przeszedł do Polski. Znalazł jakieś auto, którego właściciel za 2500 dolarów dowiózł go do Frankfurtu nad Odrą. Tu zatrzymali go policjanci. Nie wyrzucili do lasu, lecz zawieźli do Eisenhüttenstadt, dlatego mówi, że ubóstwia niemiecką policję.
Gdy dziennikarka „Deutsche Welle” rozmawiała z Sabahem, Kurdem z Iraku, na jego kolanach siedział jego 3-letni syn, czarnowłosy Riwan. Kurczowo trzymał się ojca, bał się odejść na krok, nie uśmiechał się. Sabah mówił, że jest z nimi jeszcze jego żona, 4-letni syn i 6-letnia córka. Na granicy polsko-białoruskiej byli zatrzymywani cztery razy. Mieszkańcy polskich wsi dawali im napoje, ubrania dla dzieci, ale żołnierze wyrzucali do lasu. Spali na ziemi, bali się, że dzieci zamarzną. W końcu udało im się minąć polskie posterunki, znaleźć samochód, który za opłatą dowiózł ich do granicy niemieckiej. Sabah liczy na to, że w Niemczech, gdzie Kurdowie nie są prześladowani, jego dzieci będą miały szansę żyć lepiej.
* * *
Uciekinierzy, którzy przekraczają granicę do Meklemburgii-Pomorza Przedniego, są na ogół lokowani w ośrodkach w Nostorf-Horst i Stern Buchholz (w obu jest 1300 miejsc) oraz w Berlinie. Tylko w październiku policja federalna na terenie Pomorza Przedniego zatrzymała ponad 350 uciekinierów, głównie młodych mężczyzn z Iraku, Jemenu, Syrii, Iranu. Szli w grupach między Hintersee a Pomellen. Prawie zawsze na ich ślad naprowadzały policję informacje mieszkańców. „Mieszkańcy, szczególnie starsi, czują lęk, bo pojawiają się nieznani ludzie i jest dużo policji. Współczują uciekinierom i troszczą się o nich, bo ci biedni ludzie często nie mają sił, by iść dalej. Zawsze coś dostaną, bodaj szklankę wody” – mówił dziennikarzowi „Nordkuriera” burmistrz gminy Blankensee Stefan Müller. W pobliżu granicy znajdowane są śmieci i ubrania. Widać, że uciekinierzy się przebierają. W okolicach Nadrensee mieszkańcy zebrali 17 worków papierowych chusteczek i ręczników, butów, swetrów, butelek po wodzie.
* * *
W tym roku urzędy niemieckie przyjęły prawie 132 tys. wniosków o azyl, przede wszystkim od Syryjczyków (ponad 40 tysięcy), Afgańczyków, Irakijczyków, Turków, uciekinierów z Erytrei, Gruzji, Nigerii, Iranu. W całym roku ubiegłym takich wniosków było 122 tysiące, a najwięcej, bo 745 500, w roku 2016. W pierwszej połowie bieżącego roku urzędy niemieckie pozytywnie rozpatrzyły 47 400 wniosków o azyl. Wydalono 7360 osób, a 4374 wyjechały dobrowolnie, nie otrzymawszy azylu. Rocznie Niemcy mogą przyjąć 180-220 tysięcy azylantów.
Uciekinierzy powinni składać wnioski azylowe w pierwszym kraju UE, do którego się dostali. – W sierpniu do państw UE dotarło około 56 tys. osób szukających azylu – mówi Nina Gregori, dyrektorka Europejskiego Urzędu Wsparcia w sprawie Azylu (EASO). Więcej o 40 proc. niż rok temu.
Według portalu https://de.statista.com, jeśli chodzi o liczbę azylantów przyjętych przez państwa Unii Europejskiej w 2020 roku, Polska znalazła się na trzecim miejscu od końca. Przyjęła 40 osób na milion mieszkańców. Niżej była tylko Estonia (34) i Węgry (9). Cypr był najwyżej – 8,5 tys. azylantów na milion mieszkańców.
* * *
U wybrzeży Hiszpanii zatonęła niedawno kolejna łódź z uciekinierami. Zginęło co najmniej osiem osób, siedemnaście uznano za zaginione. Pod koniec września zatonęła łódź płynąca na Wyspy Kanaryjskie. Zatonęło dwanaścioro dzieci, 28 kobiet, 17 mężczyzn.
W Libii trwa wojna, ludzie uciekają, korzystają z tego przemytnicy. Pogarsza się sytuacja w Afganistanie, brakuje wody, jest głód. Miesiąc temu chorwaccy funkcjonariusze przepędzali nahajkami uciekinierów na stronę Bośni-Hercegowiny. Młody Afgańczyk pytał wtedy w rozmowie z reporterem niemieckiej telewizji: „Europa głosi prawa człowieka i jest zaniepokojona tym, co z prawami człowieka robią Talibowie. Lecz gdzie są prawa człowieka w Europie?”.
* * *
Olaf Jansen mówił dziennikarzom, że zgodnie z prawem unijnym Niemcy mogliby wszystkich uciekinierów, którzy są w Eisenhüttenstadt, cofnąć do Polski. Według niego byłoby to bez sensu, bo ci ludzie natychmiast by wrócili.
Agnieszka Hreczuk z „Deutsche Welle” napisała w swoim reportażu, że wielu uciekinierów z Eisenhütenstadt i podobnych ośrodków wkrótce zostanie odesłanych do Polski. Łatwo im będzie udowodnić, że pierwszym krajem UE, w którym się znaleźli, była Polska. Nie wypierają się tego.
Policja we Frankfurcie nad Odrą przygotowuje się na eskalację wydarzeń na granicy z Polską. „Nordkurier” informował, że polsko-niemieckie patrole graniczne ćwiczyły niedawno akcje przeciwko przemytnikom ludzi. Patrol, który stacjonuje w Pomellen, to 18 funkcjonariuszy. Podobne są w Świecku i Görlitz. Ćwiczenia były realizowane z funduszy unijnych.
* * *
Szef federalnej centrali policyjnych związków zawodowych (Deutsche Polizeigewerkschaft, DPolG) Heiko Teggat ostrzegał kilka dni temu przed zapaścią na granicy z Polską. Jego zdaniem mogą ją powstrzymać tylko czasowe kontrole graniczne. Andreas Roßkopf, szef innego policyjnego związku zawodowego (GdP), nie widzi potrzeby wprowadzenia kontroli. Uważa, że wystarczą intensywniejsze patrole. Podkreśla, że sytuacja obecna nie ma porównania z rokiem 2015.
Irakijskie linie lotnicze wstrzymały loty na Białoruś i Litwę. Samoloty latają m.in. z Istambułu, Dubaju, Taszkientu. Interweniują tam nie tylko niemieccy dyplomaci.
W mediach niemieckich nasila się krytyka Unii Europejskiej za to, że nie dość stanowczo oddziałuje zwłaszcza na Białoruś, Turcję i Libię, by zahamowały przemyt ludzi. Coraz głośniej mówi się o konieczności opracowania wspólnej unijnej polityki migracyjnej i azylowej, zorganizowania wspólnych centrów dla azylantów i programu ich przyjęć. „Najniższym wspólnym mianownikiem dla wszystkich państw Unii powinna być ochrona jej granic zewnętrznych” – pisał niedawno Manuel Bewarder, komentator „Die Welt”.
Polityka migracyjna jest jednym z najważniejszych tematów międzypartyjnych rozmów, które doprowadzą do wyłonienia nowego rządu Niemiec. Tymczasem dziś (środa) sytuację na granicy niemiecko-polskiej będzie omawiał rząd Angeli Merkel.
Bogdan TWARDOCHLEB
(Na podstawie publikacji w gazetach: „Focus”, „Die Welt”, „Märkische Oderzeitung”, „Nordkurier” oraz w Deutsche Wellle, rbb, NDR, MDR, ARD).