Dobrze jest wiedzieć, co dzieje się w polityce u najbliższych sąsiadów. Minął rok od wyborów krajowych w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Według sondażu, jaki w związku z tym na zlecenie rozgłośni NDR przeprowadziła firma infratest dimap, preferencje wyborców zmieniły się zasadniczo. Mowa jest nawet o coraz silniejszych nastrojach kryzysowych wśród wyborców.
Pod koniec września 2021 roku wybory do parlamentu krajowego w Schwerinie zdecydowanie wygrali socjaldemokraci premier Magdaleny Schwesig, uzyskując prawie 40 proc. głosów. Do landtagu weszła jeszcze konserwatywno-nacjonalistyczna populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) z poparciem 16,7 proc. głosujących i pozycją najsilniejszej partii opozycyjnej, następnie chadecy (13,3 proc.), Lewica – Die Linke (9,9 proc.), Zieloni (6,3 proc.) i liberałowie (5,8 proc.). Socjaldemokraci i Lewica szybko utworzyli koalicyjny rząd.
Pod koniec lutego Rosja napadła na Ukrainę. Na światło dzienne wyszły w Niemczech, głównie w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, naiwne związki gospodarcze z Moskwą i niejasne powiązania finansowe. Nie ruszył Nord Steram 2, z którym wiązano wielkie nadzieje, silny kryzys, choć z innych powodów, wstrząsnął przemysłem stoczniowym. Niezadowolenie społeczne zaczęło narastać.
Już sondaż, przeprowadzony w czerwcu tego roku, a więc prawie cztery miesiące po napaści Rosji na Ukrainę, ujawnił zmiany preferencji wyborczych. Na SPD głosowałoby wtedy 30 proc. wyborców (spadek o 9,9 proc.), po 19 proc. na AfD (+2,3 proc.) i CDU (+5,7 proc.), Lewica traciła 0,9 proc., zyskiwali Zieloni (+1,1 proc.), traciła FDP (‒ 1,8) i sondażowo lądowała poza landtagiem.
Znów minęły cztery miesiące. Gdyby wybory do landtagu odbyły się dwa tygodnie temu, w połowie października, ponownie wygrałaby je SPD premier Manueli Schwesig, lecz głosowałoby na nią tylko 28 proc. wyborców (o 11,6 proc. mniej niż przed rokiem!). Tuż za socjaldemokratami byliby nacjonalistyczno-populistyczni konserwatyści z AfD z poparciem aż 24 proc. wyborców (o 7,3 proc. więcej niż rok temu), na trzecim miejscu z wynikiem 17 proc. znaleźliby się chadecy, poparcie dla których w ciągu czterech miesięcy spadło o 2 proc. Lewica zyskała w tym czasie 2 proc. głosów, Zieloni – 3 proc., poza parlamentem byliby liberałowie. Koalicja SPD/Die Linke z poparciem 39 proc. nie mogłaby utworzyć większościowego rządu. Musiałaby dokooptować trzeciego partnera – albo chadeków, albo Zielonych. Koalicji z AfD nadal nie brano by pod uwagę, mimo że jej siła w opozycji byłaby znacznie większa. Żądania jej delegalizacji, które wciąż są wysuwane zwłaszcza przez środowiska centrowo-lewicowe, które od dawna zarzucają AfD działania niekonstytucyjne, mają jednak coraz mniejszy rezonans społeczny.
Wzrost popularności AfD także w landach zachodnich, a więc nie tylko na terenie byłej NRD, gdzie jest ona dziś według sondaży partią najsilniejszą i wygrałaby wybory do Bundestagu, pokazały niedawne wybory do landtagu Dolnej Saksonii. Co prawda procentowo zwyciężyła SPD (34,2 proc.), przed CDU (31,8 proc.) i Zielonymi (14,5 proc.), lecz najbardziej spektakularny sukces odniosła właśnie AfD, uzyskując 8,9 proc. głosów, a więc aż o 4,3 prof. więcej niż w wyborach poprzednich. Poparcie dla obu zwycięskich partii zmniejszyło się – dla SPD o 5,4 proc., dla CDU o 5,5, proc. Znacznie zyskali Zieloni (+7,1 proc.), poza parlament zostali wypchnięci liberałowie, nie ma w nim Lewicy, dla której poparcie wynosi ledwo 3 proc.
Komentując nowy sondaż w Meklemburgii-Pomorzu Przednim rostocki politolog Wolfgang Muno mówi o zasadniczej zmianie preferencji wyborczych, choć nie dziwią go one. Uważa, że AfD jest klasyczną partią protestu, która w czasie napięć społecznych skupia wokół siebie niezadowolonych, teraz już nie ze względu na restrykcje pandemiczne, jak rok temu, lecz z powodu gwałtownego wzrostu cen, za co obwiniają polityków władzy, co wykrzykują na poniedziałkowych demonstracjach. Rośnie liczba osób, czujących strach przed zimą, przyszłością, wysokimi rachunkami za ciepło, prąd, paliwa, artykuły pierwszej potrzeby.
AfD identyfikuje się z ich lękami i choć akurat w Meklemburgii-Pomorzu Przednim jest wewnętrznie rozbita, nie traci popularności, lecz zyskuje. Wskazuje to na charakterystyczną właśnie teraz radykalizację nastrojów społecznych. AfD opowiada się za wstrzymaniem sankcji, nałożonych na Rosję, obwinia NATO i Ukrainę za eskalację wojennych napięć, jest przeciw dostarczaniu broni Ukrainie, od dawna jest też przeciw Unii Europejskiej, a za umacnianiem spójności narodowej, budowanej w oparciu o narodową gospodarkę, kulturę, tradycyjną, narodową rodzinę.
W Meklemburgii-Pomorzu Przednim rośnie zatem liczba osób niezadowolonych z działań rządu SPD/Die Linke. Po raz pierwszy od czasu ubiegłorocznych wyborów więcej niż połowa wyborców jest niezadowolonych z polityki premier Manueli Schwesig. Rok temu była bardzo popularna (wróciła do polityki po pokonaniu choroby nowotworowej), chwaliło ją ponad 70 proc. wyborców zwłaszcza za skuteczność działań antycovidowych i upór we wspieraniu Nord Stream 2.
Teraz bardzo zadowolonych z pani premier jest tylko 6 proc. wyborców, a zadowolonych – 41 proc. Niezadowoleni zarzucają jej niesamodzielność decyzyjną i uleganie naciskom rządu federalnego, obwiniają o kryzys w stoczniach, kryzys energetyczny, bezwolne wspieranie sankcji nałożonych na Rosję, a skutkujących, jak twierdzą, wstrzymaniem importu rosyjskiego gazu, o który kiedyś zabiegała, i gwałtowną budową terminali LNG bez wszystkich koniecznych – jak twierdzą radykałowie – zezwoleń środowiskowych, za co obrywa się też Zielonym. Ostatecznie Manuela Schwesig należy dziś do najmniej popularnych w swoich landach premierów krajów związkowych.
Wolfgang Muno uważa, że wpływ na opisane zachowania wyborców ma także struktura ludnościowa landu, w którym – przeciwnie niż w landach zachodnich – stosunkowo niewielkie są środowiska wielkomiejskie, w tym studenckie. Meklemburgia-Pomorze Przednie jest wciąż najbiedniejszym landem w RFN, strukturalnie najsłabszym, gdzie zarabia się poniżej średniej federalnej i gdzie stosunkowo mało jest ludzi młodych.
87 proc. obywateli landu sądzi, że dziś najbardziej groźny jest dla nich wzrost cen, a 71 proc. boi się wciągnięcia Niemiec w wielką wojnę, trzecią wojnę światową. 70 proc. uważa, że Niemcy nie są zabezpieczone w energię, 66 proc. – że pogarszają się ich dochody i jakość życia, 64 proc. – że coraz dotkliwsze są negatywne zmiany klimatu, 59 proc. – że nie będą w stanie płacić rachunków za energię, 58 proc. – że do Niemiec przybywa zbyt wielu obcych i że rośnie bezrobocie, a 42 proc. boi się wzrostu liczby chorych na covid.
Co z tego wszystkiego się wykluje? Warto obserwować polityczne turbulencje u najbliższych sąsiadów. I warto do nich jeździć, zwłaszcza że żyją nie tylko bieżącą polityką.
Bogdan TWARDOCHLEB