Niedziela, 24 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Podrzutek

Data publikacji: 29 marca 2018 r. 11:16
Ostatnia aktualizacja: 28 czerwca 2018 r. 11:07
Podrzutek
Gdzie leży Brandenburgia Wschodnia? Może we Frankfurcie nad Odrą i okolicach? – Nie – mówi Reinhard Schmook.  

O problemie nazewnictwa historycznych regionów na dzisiejszym pograniczu polsko-niemieckim napisano niejedną pracę. Ale gdzie leży na przykład Brandenburgia Wschodnia? W przeciwieństwie do Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich nie ma ona swojego muzeum. Czy jest to jednak jakiś ważny problem? W Berlinie poświęcono temu wykład.

Z dzisiejszego punktu widzenia Brandenburgia Wschodnia znajduje się gdzieś za Berlinem. Może we Frankfurcie nad Odrą i okolicach, gdzie ukazuje się gazeta „Märkische Oderzeitung” mająca w podtytule: „dziennik wschodniej Brandenburgii”?

– Nie – mówi Reinhard Schmook – bo przeczyłoby to historii. Brandenburgia Wschodnia leży na wschód od Odry, w dzisiejszej Polsce.

Schmook jest historykiem, dyrektorem Muzeum Krainy Odry (Oderlandmuseum) w Bad Freienwalde. Został zaproszony przez Zrzeszenie Historyczne Berlina-Marchii Brandenburskiej do Biblioteki Miejskiej w Berlinie, aby wyjaśnić, czym jest i gdzie leży Brandenburgia Wschodnia.

Najpierw przesuwał slajdy z różnokolorowymi mapami. Oto Marchia Brandenburska w średniowieczu – twór przypominający drapieżnego ptaka z rozpostartymi skrzydłami, sięgający od Salzwedel (to dziś Saksonia Anhalt) aż za Drawsko Pomorskie (dawny Drambrug). Na mapach późniejszych były kolejne zakątki i podobny drapieżnik już to w herbie brandenburskiego hrabstwa Züllichau-Schwiebus (to dziś Sulechów i Świebodzin), już to Księstwa Krośnieńskiego. Najstarsza część Brandenburgii, znajdująca się po wschodniej stronie Odry, niemal na wszystkich mapach nazywa się Neumark (Nowa Marchia), dla odróżnienia od Marchii Starej i Środkowej oraz Ziemi Torzymskiej (dawniej Sternberger Land). W XIX w. większa jej część należała do rejencji Frankfurt nad Odrą, sięgającej na zachodzie prawie do Cottbus. Do 1945 r. często zmieniała granice.

– A potem – tu Schmook wyciągnął polską mapę, bezradnie wzruszając ramionami – pojawiła się Ziemia Lubuska.

Dla niego to twór ahistoryczny, mający w sobie po trosze wszystkiego: Nowej Marchii, Śląska, Łużyc. Niemniej jednak oba pojęcia – Ziemia Lubuska i Brandenburgia Wschodnia – mają ze sobą coś wspólnego: są konstruktami politycznymi scalającymi to co rozproszone.

Nazwy Brandenburgia Wschodnia długo trzeba szukać na przedwojennych mapach. Schmook wyjaśniał, że upowszechniła się dopiero po drugiej wojnie światowej, gdy niemieccy mieszkańcy tej krainy, leżącej po wschodniej stronie Odry, zostali zmuszeni do jej opuszczenia. Wschodni Brandenburczycy pochodzą więc z tego kawałka ziemi, który bardziej był Nową Marchią niż rejencją frankfurcką. Skomplikowane? Tak. Dlatego ze swoją pokawałkowaną tożsamością regionalną mają podobne kłopoty jak dzisiejsi mieszkańcy polskiej Ziemi Lubuskiej.

Dziedzictwem pomorskim i śląskim opiekują się w Niemczech muzea w Görlitz i Greifswaldzie, a historyczna Brandenburgia Wschodnia podobnego muzeum nie ma. Działa Dom Brandenburgii (Haus Brandenburg) otwarty w 1999 roku w Fürstenwalde, lecz finansowany tylko ze składek organizacji wschodnich Brandenburczyków. Gromadzą w nim spuściznę odchodzących dawnych mieszkańców regionu, czasem organizują wspólne spotkania z Biblioteką Wojewódzką w Gorzowie. Reinhard Schmook mówił w Berlnie, że brakuje pieniędzy na stałą i profesjonalną pracę. On sam zasiada w radzie fundacji Haus Brandenburg. – Zaniżam tam średnią wieku, bo jestem z 1951 roku – podkreślał. – Coś trzeba z tym zrobić, coś powinno się zdarzyć…

Słuchacze, starsi w większości, potakiwali w milczeniu.

Schmook chwalił inicjatywy polskich kolegów ze wschodniej strony Odry: publikacje o historii regionu, „Rocznik Chojeński” wydawany przez Stowarzyszenie Terra Incognita, Muzeum Twierdzy Kostrzyn, Muzeum Międzyrzeckie zajmujące się m.in. historią miejscowych Żydów, polsko-niemiecką inicjatywę odbudowy kościoła Mariackiego w Chojnie, w którą sam angażuje się od lat.

Gdy obecni znów potakiwali ze zrozumieniem, pewien starszy mężczyzna, pochodzący spod Schwiebus (to Świebodzin), wyznawał wiarę w rosnącą na pograniczu świadomość wspólnego dziedzictwa kultury. Szczeciński germanista Andrzej Talarczyk mówił, że podczas seminarium o Uwe Johnsonie, pisarzu pochodzącym z Pomorza, udaje mu się zainteresować studentów pomorskim dziedzictwem kultury.

Kto jednak opiekuje się dziedzictwem Brandenburgii Wschodniej? No właśnie, Polacy, jej dzisiejsi mieszkańcy. Mogłaby to być pomyślna wiadomość, jednak Schmook, historyk, uważa, że obok dobrej polsko-niemieckiej współpracy są problemy, które każdy musi rozwiązywać sam. Wygłaszając pochwały, powtarzał:

– Jeśli nic się nie zdarzy, Polacy zupełnie przejmą nasze dziedzictwo.

Tekst i fot. Nancy WALDMANN

 

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA