Wystawa autorstwa berlińskiego fotografika Götza Lemberga „Oder-Cuts. Albo Odra. Portret krajobrazu rzeki granicznej” jest ciekawa i warto ją zobaczyć. Znajduje się w muzeum przy Wałach Chrobrego, jest jednym z cyklu przedsięwzięć zwanych niekiedy Rokiem Pomorza, organizowanych przez Niemieckie Forum Kultury Europy Środkowej i Wschodniej działające w Poczdamie. Ich wspólne hasło brzmi: „Ląd na horyzoncie: Pomorze po tamtej stronie brzegów” („Land in Sicht: Pommern jenseits der Strände”).
Odra coraz wyraziściej i wielorako wpisuje się w życie Szczecina. Ostatnimi laty społeczne relacje z rzeką pozytywnie odmieniła pozyskana dla niego Łasztownia i prawobrzeżne bulwary, skąd widok na miasto jest imponujący. Pokoleniu, dla którego bulwary na wyspie są ulubionym miejscem spotkań, pewno trudno sobie wyobrazić, że nie zawsze były swobodnie dostępne.
Nie można też było po prostu wsiąść na łódkę i popłynąć w górę rzeki jej odcinkiem granicznym, a nawet podejść tam do jej brzegu. Dziś jest to możliwe i oby tak było zawsze. Warto przy tym pamiętać, dlaczego tak jest i jak to się stało.
Odkrywanie Odry i spór
Swobodne odkrywanie Odry po roku 1990, a na dobre 2005, zaowocowało niejedną debatą, książką, esejem. Spotkania odbywały się także w gmachu przy Wałach Chrobrego. Przypomnijmy choćby dwa, moim zdaniem ważne. Szesnaście lat temu muzeum prezentowało wystawę „Oder-Odra. Historia, współczesność i przyszłość europejskiej przestrzeni kultury”, towarzyszącą międzynarodowej sesji na Uniwersytecie Viadrina, którą przygotowali prof. Karl Schlögel, legenda nadodrzańskiej humanistyki, i jego uczennica, prof. Beata Halicka. Na otwarcie wystawy przyszło bardzo wiele osób. Wcześniej muzeum zorganizowało międzynarodowe spotkanie nowatorskich artystów zainteresowanych rzeką, przemianami w porcie, możliwościami artystycznej interwencji w industrialną przestrzeń. Niektórzy z nich do dziś są Odrze i Nadodrzu wierni, jak Anne Peschken i Marek Pisarsky z Berlina oraz Uwe Rada, pisarz i publicysta, autor m.in. eseistycznej książki „Odra. Życiorys pewnej rzeki”. W muzeum dyskutowano też o pomyśle całościowego zagospodarowania Śródodrza, dziś zapomnianym.
Rzeka to specyficzne problemy. W 2021 roku Muzeum Twierdzy Kostrzyn pokazywało wystawę „Odra – rzeka niechciana”. Tytuł prowokujący, lecz chyba trafny, zważywszy chociażby na to, że wciąż są rozbieżne stanowiska co do jej przyszłości. Trwa spór dotyczący zaprojektowanej przez Polskę przebudowy nurtu rzeki. Ogólnie mówiąc, chodzi o oto, czy ma być ona przede wszystkim wodną transportową autostradą, czy też wolną, żywą rzeką. Niektórzy wierzą, że obie koncepcje da się pogodzić. Ostatnio wyrok w sporze wydał Sąd Wojewódzki w Warszawie. Rację przyznał organizacjom ekologicznym, w których działają Niemcy i Polacy, oraz landowi Brandenburgia. Prowadzone przez Polskę prace przy rozbudowie rzeki, popierane także przez niemieckie instytucje żeglugi śródlądowej, muszą zostać wstrzymane. Od decyzji sądu przysługuje odwołanie. Za mało tu miejsca, żeby problem rozwinąć. Warto o nim rzeczowo rozmawiać. Czy dziś jest to możliwe?
200 kilometrów Odrą
Wróćmy do wystawy Götza Lemberga zorganizowanej w cyklu spotkań „Od Pommern do Pomorza. W drodze przez (prawie) nieznaną krainę”. Po raz pierwszy była prezentowana dwa lata temu. Borykając się z ograniczeniami pandemicznymi, wędruje wzdłuż Odry.
Jej autor mieszka w Berlinie, a pochodzi z Frankfurtu nad Menem. Jest fotografikiem, kompozytorem, autorem artystycznych interwencji w przestrzeń, w tym widowiskowych instalacji łączących kolor, światło, dźwięk, architekturę, przyrodę, autorem fotograficznych portretów Haweli i Sprewy, teraz Odry.
Postanowił przepłynąć Odrą od ujścia Nysy Łużyckiej i miasta Eisenhüttenstadt do Szczecina, a więc jej odcinkiem granicznym. Towarzyszył mu skipper pilnujący drogi, podczas gdy on szukał ciekawych miejsc, kadrów, odpowiedniego światła i fotografował: rzekę, znaki po obu jej stronach, krajobrazy, miejscowości nad Odrą i w pobliżu. Podróż trwała dziesięć dni. Zrobił 1200 zdjęć. Na wystawę wybrał sto pięćdziesiąt.
Gdzie czarne, gdzie czerwone
Niektóre z nich pokazuje osobno, lecz większość zestawił w kompozycje dwóch-trzech, aż do dwudziestu jeden. Każda z nich to opowieść. Na zdjęciach są różne ujęcia nurtu, kolory i kształty fal, chmur, architektury, krajobrazu. Są fasady wiejskich domów, raz odnowione, raz z liszajami, nabrzeża, urządzenia portów, gotyk kościołów, wieżowce z wielkiej płyty, zaułki, znaki drogowe, jak też symbole narodowej tożsamości i religijnej odrębności: biało-czerwone flagi nad brzegiem i widoczny z daleka pomnik Chrystusa Króla pod Świebodzinem. Lemberg nie koloryzuje. Na jednym zdjęciu jest betonowa ściana nowego hipermarketu, na innym – wysokościowce z wielkiej płyty za betonowym placem. Stworzył swoje panoramy miast, w tym Szczecina.
Pod zdjęciami nie ma informacji, gdzie zostały zrobione – to odbiorca powinien rozpoznać, po której stronie rzeki. Przy niektórych nie powinien mieć wątpliwości. Na jednym z dyptyków są słupki ograniczające skrajnię szos: z lewej pasek odblaskowy jest czarny – to Niemcy, z prawej czerwony – to Polska.
Przemieszanie zwyczajów i kultur na pograniczu, ale też ich odrębność, sygnalizują rzucające się w oczy na wystawie geometryczne kompozycje, ułożone z kolorów narodowych flag. Obok jest analogiczna kompozycja, tyle że są na niej barwy popularnej po obu stronach Odry sieci marketów.
Most pod Kłopotem
Lemberg (à propos: jego nazwisko po polsku znaczy Lwów) fotografował też świadectwa drugiej wojny światowej, np. sowiecki czołg na pomniku w Kienitz i zerwany most pod wsią Kłopot. Kienitz leży między Czelinem a wzgórzami Seelow. W połowie kwietnia 1945 roku toczyła się tam apokaliptyczna bitwa związana z forsowaniem Odry i szturmem na Berlin. Milion żołnierzy 1. Frontu Białoruskiego, w tym prawie 80 tysięcy żołnierzy I Dywizji Wojska Polskiego, zdobywało ufortyfikowane wzgórza bronione przez dziesięciokrotnie mniej liczne oddziały niemieckie. W ciągu czterech dni zabito 50 tysięcy żołnierzy: 12 tysięcy niemieckich, 33 tysiące radzieckich różnych narodowości i do 5 tysięcy Polaków.
W jednym z wywiadów Götz Lemberg mówił, że podczas wcześniejszych podróży nigdzie nie spotkał tak wielu śladów i blizn wojny jak nad Odrą.
Z trwałością śladów musi się jeszcze łączyć pamięć o ludziach, przede wszystkim ofiarach, ich cierpieniu, o ranach i bliznach, jakie wojna zawsze zostawia w życiu pokoleń, w sumieniach, historii, kulturze. Wystarczy uważniej przyjrzeć się Szczecinowi, wyrwom w przestrzeni, plombom w zabudowie, aby tę trwałość zobaczyć. Wystarczy pomyśleć o granicy i Odrze, której brzegi są dziś swobodnie dostępne.
Pielęgnujmy to, co jest, w tym dobre stosunki z sąsiadami, ich wzajemność albo górnolotnie – mosty, które łączą. Pielęgnujmy, obserwując wydarzenia za wschodnią granicą, gdzie rosyjska agresja pozrywała mosty. U nas takie mosty są. Dlatego pamiętać też trzeba, że był czas, gdy między nami a Niemcami zostały zerwane. Mostu pod Kłopotem nie powinno się odbudowywać. Niech zostanie, jaki jest, zerwany. Trwały pomnik ku przestrodze.
Rozmowy o Pomorzu
Cykl pomorskich przedsięwzięć, organizowanych przez Niemieckie Forum Kultury Europy Środkowej i Wschodniej, trwa. Dziś (22 czerwca) odbędzie się w Bibliotece Humboldtów w Berlinie spotkanie „Po tamtej stronie prowincji. Pomorze we współczesnej literaturze polskiej”. Rozmawiać będą: prof. Brygida Helbig, szczecinianka i berlinianka, pisarka i literaturoznawczyni, Daniel Odija, pisarz i publicysta ze Słupska, oraz prof. Monika Wolting, słupszczanka z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Od stycznia podobne spotkania odbywają się w Greifswaldzie – w Muzeum Pomorskim, a głównie w Berlinie: w Bibliotece Humboldtów, Domu Literatury przy Fassanenstraße i przedstawicielstwie Meklemburgii-Pomorza Przedniego. W czasie spotkania pierwszego Jan Koneffke czytał fragmenty swej pomorskiej sagi, której akcja zaczyna się w Rügenwalde (Darłowo). W kolejnym dyskutowali o Pomorzu prof. dr Rafał Makała, historyk sztuki, szczecinianin, lecz z Uniwersytetu Gdańskiego, i dr Uwe Schröder, były dyrektor Muzeum Pomorskiego w Greifswaldzie, a w następnym – Natalia Szostak i Weronika Fibich z Teatru Kana w Szczecinie, które prezentowały w Greifswaldzie wystawę przypominającą deportację pomorskich Żydów w 1940 roku. W finałowej dyskusji wspomagał je historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego, prof. Eryk Krasucki. Inne spotkanie przypomniało pomorską twórczość znanego powieściopisarza Hansa Fallady, a na jeszcze innym o dziejach Pomorza, ich obrazach literackich, legendach, specjałach i twórcach rozmawiali Gunter Dehnert z Greifswaldu i prof. dr Stephan Wolting z Poznania.
Finałem cyklu będzie wieczór z Bazonem Brockiem, profesorem estetyki, teoretykiem sztuki, współtwórcą awangardowego ruchu Fluxus odmieniającego pół wieku temu współczesną sztukę. Brock, pochodzący spod dzisiejszego Słupska (ur. w 1936 r.), gdzie – jak napisał – „jest Polska i gdzie Polacy zostaną”, mając niecałe dziewięć lat, przeżył w 1945 roku ucieczkę z domu, ewakuację morzem, atak bombami fosforowymi, którego skutki czuje do dziś, głodową śmierć dwóch malutkich sióstr, a wcześniej śmierć ojca na wojnie. Będzie komentował film o swoich rodzinnych stronach i rozmawiał z profesorami Moniką Wolting (Wrocław) i Stephanem Woltingiem (Poznań).
„Od Pommern do Pomorza” to także wystawa „Heinrich Brunsberg i późnogotycka architektura ceglana na Pomorzu i w Brandenburgii” w kościele Mariackim we Frankfurcie nad Odrą. Redaktorem katalogu jest dr Michał Gierke, chojnianin z Książnicy Pomorskiej.
Prestiżowa nagroda
„Ląd na horyzoncie” to inicjatywa ciekawa, dlatego szkoda, że tak mało rozpropagowana na Pomorzu Zachodnim. Szkoda tym bardziej że jej inicjator, Niemieckie Forum Kultury Europy Środkowej i Wschodniej, nie jest w Szczecinie nieznane. Przed laty współpracowało m.in. z Muzeum Narodowym, ma kontakty z innymi instytucjami, a w 2017 roku opublikowało pod redakcją Basila Kerskiego tom esejów „Szczecin. Odrodzenie miasta”. Opublikowało też m.in. przewodniki po literackim Gdańsku, Górnym i Dolnym Śląsku, Wrocławiu. Zajmuje się dziedzictwem i współczesnością kultury w całej Europie Środkowej i Wschodniej.
Przyznaje prestiżową nagrodę im. Georga Dehio. W tym roku głównym laureatem został Michael Zeller, urodzony we Wrocławiu (1944), zafascynowany Polską i Ukrainą, autor m.in. reportaży o Krakowie i przełożonej na polski powieści „Café Europa”, której akcja dzieje się w Krakowie tuż po 1989 roku. Nagrodę w formie stypendium otrzymał Vasco Kretschmann, autor prekursorskiej monografii „Muzealny Wrocław. Niemieckie i polskie wystawy historyczne w latach 1900-2010” (2017). Jej tłumaczenie polskie Anny Wziątek ukazało się w 2021 roku.
* * *
Wystawa Götza Lemberga „Oder-Cuts. Albo Odra” będzie czynna do 9 października. Potem trafi do Greifswaldu. Warto ją zobaczyć. O Odrze warto i trzeba rozmawiać.
Bogdan TWARDOCHLEB
Podpisy pod zdjęciami są autorstwa autora artykułu.