Pochodził z Górnego Śląska. Należał do najbardziej inspirujących osobowości polsko-niemieckiego pogranicza. Z przejęciem opowiadał o ludziach, którzy byli uczestnikami i współautorami jego prac. Bywało, że z Berlina, gdzie mieszkał, wpadał do Szczecina, bo dawniej miał łódkę na Dąbskim, piękny drewniany jacht „Ayesha” z lat 30.; stawiał żagle i wypływał w morze. Wielu znajomych miał w Chojnie, Witnicy, niemieckim Lebus i okolicach. Niewysoki, szczupły, rzutki, nosił się na czarno i jeździł czarnym vanem. Zmarł 9 listopada – Wanja W. Ronge: socjolog kultury, kiedyś student Theodora Adorno i Helmuta Schelsky’ego, potem wykładowca kilku niemieckich uniwersytetów.
Urodził się 8 stycznia 1941 r. w Zabrzu, wówczas Hindenburgu. Na imię miał Wolfgang, a początkowo Jan. Przydomek „Wanja”, jakiego używał, nadali mu ponoć w latach 70. studenci z ZSRR, którym wyjaśnił coś po rosyjsku, gdy zwiedzali dawny obóz zagłady w Treblince.
Jego ojciec, Gerhard Ronge, był elektrykiem, matka – Hedwig (Jadwiga) z domu Pawlik zajmowała się domem. W Zabrzu ukończył szkołę podstawową, uczył się w technikum elektrycznym, dorywczo pracował w kopalni. W 1958 roku jego rodzina została w pewnym sensie „zniemczona”, bo ojcu, który nie chciał wstąpić do partii, dano do zrozumienia, że powinien wyjechać do Niemiec.
Znaleźli się w okolicach Aachen przy granicy z Belgią. Tam zdał maturę, był kierowcą ciężarówek. Studia socjologii na uniwersytetach we Frankfurcie nad Menem i Münster zakończył doktoratem (1971). Bywał wtedy w Polsce, współpracował z poznańskim Instytutem Zachodnim. W Tajlandii, jako fotograf, uczestniczył w dokumentowaniu starych rękopisów. Poznał tajski, uwielbiał tajską kuchnię, świetnie gotował. Był redaktorem „kulturowej” książki kucharskiej, która obok przepisów kulinarnych zawierała związane z nimi opowieści, zebrane przez przedstawicielki różnych narodowości, mieszkających w Niemczech.
Gdy w Polsce ogłoszono stan wojenny, włączył się do akcji pomocy. Przewoził do kraju transporty żywności i artykułów pierwszej potrzeby, szmuglował literaturę. Przygotowywał też audycje radiowe, dużo publikował. Przełożył na niemiecki tom wierszy Tomasza Jastruna „Od prawie dwustu lat / Fast zweihundert Jahre schon” i tom opowiadań-reportaży Hanny Krall „Hipnoza” (niem. tytuł „Legoland”), wyróżniony przez niemiecką krytykę. Pisał opowiadania.
Zainspirowany action research Kurta Lewina, prowadził socjologiczno-kulturowe „badania w działaniu”. Wspólnie z polskimi naukowcami rekonstruował historię mazowieckiego Węgrowa, opierając się na doświadczeniach jego mieszkańców – świadków wydarzeń.
W podobny sposób – wysłuchując indywidualnych opowieści – gromadził potem materiał do wystawy o Hoheneck, największym enerdowskim więzieniu politycznym dla kobiet w saksońskim Stollbergu.
Najważniejszym przedsięwzięciem, które zainicjował i prowadził, były „Pogwarki” – spotkania mieszkańców polsko-niemieckiego pogranicza, Niemców i Polaków, opisywane swego czasu m.in. przez „Kurier”. Organizował je w latach 1992-99. Polscy i niemieccy wygnańcy i przesiedleńcy, a po wojnie sąsiedzi przez granicę, opowiadali o swoich wojennych i powojennych losach. Wraz z zespołem przygotował potem dwujęzyczną wystawę i książkę: „I wtedy nas wywieźli: wędrówki po obszarze pamięci. O wypędzeniach Polaków i Niemców 1939-1949”. Prof. Robert Traba pisał, że „Pogwarkami” Wanja Ronge „zapoczątkował przekształcanie monologów pamięci w dialog polsko-niemiecki”. On sam mówił, że „Pogwarki” nie były tylko opowiadaniem historii, lecz „zainicjowały coś więcej: wspólne obcowanie z historią i to najboleśniejszą”. Podkreślał: „Nie próbowaliśmy instrumentalizować wspomnień ani mówić ponad głowami ludzi, dlatego w wystawie nie było żadnego rachunku krzywd”.
Zaprezentowana po raz pierwszy w Chojnie (1999), zawędrowała potem do prawie trzydziestu miejscowości, głównie na pograniczu, lecz także do Travemünde koło Lubeki, Lublina, starego Heidelbergu, do Polskiego Instytutu Kultury w Berlinie i na Ekumeniczny Dzień Kościołów.
Wanja uczestniczył w kulturowo-społecznych przedsięwzięciach w Aachen, zajmował się sprawami komunikacji społecznej, był doradcą i konsultantem. Gdy rzucił Berlin – zamieszkał w granicznym Görlitz, na skrawku Śląska w Niemczech.
„Zawsze sprzeciwiał się absurdalnym, choć powszechnie uznawanym zasadom, bo jego specjalnością było podawanie w wątpliwość i stawianie pytań – napisała Ewa Czerwiakowska, uczestniczka wielu jego przedsięwzięć. – Przysparzało mu to niemało kłopotów i sytuowało w pozycji anarchizującego buntownika – którym jednak nie był, wzorował się raczej na Sokratesie. W razie konfliktu z reguły odchodził”.
W swoich śląskich początkach widział podobieństwa do losu słynnego śląskiego pisarza Janoscha, również urodzonego w Hindenburgu-Zabrzu.
Kim był: Niemcem, Polakiem, Ślązakiem?
Tomasz Jastrun napisał o nim: „Niezwykły, gorący człowiek”.
Będzie pożegnany w Berlinie.
Bogdan TWARDOCHLEB