Gdy po zamknięciu przez Polskę granicy z Niemcami także dla osób dojeżdżających do pracy z Polski do Niemiec landy przygranicze ogłosiły, że Polacy, którzy na czas obowiązywania koronawirusowych ograniczeń w ruchu granicznym zdecydują się zostać w Niemczech, to otrzymają 65 euro dziennie, wtedy z niektórych środowisk w Polsce słychać było larum, że Niemcy przekupują polskich pracowników ogromnymi pieniędzmi, chcąc zatrzymać ich u siebie.
Władze Niemiec próbowały negocjować w władzami polskimi pozostawienie możliwości dojazdów do pracy osobom z polskiego pogranicza, czyniącym to często od dawna. Jest ich kilkadziesiąt tysięcy, a więc liczba niebagatelna. Bezskutecznie. Władze landów przygranicznych, gdzie takich osób pracuje najwięcej, postanowiły zapewnić każdej z nich 65 euro dziennie, jeśli zdecyduje się zostać w pracy, czyli w Niemczech, na czas obowiązywania ograniczeń.
Ale uwaga: nie są to pieniądze dorzucone do pensji (inaczej: do kieszeni), lecz forma rekompensaty przeznaczonej na pokrycie kosztów wyżywienia i wynajmu mieszkania (hotelu) przez czas obowiązywania ograniczeń w ruchu granicznym. W Brandenburgii otrzymanie rekompensaty jest możliwe po potwierdzeniu przez pracodawcę faktu wynajęcia mieszkania przez pracownika. Pieniądze mogą być także rozliczane w formie rzeczowej, gdy np. pracodawca opłaca mieszkanie (hotel) za pracownika.
Podobnie robią przecież pracodawcy w Polsce, gdy ich pracownicy wykonują obowiązki na tyle daleko od miejsca zamieszkania, że uniemożliwia to dojazd do pracy. O co więc larum?
Bogdan TWARDOCHLEB