Środa, 24 grudnia 2025 r. 
REKLAMA

Boże Narodzenie w stacji PAN na Svalbardzie szykuje się od maja

Data publikacji: 24 grudnia 2025 r. 19:26
Ostatnia aktualizacja: 24 grudnia 2025 r. 19:26
Boże Narodzenie w stacji PAN na Svalbardzie szykuje się od maja
Fot. Autorstwa Krzysztof Maria Różański, (Upior polnocy) - Praca własna, CC BY-SA 3.0,  

Na arktycznych wyspach nie ma drzew, gwiazdek ani dnia i nocy w klasycznym sensie. Boże Narodzenie w jedynej całorocznej polskiej stacji naukowej trzeba więc zaplanować z dokładnością wojskowej operacji - i zrobić to na wiele miesięcy wcześniej - opowiada kierownik stacji w Hornsundzie, dr inż. Marcin Budzyński.

REKLAMA

Na Svalbardzie działa sześć polskich ośrodków badawczych, ale tylko jedna jednostka funkcjonuje przez cały rok. Założona w 1957 roku Polska Stacja Polarna Hornsund im. Stanisława Siedleckiego to jedyny stale obsadzony obiekt naukowy na archipelagu, nie licząc moskiewskiego ośrodka w Barentsburgu, położony poza miejscowościami Longyearbyen i Ny-Aalesund. Od maja do września może przyjąć nawet 40-osobową załogę, ale konieczność zmierzenia się z polarnymi warunkami zimą wyraźnie ogranicza liczbę osób pozostających na miejscu.

- Na stacji przez cały rok pracuje dziewięć osób. Prowadzą monitoring i nadzór nad wszystkimi systemami badawczymi, dzięki którym podróżowanie w Arktyce jest mniej niebezpieczne. Z naszych danych pogodowych korzystają statki i samoloty, bo ten arktyczny korytarz wbrew pozorom jest bardzo intensywnie wykorzystywany - opowiedział PAP dr inż. Marcin Budzyński z Instytutu Geofizyki PAN, kierownik stacji w Hornsundzie.

„Zimownicy” i „letnicy”

Te dziewięć osób to „zimownicy”. Wszyscy pozostali są „letnikami”, którzy na pokładzie czarterowanego statku docierają w maju do Hornsundu. Najważniejszym ładunkiem jest jednak zaopatrzenie. Hornsund nie ma portu, dlatego statek musi kotwiczyć w zatoce, a wszystko z pokładu na ląd trafia wojskową amfibią PTS. Pokonanie kilkuset metrów jest ryzykowne i możliwe wyłącznie w porze przypływu, by pojazd nie rozbił dna o ostre krawędzie ukrytych tuż pod taflą wody szkierów.

Musimy dostarczyć wszystko, co pozwoli nam funkcjonować przez wiele miesięcy: 80 tys. litrów paliwa do agregatów, co najmniej 40 palet wody pitnej, żywność świeżą i mrożoną, części zamienne i sprzęt techniczny. Jeśli czegoś nie przywieziemy latem, zimą nie da się już tego uzupełnić - wyjaśnił kierownik stacji.

Transport i zapasy

Najważniejszy dla zimowników transport dociera na przełomie sierpnia i września. To wtedy do Hornsundu trafiają także produkty przeznaczone na Boże Narodzenie. Magazyn żywności uzupełniany jest do maksimum.

- Przypomina wtedy dobrze zaopatrzony osiedlowy sklep. Znajdują się w nim setki produktów: od podstawowych artykułów, przez mrożonki i przyprawy, po składniki tradycyjnych potraw świątecznych, takich jak kiszona kapusta czy ogórki. Taki zapas daje zespołowi poczucie bezpieczeństwa, a w czasie długiej nocy polarnej pewność, że nawet w święta niczego nie zabraknie - opowiedział.

Sztuczna choinka

Na Svalbardzie nie ma drzew. Stację ozdabia sztuczna choinka, która co roku jest wspólnie ubierana przez zimowników. Nie tylko tworzy nastrój, ale - gdy od miesięcy panuje noc polarna i trudno mówić o klasycznym kalendarzu - przypomina o rozpoczęciu okresu świątecznego. Pierwszą gwiazdką jest ta, którą po wyjściu z budynku stacji po prostu jako pierwszą się zobaczy.

Prezenty również przygotowywane są na miejscu. Zamiast tradycyjnych paczek dominują drobne, spersonalizowane upominki, często wykonane własnoręcznie lub przy użyciu sprzętu dostępnego na stacji, np. drukarki 3D.

Potrawy wigilijne

Szczególną rolę w czasie świąt, ale i przez całą zimę odgrywa jedzenie. Zawodowy kucharz przebywa na stacji do końca lata, więc zimownicy dzielą się między sobą obowiązkami kulinarnymi. Każdy deklaruje, jakie potrawy potrafi przygotować - od pierogów po bigos czy domowy chleb. Nie oszczędzają się. W arktycznych warunkach spalają dziennie nawet 10 tys. kalorii.

- Wspólne gotowanie i posiłki pomagają utrzymać rytm dnia i dobrą atmosferę w zespole, zwłaszcza podczas długiej nocy polarnej - podkreślił dr Budzyński.

Budzyński wie, co mówi. Zanim trafił do Instytutu Geofizyki PAN, był zawodowym żołnierzem - komandosem służącym w 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim oraz w Jednostce Wojskowej Komandosów w Lublińcu. Z podległymi mu żołnierzami brał udział w misjach wojskowych w Iraku i Afganistanie. Służbę zakończył jako podpułkownik.

Nie ma miejsca na dystans

Nie ukrywa, że doświadczenie z operacji prowadzonych w zagrożeniu, izolacji i pod presją czasu wykorzystuje w cywilnej pracy w Arktyce. Kierowanie stacją polarną traktuje nie jak administrację, lecz jak dowodzenie zespołem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo własne i innych. W izolacji i długiej nocy polarnej nie ma miejsca na dystans między członkami zespołu, a na działanie w trudnych warunkach musi być gotowy każdy - niezależnie od pełnionej funkcji.

- Od komendy „naprzód” wolę komendę „za mną” - przyznał.

Bezpieczeństwo

Bezpieczeństwo jest absolutnym priorytetem. Hornsund, jako jedna z najbardziej wysuniętych na północ całorocznych placówek badawczych, bywa pierwszym i jedynym miejscem udzielania pomocy. Dlatego naukowcy zimujący w stacji PAN przechodzą szkolenia m.in. z poruszania się po lodowcach, technik linowych, ratownictwa oraz obsługi broni palnej.

- Zanim ktokolwiek przyleci z Longyearbyen z pomocą, musimy poradzić sobie sami - podkreślił Budzyński.

Tęsknota

Jedynym, na co nie można się przygotować, jest tęsknota. W czasie nocy polarnej znika naturalny rytm dnia i intuicyjne poczucie czasu. Ogromnego znaczenia nabierają codzienne rytuały - posiłki, dyżury i wspólne działania. Porządkują dzień i pomagają utrzymać koncentrację zespołu.

- Nowoczesna łączność ułatwia kontakt z bliskimi, ale nie usuwa ciężaru rozłąki. Zimą w Hornsund nie ma naturalnego cyklu dnia i nocy, a czas się trochę zatrzymuje - opisał kierownik stacji.

Niemal każdy może spróbować zostać polarnikiem w stacji Hornsund. Polska Akademia Nauk prowadzi rekrutację do kolejnych wypraw - zarówno zespołów letnich, które pracują na stacji od wiosny do jesieni, jak i zimowników zostających w Arktyce na cały rok. Poszukiwani są naukowcy, technicy i specjaliści różnych dziedzin, ale - jak podkreślają organizatorzy - równie ważne jak kompetencje są dojrzałość, odporność psychiczna i poukładane życie poza stacją.

- Na Svalbard nie można uciekać. Mogą tu trafić wyłącznie ci, którzy mają swoje uporządkowane życie. Z drugiej strony Arktyka ma w sobie jakiś nadnaturalny magnetyzm. Po pierwszej wizycie człowiek nie tyle tam jedzie ponownie, co zaczyna tam wracać - opisał dr Budzyński.

(PAP)

Logo PAP Copyright

REKLAMA
Tylko zalogowani użytkownicy mają możliwość komentowania
Zaloguj się Zarejestruj
REKLAMA
REKLAMA