30 października 1938 r. o ósmej wieczorem miliony Amerykanów zasiadło przed odbiornikami radiowymi, by posłuchać najpopularniejszej wówczas audycji "Chase and Sanborn Hour". Zamiast tego z trwogą wsłuchiwało się w radiowe doniesienia o ataku Marsjan. Na wieść o, niemożliwym do odparcia, ataku na Ziemię, wybuchła panika. Szczególnie impulsywnie zareagowało New Jersey – według radiowej relacji – epicentrum ataku.
W 1938 r. Orson Welles miał zaledwie 23 lata, cieszył się już opinią "złotego dziecka" amerykańskiej kultury, genialnego reżysera teatralnego. Był także dyrektorem Mercury Theatre. Zasłynął jako reżyser sztuk Szekspira, a także uzdolniony dramaturg, wystawiający sztuki własnego autorstwa. Jedną z najgłośniejszych prac młodego reżysera była adaptacja szekspirowskiego "Juliusza Cezara", którego akcję umieścił we współczesnych mu, faszystowskich Włoszech. Welles wykorzystał umiejętnie nastroje napięcia, związane z oczekiwanym wybuchem II wojny światowej.
– Wojnę czuło się w powietrzu. Ludzie byli na granicy – pisał biograf Wellesa Frank Brady, podkreślając, że w miesiącach poprzedzających "Wojnę światów" słuchacze radiowi otrzymywali kolejne informacje o wydarzeniach w Europie – układzie monachijskim, planowanym Anschlussie.
Spanikowany spiker
Kilka minut po godzinie ósmej, w głośniku odezwał się spanikowany głos spikera, opowiadającego o ataku kosmitów. Według jego raportu, Marsjanie wylądowali w miasteczku Grover's Mill w New Jersey. Dla oddania paniki na ulicach amerykańskich miast, Welles wykorzystał nagranie relacji z katastrofy sterowca Hindenburga z 1937 r.
Audycję otwierała zapowiedź, informująca, że program jest produkcji stacji CBS, został wyreżyserowany przez Orsona Wellesa i jest adaptacją powieści H. G. Wellesa. Choć wszystko wydawało się jasne, siła przekazu radiowego okazała się większa. Po chwili głos reżysera tłumaczył: "Wiemy, że we wczesnych latach XX wieku, nasz świat był obserwowany przez inteligencje pozaziemskie, większe od człowieka, jednocześnie tak samo śmiertelne"
Inwokację Wellesa przerwała informacja pogodowa, by po chwili znów przenieść się, tym razem, do nowojorskiej Hotelu Plaza, gdzie występuje orkiestra Ramona Raquello.
Meteoryty czy niezidentyfikowany obiekt?
Ramon Raquello gra "La Compansitę", gdy dziennikarz mu przerywa, by podać wstrząsającą wiadomość: naukowiec w Mount Jennings Observatory w Chicago spostrzegł serię wybuchów na planecie Mars. Orkiestra zaczyna grać popularny "Stardust", jednak przerywa jej astronom z Princeton. W trakcie wywiadu radiowego, profesor Pierson oświadcza, że przekazano mu właśnie karteczkę z informacją, którą dzieli się ze słuchaczami: nieopodal Princeton zanotowano gwałtowne wstrząsy o ogromnej sile. Profesor Pierson twierdzi, że to meteoryty. Około dziewiątej wieczorem radio podaje informację o niezidentyfikowanym obiekcie, który spadł w Grover's Mill w New Jersey.
Reporter Carl Philips, nie wzbudzając wątpliwości części słuchaczy, przemieszcza się z obserwatorium w Princeton do Grover's Mill. "Panie i panowie, to najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem... Ktoś się wyłania! Ktoś, albo coś...Czy to oczy? To może być twarz. Wielkie nieba, coś wyczołguje się z cienia niczym szary wąż" – relacjonuje Philips
Marsjanie zaatakowali!
"Przybysze" przystąpili do ataku i zaczęli podpalać wszystko, co znaleźli na swojej drodze. Głos spikera urywa się, po chwili całkowitej ciszy słychać komunikat: Co najmniej 40 osób leży martwych na polu na zachód od Grover's Mill.
Chwilę później sytuacja jeszcze się pogarsza: do akcji wkracza wojsko, jednak żołnierze także padają martwi. Do słuchaczy zwraca się Sekretarz Zasobów Wewnętrznych USA, którego głos przypomina – z rozmysłem – głos prezydenta Franklina Roosevelta: "Musimy zmierzyć się z naszym adwersarzem jako naród zjednoczony i odważny, gotowy walczyć o podtrzymanie ludzkiej supremacji na Ziemi". Kolejne wiadomości wzmagają panikę: trwa ewakuacja Nowego Jorku, armia USA przegrywa w nierównej walce z Marsjanami.
Część słuchaczy nie siedzi już jednak w fotelach przed radiem. Mimo zapowiedzi, że audycja jest jedynie adaptacją powieści, nie wszyscy zdążyli, by usłyszeć te zapewnienia. Większość wsłuchiwała się w "Chase and Sanborn Hour", zmieniając stację w przerwach w audycji. Właśnie wtedy dowiedzieli się o ataku na Ziemię. Tysiące ludzi wydzwaniało do stacji radiowych, redakcji gazet i na policję. Wielu mieszkańców Nowej Anglii i okolic New Jersey spakowało dobytek do samochodów i po prostu uciekło z domów. Kościoły zapełniły się, ludzie składali zaimprowizowane maski gazowe. Ponoć miało miejsce nawet kilka samobójstw, jednak nie zostały potwierdzone.
Fala krytyki
Kilka godzin po audycji, gdy jasnym stało się, że atak Marsjan nie był prawdziwy, Orson Welles zmierzył się z falą krytyki, a nawet pozwów sądowych. Przeprosił oficjalnie za swój wybryk, dodając, że nie miał pojęcia o wywołanej przez niego panice. Welles zyskał ogólnokrajowy rozgłos, który później pozwolił mu otrzymać zlecenie filmowe od wytwórni RKO – w 1941 r. nakręcił "Obywatela Kane'a", uznawanego za najwybitniejsze amerykańskie dzieło filmowe w historii.
Do "wojny światów" nawiązał nawet Adolf Hitler, który uznał audycję za świetny przykład "demokratycznej dekadencji i zepsucia".
W 2003 r. nagranie z audycji trafiło do Biblioteki Kongresu.
(pap)
Na zdjęciu: W miejscu, gdzie mieli lądować kosmici, powstał pomnik.
Fot. Wikipedia