W środę Ministerstwo Zdrowia podało, że badania potwierdziły zakażenie koronawirusem u dalszych 12 955 osób. Najwięcej przypadków wykryto na Mazowszu – 1 600. Zmarło 565 chorych. We wtorek zaraportowano 307 zgonów, w poniedziałek 29, a w niedzielę 57.
- Jest jakiś problem z raportowaniem i dzisiejszy wynik zgonów jest kumulacją z przynajmniej kilku dni. Dlatego analizowanie go w oderwaniu od poprzednich dni nic nam nie powie, bo nie wiemy dokładnie jakiego okresu dotyczą podane przypadki śmierci na COVID-19. Moim zdaniem, jeżeli istnieje pewne przesunięcie w raportach, lepiej byłoby podawać obok tej liczby dziennej średnią z tygodnia, dodatkowo z liczbą zgonów w danym tygodniu na inne choroby. Wówczas mielibyśmy pełen obraz sytuacji - powiedział ekspert.
Sutkowski ocenił, że liczba zakażeń zaraportowana w środę mówi nam tylko o tym, że jesteśmy na niemal identycznym etapie epidemii co przed świętami.
- Spodziewałem się tego, bo w przebiegu epidemii gwałtowne spadki z dnia na dzień nie są w zasadzie możliwe. Jeżeli na początku kolejnego tygodnia - w poniedziałek czy we wtorek - nadal będzie to ok. 13 tysięcy zakażeń na dobę, to będzie oznaczało brak wyraźnego wpływu zachowań w święta na rozwój epidemii. Bo dziś tego wpływu jeszcze nie możemy widzieć. Wówczas wprowadzone od poniedziałku obostrzenia pomogą nam zmniejszać sukcesywnie te liczby do połowy stycznia - stwierdził lekarz rodzinny.
Właśnie święta i zachowania społeczeństwa w sylwestra zadecydują, zdaniem eksperta, o tym, z jakimi obostrzeniami będziemy mieli do czynienia po 17 stycznia.
- Jeżeli dane ok. 10 stycznia nie pokażą spadków z tej liczby ok. 13 tysięcy zakażeń, to znaczy, że źle "przepracowaliśmy" ostatnie tygodnie. Jeżeli jednak będzie ruch w dół, to w mojej ocenie rządzący zrobią wszystko - z różnych względów - aby spowodować powrót nauczania w szkołach po 17 stycznia - przynajmniej w formie hybrydowej, ale także otwieranie poszczególnych branż gospodarki - dodał ekspert.
(PAP)