Poniedziałek, 06 maja 2024 r. 
REKLAMA

Skok na OFE

A miało być tak pięknie. Hawaje na emeryturze. Pod takim hasłem tworzono II filar emerytalny, czyli otwarte fundusze emerytalne. Część składki płaconej do ZUS była przelewana na osobiste konto w OFE. Fundusze co roku przekazywały nam informację o stanie konta. Nie były to oszałamiające kwoty, ale mieliśmy poczucie, że te pieniądze są nasze, że nikt ich nam nie zabierze.

Pierwszy skok na OFE zrobił poprzedni rząd. Dzięki przelaniu części składek z powrotem do ZUS załatał nieco dziurę budżetową. Zrobił to jednak w taki sposób, że obywatel wciąż może mieć poczucie, że to są jego znaczone pieniądze. Kwoty przelane do ZUS są zaksięgowane na subkontach i każdy z nas wie, czym dysponuje.
Drugi skok na OFE planowany przez obecny rząd niesie za sobą dalej idące konsekwencje. To nie jest zwykłe przeniesienie naszych pieniędzy do ZUS, to grabież części naszych oszczędności. Otwarte Fundusze Emerytalne, tak wynika z zapowiedzi, zostaną całkowicie zlikwidowane. Na marginesie głównego wątku warto zauważyć, że odbije się to fatalnie na kondycji warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych, gdyż do OFE należy znaczna część akcji polskich firm. Co więcej, część prywatnych firm notowana na giełdzie może trafić pod kontrolę państwa, czyli przejść proces nacjonalizacji.
Sądząc po przedstawionych dotychczas założeniach, nasze składki zgromadzone w kilkunastu funduszach zostaną w części przejęte przez nowo utworzony państwowy fundusz. Można mieć nadzieję, że ta część składek zostanie zapisana każdemu z nas na indywidualnych kontach. To tylko nadzieja, bo zapowiedź w tej części jest niejasna. Pojawia się podstawowe pytanie, dlaczego jeden wielki państwowy fundusz ma zarządzać pieniędzmi lepiej, niż robiły to fundusze prywatne? Fundusz zależny od polityków będzie na ich usługach. Trzeba będzie zainwestować w akcję nierentownych kopalń, to się tak uczyni; trzeba będzie ratować inną spółkę Skarbu Państwa – proszę bardzo. Może zatem się okazać, że państwowy fundusz zamiast pomnażać nasze emerytury, doprowadzi do większych niż dotychczas strat.
O ile pomysł z państwowym funduszem i indywidualnymi w nim kontami można jeszcze jakoś przetrawić, o tyle druga część skoku na kasę woła o pomstę do nieba. 1/3 naszych składek, przez lata gromadzonych na osobistych kontach, ma być nam ot tak po prostu zrabowana. Te pieniądze mają trafić do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Posłużą na dopłaty do emerytur tym, którzy nie zgromadzili składek w dostatecznej wysokości.
Kiedy powoływano OFE, zawieraliśmy z państwem swoistą umowę społeczną. Teraz próbuje się tę umowę unieważnić, nie pytając nas o zdanie. W majestacie prawa silniejszego dokonuje się grabieży majątku.
Obawiam się, że te zapowiedzi zostaną niestety wcielone w życie. Nie zanosi się na żadne konsultacje społeczne, decyzji polityków nie zakwestionuje Trybunał Konstytucyjny, bo jego prace zostały sparaliżowane. Każdy pomysł, nawet najperfidniejszy, jest od razu wcielany w życie.
Mydli się nam oczy wyższą emeryturą po nacjonalizacji OFE, tak jak niegdyś mydliło się oczy Hawajami. Prawda jest bardziej brutalna. Z danych ujawnionych przez ZUS wynika, że z roku na rok ta instytucja, by wypłacać emerytury, będzie potrzebowała coraz wyższego zastrzyku z budżetu. W 2017 r. zabraknie na wypłatę emerytur ok. 47 mld zł, a w 2060 r. nawet do 250 miliardów złotych. Potrzeby budżetu państwa są nieograniczone, bo rosną wydatki na obronę, bo miliardy idą na „500+”. Stąd ten pomysł, by sami emeryci załatali dziurę. Zabranie części naszych oszczędności z OFE i przekazanie ich do Funduszu Rezerwy Demograficznej oznacza odciążenie budżetu państwa na kwotę około 35 miliardów złotych. Skoro tylko politykom uda się przeprowadzić ten manewr, może się pojawić pokusa zabierania nam kolejnych cząstek naszych składek i ratowania nimi budżetu.