Ten rok był jednym z najlepszych w historii polskiej piłki nożnej – z wielu oczywistych powodów. Rozwinę tylko jeden wątek. O tym, że mamy świetnych zawodników, wiedzieliśmy od pewnego czasu, teraz dowiedzieliśmy się jednak, że mamy także pozbawionych kompleksów trenerów. Różnica jest taka, że piłkarze, aby się rozwinąć, muszą wyjeżdżać do klubów zagranicznych, tymczasem nasi trenerzy są wytworem – tak, tak – sławetnej polskiej myśli szkoleniowej.
Adam Nawałka, selekcjoner reprezentacji, wcześniej był trenerem Górnika Zabrze. Poprowadził kadrę do historycznego ćwierćfinału na Euro, teraz kontynuuje znakomitą passę. Ktoś powie: dostał najlepsze pokolenie polskich piłkarzy od lat, miał łatwo. Odpowiadam: z gwiazdami też trzeba umieć sobie radzić. Nie wystarczy zebrać dobrych zawodników, żeby stworzyli dobry zespół. Gdy pojawił się pierwszy poważny kryzys – związany z pijaństwem na zgrupowaniu – Nawałka wybrnął z niego najlepiej jak można było, rozwiązując problem w zamkniętym gronie, poza zasięgiem mediów. Oczywiście, prędzej czy później Nawałka zostanie z kadry wywalony. Nikt mu jednak nie odbierze tego, co osiągnął do tej pory.
Legię do niezapomnianego dwumeczu z Realem Madryt (najpierw przegrana 5:1 po świetnej grze, potem fenomenalny remis) poprowadził Jacek Magiera, od dawna związany ze stołeczną drużyną, ściągnięty do niej z powrotem z Zagłębia Sosnowiec. Magiera wspaniałe występy swoich zawodników obserwował ze spokojem, bez histerii. W wywiadach sprawia wrażenie niesłychanie poukładanego człowieka. Kompetentnego, pewnego swojej wartości, takiego, który niczego nie musi nadrabiać grepsami. Jest zaprzeczeniem stereotypów polskich trenerów.
Oto ludzie, którzy w starciu z Zachodem czasem wygrają, czasem zremisują, czasem przegrają, ale nigdy nie narobią w portki przed pierwszym gwizdkiem.