W skondensowanej formie brzmi to tak: „Czarna komedia z elementami skandynawskiego horroru. Postaci zaczerpnięte z uniwersum ikonicznego norweskiego dramaturga Henryka Ibsena, spotykają się po śmierci ojca".
Tak rozpoczyna się nota w programie repertuarowym Teatru Współczesnego, przypisana do spektaklu Very Ibsen. Skondensowana zręcznie, trafnie też wprowadzająca w tematykę i stylistykę spektaklu na Scenie Nowe Sytuacje.
Choć w tym przypadku akurat, rzecz cała polega na tym, że sytuacje nie są wcale nowe; przeciwnie wydają się stare (klasyczne) i nie mniej „ikoniczne" niż pojawiające się na scenie postaci: matka, córka, syn, żona, mąż. Nie są również nowe w sensie szerszym, posługują się bowiem typowymi, archetypicznymi figurami z teatrzyku rodzinnej represji. I depresji. Której mroczne źródła są tak głębokie jak patriarchalna kultura, w jakiej wciąż żyjemy. Wciąż, bo w Norwegii z przełomu XIX i XX wieku, jak i w Polsce, w wieku XXI.
Ale to akurat przejawia się w faktycznie nowej formule ich prezentacji na szczecińskiej scenie. Wiadomo przecież, że dramaty Ibsena są ze swojej
...