Jako recenzent teatralny od lat ponad czterdziestu powinienem być gotowy na przedstawienie zaczynające się od parominutowej sekwencji pieska penetrującego nosem ludzki but - co widzimy „na żywo" na ekranie w tle sceny, ale i na scenie - toteż początek nowej premiery Teatru Współczesnego nie zaskoczył mnie przesadnie.
Zważywszy zresztą na atmosferę sensacji, w jakiej powstawał i zapowiadany był Dobry piesek, nie tylko dalszy ciąg scenicznego obwąchiwania - najpierw szmacianej lalki, potem fragmentu skrwawionej ludzkiej ręki - ale i całe przedstawienie okazało się, nie tylko dla piszącego te słowa, a i ogółu publiczności chyba, łagodniejszą próbą scenicznego ekscesu, niż można by się spodziewać. I bynajmniej nie dlatego, że skrwawiona ręka była (sugestywną skądinąd) atrapą, lecz że to po prostu porządne, starannie przygotowane, acz i dość grzeczne w samej swej istocie przestawienie.
O jakimś szoku poznawczym czy estetycznym nie ma więc mowy. Tym bardziej że współczesny polski teatr - od czasu, gdy zwierzęta zaczęły się pojawiać na scenie (inna rzecz, że początkowo jako polemika z
...