Filmy Pedro Almodovara nie kojarzą mi się raczej z piosenkami. Z muzycznością tła, owszem. Ale żebym pamiętał jakiś przebój? No, nie. Almodovar, czołowa postać autorskiego kina, kojarzy się raczej ze śmiałą erotyką, wolnością obyczajową, meandrami tożsamości płciowej, antymieszczańskim buntem…
A jednak… Kiedy wpatrzyć się głębiej w jego obrazy, wsłuchać w ich aurę, przypomną się nostalgiczne, przesycone namiętnością melodii z owych filmów, z ich charakterystycznym hiszpańskim zaśpiewem i brzmieniem. I gdy trochę pogrzebie się w necie, łatwo znajdzie się tak piękne utwory jak Piense En Mi z jego Wysokich obcasów, Puro Teatro z Kobiet na skraju załamania nerwowego czy La Luna z Kiki.
A właśnie ta ostatnia pieśń, dramatyczna i czuła, stała się bazą Cafe Luna - nowej premiery w koszalińskim teatrze. „Spektaklu muzycznego", jak informuje nota o nim, „inspirowanego filmami Pedro Almodovara".
Cóż, inspiracja to już pojęcie szersze. Można z niego wyprowadzić różne motywy, a piosenki nie muszą być koniecznie „almovodarove". Po obejrzeniu (wysłuchaniu) Cafe Luna wiem już, że tak było i w
...