Zadał osiem ciosów nożem. Zabił. Potem zmieniał wersje przebiegu zdarzenia, umniejszając swoją rolę w zbrodni, zasłaniał niepamięcią. Przez siedem lat na „wątpliwościach, rozważanych na korzyść oskarżonego" konsekwentnie budował linię obrony, aby za zabicie człowieka nie pójść za kraty. Wyjątkowo skutecznie, o czym przekonuje także wyrok, jaki w jego sprawie właśnie zapadł w szczecińskim Sądzie Okręgowym.
Tylko Grzegorz K. wie, jaka jest prawda - co faktycznie wydarzyło się w jego mieszkaniu przy ul. Mieszka I w Policach feralnego 15 lipca 2017 r. Od chwili zadania ośmiu ciosów nożem dał sobie bowiem ponad dobę na przygotowanie opowieści o tym, dlaczego zabił przyjaciela. W tym czasie pił, spał, wyszedł z domu, zrobił zakupy, dalej pił, rozmawiał z synem, nie otworzył mieszkania policjantom, znów pił i spał przy ciele zabitego. Nigdy nie wyjaśnił, co stało się z 650 złotymi, o których kradzież posądził przyjaciela, czym - rzekomo - sprowokował go do napaści. Ponoć zniknęły z białej koperty, ale nie znaleziono ich przy ciele zabitego.
Dwóch ludzi - jedna śmierć
W szczecińskim
...