Rozmowa z pisarzem Marcinem Szczygielskim.
- Właśnie ukazał się pana tom opowiadań zatytułowany „W kółko o dziewczynach". Akcję jednego z nich umieścił pan w Szczecinie, w okolicy, w której - jeśli mnie pamięć nie myli - mieszkali pana dziadkowie…
- Rzeczywiście, to są okolice ulicy Potulickiej, gdzie mieszkali moi dziadkowie. Pisząc to opowiadanie zatytułowane „Skarb", wyobrażałem sobie ich dom. On tak mniej więcej wyglądał i ta ilość sąsiadów była taka jak w opowiadaniu. Do tego sąsiedzi byli podobnie ze sobą związani, co dla mnie zawsze było niezwykle magiczne. Do Szczecina przyjeżdżałem na wakacje z Warszawy, gdzie mieszkaliśmy na bardzo nowoczesnym osiedlu mającym pewnie ze dwa tysiące mieszkań. Stąd sąsiadów raczej się nie znało. Tymczasem w kamienicy moich dziadków do sąsiadów wchodziło się bez pukania, a sąsiadki piekły tyle ciasta, by nim poczęstować wszystkich wokół. To było trochę takie mieszkanie jak w komunie. Pamiętam, że często podpytywałem dziadków, jak wyglądało życie w Szczecinie zaraz po wojnie. Zwłaszcza że oni byli tu pionierami. Dziadek przyjechał do
...