Rozmowa z Wojciechem Lizakiem, właścicielem szczecińskiego antykwariatu „Wu - eL"
- Ubolewa pan nad tym, że szczecińskie elity nie dbają o kulturowe dziedzictwo „Solidarności"…
- Tak, pozwalają je wymazać. Obojętność na dziedzictwo kulturowe to cecha charakterystyczna naszego miasta. W pewnym sensie pozwoliliśmy wydrzeć sobie „Solidarność". Weźmy Gdańsk - funkcjonuje tam potężne Europejskie Centrum Solidarności. U nas to, co chwalebne w naszej przeszłości, przecieka przez palce. Pamiętam, że gdy przyjechałem do Szczecina w 1974 toku, obraz takiego Guido Recka, założyciela Liceum Sztuk Plastycznych w Szczecinie, potrafił kosztować połowę tego, co wydawało się wtedy na samochód „Syrenka". Czyli dużo. Teraz to nie do pomyślenia.
- Może „Solidarność" po prostu mało kogo obchodzi?
- Jest takie zjawisko, że drugie pokolenie bywa mało zainteresowanie zasługami ojców i matek. Znam przypadek, że rzeczy jednego z bohaterów szczecińskiej „Solidarności" zostały wyniesione na śmietnik. Ale za to trzecie pokolenie ma inne podejście, wraca do historii, chce się czegoś dowiedzieć. Uważam, że
...