Na szczecińskim jeziorze Dąbie zmarł żeglarz, który od trzech lat koczował na jachcie zakotwiczonym przy brzegu między Czarną Łąką a Lubczyną. Żeglarz nie korzystał z płatnych przystani jachtowych. Co jakiś czas pojawiał się w oddalonej o kilka kilometrów Lubczynie - prawdopodobnie robił zakupy w tamtejszym sklepie.
W poniedziałek wieczorem strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Lubczynie dostali informację o tym, że jacht jest silnie przechylony na jedną z burt, a w kabinie pali się światło. Po dotarciu służb na miejsce okazało się, że żeglarz od pewnego czasu nie żyje.
Brzegi jeziora Dąbie porośnięte są ciągnącymi się wiele kilometrów trzcinowiskami. Jacht zmarłego żeglarza był zakotwiczony około stu metrów od takiego brzegu między wsiami Czarna Łąka i Lubczyna. W promieniu wielu kilometrów nie ma w tym miejscu żadnych domów z wyjątkiem stacji pomp na wale przeciwpowodziowym. Od drogi asfaltowej prowadzi do przepompowni kilometrowy odcinek polnej drogi ze zniszczonych betonowych płyt.
- Do tego człowieka przychodziły jakieś paczki. Kurier zostawiał je koło stacji pomp -
...