Historia jak z pięknej, ale smutnej bajki. A do bólu prawdziwa. Opowieść jak wolnościowy manifest LGBT, ale pisany bez ideologicznego zadęcia.
A tytuł z lekka poetycki, trochę prowokujący, jakby z czułej komedii romantycznej wzięty. Nie całuj mnie teraz… Teraz, czyli kiedy? Można by rzec: wtedy, bo to historia z przeszłości, ale i teraz właśnie, w naszych czasach.
Najnowsza premiera szczecińskiego Teatru Współczesnego wpisuje się bowiem w dyskurs społeczny, który falami przechodzi przez Polskę od wielu już lat. Nie tyle dyskurs to nawet, ile zderzenie dwóch światów. Tego, który w imię praw człowieka dopomina się o szacunek dla osób nieheteronormatywych i uznanie prawa samostanowienia w kwestii tożsamości płciowej. Oraz tego, który owego prawa odmawia, odrzucając z zasady każdą „trzecią płeć" (i każdą kolejną oczywiście), drwiąc agresywnie z „lesbijek i pedałów".
Zaniepokojonych, że teraz będzie o konieczności walki o te prawa, uspokoję, nie o tym będzie tu mowa, bo też nie o tym - a na pewno nie o tym przede wszystkim - jest przedstawienie autorstwa Olgi Ciężkowskiej (tekst i
...