To ekran zarezerwował dla siebie formułę gatunkową „filmu drogi" - głównie za sprawą kina amerykańskiego, czemu trudno się zresztą dziwić, to przecież w USA drogi są najdłuższe i wiodą najdalej - choć istnieje przecież także „powieść drogi", skądinąd również mocno obecna we współczesnej literaturze zza oceanu, z fundamentalną W drodze Jacka Kerouaca na czele.
Do takiej formuły odwołuje się Tschick Wolfganga Herrndorfa, wydany po polsku jako Czik, a teraz - pod tytułem oryginału - wystawiony na scenie Teatru Polskiego przez Marka Gierszała.
Formuła to skądinąd bardzo pojemna, bo mieści w sobie zarówno elementy literatury podróżniczej, przygodowej, obyczajowej, ale też tzw. bildungsroman, powieści o dojrzewaniu - tu by tak rzec: przyspieszonym, bo wpisanym nie w lata, a w trasę wędrówki - choć nie zawsze jest to dojrzewanie ludzi młodych; że wspomnę tylko kultowy dla wielu film Thelma i Luise czy nagrodzoną niedawno Oscarem Green Book - Zieloną księgę.
Dla polskiego odbiorcy, zwłaszcza takiego, który wychował się na literaturze dla młodzieży z lat 60. i 70. ubiegłego wieku, jest też
...