Inka jest drobna i wychudzona. Ma drastycznie opuchnięte stawy, przerośnięte pazury, a na przerzedzonej sierści liczne rany nie tylko po świerzbowcu i pchłach. Miała skonać na pasku od spodni, przywiązana do domu swego pana. Teraz jest już bezpieczna w ramionach Marleny z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Nie tylko dla Inki z Ińska, czyli czarnej 12-letniej drżącej suni, szczeciński oddział TOZ stał się przyjazną przystanią po latach krzywdy, bólu i cierpienia.
- Trafiła do nas dopiero w piątek. Ledwie została odpchlona i odrobaczona. Ma problemy nie tylko ze stawami, ale również z sercem. Wdrożyliśmy pełną diagnostykę. Czekamy na wyniki badania krwi, a po nich jedziemy na echo serca - mówi Marlena Sobczak ze szczecińskiego TOZ.
Po pierwsze: nieobojętność
Gdyby nie sąsiedzi oprawcy Inki, wychudzona i schorowana sunia nie miałaby żadnych szans. Podobnie jak Nadia. Jest biszkoptową przyjazną sunią w typie labradora, którą właścicielka przez ostatnie lata trzymała zamkniętą w ciemnej komórce metr na metr, na szczecińskim Skarbówku.
- Nam opowiadała, że
...