W mieszkaniu komunalnym przy ul. Kopernika w Szczecinie zmarł człowiek. Przez dłuższy czas nikt o tym nie wiedział. Do chwili, aż u pani Joanny, która mieszka piętro niżej, z podwieszanego sufitu w łazience na pralkę i podłogę zaczęła kapać brązowo-żółta maź, a z kratek wentylacyjnych i szczeliny w ścianie wypadać larwy. Kiedy już służby zabrały rozkładające się zwłoki, zadzwoniła do ZBiLK. - Myślałam, że będą w szoku, zaczną szybko działać - mówi. - Ale zareagowali, jakby pękła uszczelka. Mijają dwa tygodnie, a kobieta wciąż nie wie, kiedy będzie mogła wrócić do mieszkania.
Pani Joanna przez kilka dni czuła dziwny zapach. Najpierw myślała, że to gaz, potem, że przez kratkę wentylacyjną w łazience czuć śmieci.
- 9 października, po godzinie 15 weszłam do domu i poczułam okropny fetor - opowiada. - Nie było wątpliwości, że coś jest nie tak. Kiedy zobaczyłam, że z sufitu zaczyna kapać jakaś dziwna brązowo-żółta ciecz, zaczęłam przeczuwać, że stało się coś strasznego.
Zadzwoniła pod 112. Przyjechali wszyscy naraz - policja, straż pożarna, pogotowie. Pracowali na miejscu wiele godzin.
- Policjanci ostrzegli mnie, żebym była bardzo ostrożna z tą mazią, która jest w mojej łazience, to płyny ustrojowe, w których jest trupi jad - opowiada pani Joanna. - Kapało cały czas i coraz bardziej. Połowa łazienki była zapryskana, podłoga, pralka, szafka, kabina prysznicowa. Co miałam robić? Żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się cieczy na resztę łazienki, wzięłam przeciwbakteryjne spreje, maskę, rękawice i zaczęłam sprzątać
...