Człowieka pozbawił życia, ale nie można go nazwać mordercą. Bo sądy dwóch instancji od tego zarzutu go uniewinniły. Jest więc wolny, choć swemu jedynemu przyjacielowi zadał osiem ciosów, nóż przekładając z ręki do ręki. Teraz znów odpowiada przed sądem, oskarżony o tę samą zbrodnię sprzed lat.
W szczecińskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się (3 grudnia) proces Grzegorza K. (62 l.), oskarżonego o to, że „działając z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia pokrzywdzonego, posługując się nożem o długości ostrza 20 cm, zadał pokrzywdzonemu" najpierw lewą ręką sześć ciosów w twarz, szyję i klatkę piersiową, a następnie - już prawą - kolejne dwa, także w serce. Czym doprowadził do jego śmierci. Pokrzywdzony zmarł - jak wynika z aktu oskarżenia - w następstwie masywnego krwotoku i wstrząsu hipowolemicznego. Oskarżony nie starał się pomóc rannemu - tamować krwi, wezwać pogotowia. Twierdzi, że stracił przytomność „na skutek alkoholu, strachu, nerwów, mieszanki tego wszystkiego".
Alkohol, przyjaciel i śmierć
Proces dotyczy tragicznego w skutkach zdarzenia, do jakiego doszło przed ponad
...