Z Januszem HUĆKĄ, urodzonym w Krośnie artystą, którego idolem jest wielki artysta Zdzisław Beksiński, rozmawia Wioletta MORDASIEWICZ
- Od kiedy trwa u pana fascynacja Zdzisławem Beksińskim? Jak w ogóle zaczęła się pana wielka przygoda ze sztuką?
- Jako dziecko często oglądałem program telewizyjny „Piórkiem i węglem", który prowadził śp. prof. Wiktor Zin. Dla mnie to było coś niesamowitego, że z niczego można zrobić coś. Wtedy zacząłem robić swoje pierwsze szkice. Ukończyłem Politechnikę Rzeszowską. Jakiś czas później wybrałem się na wystawę Zdzisława Beksińskiego w Muzeum Sanok. Od tej pory w moich pracach zaczęło się pojawiać podobne jemu, surrealistyczne postrzeganie świata. Od wtedy już byłem pewny, w jakim kierunku chcę iść.
- Co pana przyciągnęło tutaj aż z południa Polski?
- W 2004 r. zaczęła się moja migracja m.in. do Anglii, Szwecji, Holandii, Irlandii, gdzie mieszkałem, żyłem i pracowałem. Za granicą, w Holandii, poznałem swoją żonę, która pochodzi z Zachodniopomorskiego. Tak to się zaczęło. Przez 6 lat mieszkaliśmy w Holandii. Nigdy jednak nie chcieliśmy zostać na stałe
...