Z Marcinem GRZELAKIEM rozmawia Monika GAPIŃSKA
- Skąd pomysł na to, by poważny dyrektor firmy zajął się pisaniem powieści?
- Zawsze z literaturą byłem blisko, bo od dziecka dużo czytałem. Od dawna też coś sobie pisałem. Co prawda, były to raczej mniejsze formy, bo opowiadania. Było to jednak pisanie do szuflady. Jednocześnie toczyło się moje życie zawodowe. Kiedyś te moje opowiadania przeczytała narzeczona i namówiła do napisania czegoś większego. Kiedy zacząłem to robić, całkowicie wsiąkłem. A skoro powiedziała pani o poważnym dyrektorze, to już po publikacji mojej książki odezwała się do mnie kompletnie nieznana mi wcześniej osoba będąca na wysokim stanowisku. Napisała, poprzez portal biznesowy, gdzie jestem dość aktywny, że mi bardzo dziękuje, iż odważyłem się na napisanie powieści i że ona też wyciągnie swoje napisane teksty, które dotąd były chowane do szuflady.
- Pana debiutancką powieść pt. „Pułapka na anioły" czytelnik otrzymał w czwartej wersji, bo tyle ich było wcześniej, prawda?
- Tak, z pierwszej wersji wypadło aż sto stron. Te kolejne wersje to była taka moja
...