Rozmowa z Arturem Andrusem
- Wkrótce wystąpi pan z koncertem w Szczecinie. Czy usłyszymy na nim utwory z najnowszej płyty „Sokratesa 18"?
- Głównie z tej płyty. Choć moje recitale są konstruowane w taki sposób, że sięgam po utwory z innych albumów. Czasem pojawia się też nowa piosenka, która jeszcze nigdzie się nie ukazała.
- Jakie piosenki muszą się znaleźć na pana koncercie, bo publiczność się ich po prostu domaga?
- No tak, musi być „Piłem w Spale, spałem w Pile". Ta piosenka zaczyna mnie nieco prześladować, jeśli tak to można określić. Zaczynam czuć to samo co artyści, którzy przez kilkadziesiąt lat musieli śpiewać jakiś swój przebój. Staram się jednak, by w programie zasadniczym przedstawiać nowe rzeczy, a takie piosenki, jak choćby tę wspomnianą czy inną, „Królową nadbałtyckich raf", pozostawiać na bis.
- „Sokratesa 18" to płyta, której inspiracją były pana liczne podróże, również te zawodowe. Ile dni w miesiącu spędza pan na wyjazdach związanych z pracą?
- To różnie. Czasem koncertuję znacznie mniej i wyjeżdżam z domu cztery czy pięć razy w miesiącu.
...
Fot. mystic production