- Wchodzę do lokalu gastronomicznego, a tam fruwają gołębie, chcę przysiąść przy kawiarnianym stoliku - nie mogę, bo siedzenia upaćkane odchodami miejskich ptaków, nie mówię już o ławkach w parkach i na szczecińskich skwerach - pisze do nas pani K., która nie ukrywa, że zainspirował ją artykuł „życie w gołębniku", który ukazał się w czwartkowym „Kurierze".
- Patrzę na to, jaką zabawą dla niektórych jest dokarmianie gołębi i żal mi tych ptaków, zjadających słone frytki, resztki bułek, chleb tak suchy, że można by nim było szyby wybijać. Żal mi też tych, którzy z rzucania byle czego pod dzioby gołębi zrobili sobie rozrywkę, bo nie wiedzą, jaką krzywdę robią im samym i tym, którym przychodzi żyć w takim otoczeniu. Rzadko jadam w mieście, ale od czasu to czasu korzystam z Mak Kwaka przy pl. Lotników, bo mąż lubi kebab i za każdym razem widzę, że towarzystwo zasiadające w ogródku rzuca...
...Autor: Katarzyna Lipska-Sokołowska